Rozdział 2.

497 34 6
                                    

Miałem już wyjść ze szkoły, kiedy ktoś rzucił się na mnie. Gdy się odwróciłem ujrzałem czarnowłosego chłopaka z niebieskim pasemkiem na środku grzywki, która zaslaniała mu prawie prawe oko. Był wysoki i chudy, a ubrany był w czarną bluzkę z czerwonym nadrukiem i czarne rurki oraz czarne trampki. Jednym słowem, był cały ubrany w czarne rzeczy.
-Ała. Pogłupiałeś downie?!- krzyknąłem łapiąc się za jedno ramie i spojrzałem ze złością na tego debila.
-Sory,bobasie. - złapał się za głowę "czarnych" i zaczął się śmiać.
- Ej. Nie pozwalaj sobie. A ciebie co? Z wiezienia wypuścili? - powiedziałem pewny siebie. Nagle ten debil złapał mnie za bluzkę przy szyi i podniósł do góry.
- Pojebalo Cię?! Chory jesteś, czy jak?! Powinni Cie w psychiatryku zamknąć.
- Porozmawiasz ze mną normalnie, czy mam Ci przypieprzyć?!
Chłopak był za silny, więc mu ustapiłem i kiwnąłem głową na tak. Odstawił mnie od razu, po czym zdjął plecak ze swoich pleców i zaczął czegoś szukać. Stałem i czekałem, aż w końcu wsadził mi jakąś kartkę w twarz.
-Co to jest? - wziąłem kartkę z jego rąk i spojrzalem na nią. Nic z niej nie zrozumiałem. To nie tak, że nie umiem czytać. Po prostu nie wiedziałem o co chodzi. Były na niej napisane godziny jakiś spotkań.
- Czy ty w ogóle byłeś przytomny na chemi? - spojrzał na mnie zdziwiony, po czym usiadł na środku chodnika. - mamy zrobić projekt na temat jakiejś tam " Dysocjacji jonowej". Jesteś w grupie ze mną i jeszcze dwoma dziewczynami z klasy. To one wymyśliły te cholerne spotkania. Nie wiem po chuja, to całe  zamieszanie. Odwaliłyby wszystko za nas, chyba że byś chciał robić z nimi to w tedy za mnie, i był by git. A teraz przychodź dwa razy w tygodniu i słuchaj jak cie pouczają.
Spojrzalem na niego i raz jeszcze na kartkę. Znowu musiałem usnąć na chemi. Szczerze? Nie wiedziałem co no tym myśleć.
-To kiedy i gdzie jest pierwsze spotkanie? - spojrzalem znowu na chłopaka.
- Eh.... jutro, u mnie, o 16, złociutki. - czarnowłosy dostał takiej padaczki śmiechu, że aż musiał położyć się na chodniku, na którym siedział.
- Coś ty powiedział?!
- No dobra, dobra. Nie denerwuje się, bo jeszcze okresu dostaniesz. - wstał, po czym położył rękę na moim ramieniu. - Tak w ogóle, to Kei jestem. - uśmiechnął się niewinnie.
- Akashi. - powiedziałem, po czym zdjalem jego rękę z mojego ramienia i odwróciłem się idąc w swoją stronę do domu. Szczerze nie chciałem tam wracać. W domu pewnie czeka na mnie ojciec alkoholik i starszy, przyrodni brat, który mnie nie znosi do tej potęgi, że kiedyś próbował mnie zabić nożem. Matka umarła 2 tygodnie po dniu mojego adoptowania. Nie mogła znieść ojca. Tak, jestem adoptowany. Moja prawdziwa mama umarła przy moich narodzinach, a ojciec się mnie wyparł i po 5 latach oddal mnie do domu dziecka. Tam spędziłem kolejne 5 lat.
- Ej, ale nie gniewasz się na mnie prawda? - zaczął krzyczeć Kei chwytając swój plecak i zarzucając go na plecy.
Stałem chyba z minute wymyślając co mu odpowiedzieć.
- Pewnie, że nie. - pomachałem mu na porzegnanie, nie odwracając się wcale do niego.
***

Następnego dnia wyszedlem wcześniej do szkoły, kiedy jeszcze ojciec z bratem spali. Nie chciałem już dłużej siedzieć e domu. Ja w ogóle nie chciałem do niego wracać. Kiedy dotarłem do szkoły była 7:10. Miałem jeszcze 50 minut. Postanowiłem odrobić lekcje,których wczoraj nie zdąrzyłem zrobić, ponieważ mój brat zgubim mp3 i oskarżył mnie o kradzież. A ojciec jak zwykle mu wierzy. Musiałem zamknąć się w łazience i tam spędziłem całą noc. Gdy już skończyłem odrabiać lekcje była godzina 7:30. Szybko je odrobiłem. Pomyślałem sobie. W pewnym momencie poczułem czyjeś ręce na swojej twarzy, a potem nic w ogóle nie widziałem. - K-kto tu jest?- spytałem nie pewnie przełykając ślinę.
- A jak myślisz kotku.
W tym momencie usłyszałem męski głos.
- Eh.... to tylko ty Kei co nie? - znów spytałem mając nadzieję,że nie usłyszę sprzeciwu.
- Może tak, a może też nie. - zdjął jedną rękę z moich oczów zasłaniając bardziej moje oczy drugą ręką. Po chwili poczułem, że wsadza jedną ze swoich rąk pod moją bluzkę.
-Bije Ci na dekiel patafianie?! - krzyknąłem odwracając się, a on odskoczył ode mnie.
- Nasza kicia się zdenerwowala? - zaśmiał się wywalając się na podłogę.
- Haha bardzo śmieszne. - powiedziałem, po czym poszedłem do łazienki i zamknąłem się w jednej z kabin.

Dziekuję, że czytacie moje wypociny. Kolejna część już nie długo. Czym więcej gwiazdek tym większa motywacja. ( ^∇^)
-

Zawsze Przy Tobie Będę. |yaoi|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz