Wielka Tajemnica

15.5K 528 173
                                    

Minął miesiąc od śmierci Voldemorta i wielkiej bitwy o Hogwart.

Harry przez ten czas pomagał aurorom w wyłapaniu pozostałych Śmieciojadów którzy głośno okazywali swoją rozpacz, złość i nienawiść paląc i niszcząc siedziby mugoli.

- O tyle lepiej że nie ma Bellatrix...- mruknął pod nosem zmęczony Harry do swojego towarzysza, aurora Nick'a.

- Oooo tak..., zagrzewałaby ich do walki - odpowiedział tym samym zmęczonym głosem.

- Nicku kiedy to wszystko się skończy? Kiedy będę mógł prowadzić normalne życie?

- Wiesz Harry..., obawiam się że "normalne życie" twoje nigdy nie było i nie będzie. Pokonałeś Czarnego Pana już kilka razy a teraz ostatecznie z nim zwyciężyłeś i uwolniłeś nas wszystkich od jego potęgi. Świat o tym nie zapomni z dnia na dzień. Ciesz się że cały czas jesteśmy w podróży, obawiam się że gdybyśmy osiedli w jakimś miejscu na dłużej pod drzwiami stali by ludzie dobijając się do ciebie i prosząc o cokolwiek byle tylko na ciebie popatrzeć i potem opowiadać potomnym "widziałem TEGO Pottera!". Musisz się z tym pogodzić i znaleźć sposób na życie, mój drogi.


Wypatroszenie wszystkich, a przynajmniej wielu aktywnych popleczników Voldemorta udało im się dopiero po 4 miesiącach. Harry przez ten czas nie mógł się do końca odprężyć, ponieważ z każdej strony mógł go zaatakować wściekły psychol. Ale wszystko w końcu się kończy, Harry wrócił do Hogwartu obawiając się najgorszego, dlatego nie powiadomił wcześniej dyrektorki o swoim przybyciu. A jednak, miał rację. Kiedy wszedł do zamku i ruszył w kierunku pokoju dyrektorki natknął się na kilku nauczycieli. Uprzejmie kiwał im głową a oni odpowiadali z takim entuzjazmem że Harry obawiał się czy nie naciągną sobie szyi... . Wszedł do pokoju w którym działo się tyle rzeczy..., tyle wspomnień. Nawet nie pukał, po prostu wszedł jakby to był jego dom. Za biurkiem siedziała Minerwa McGonagall, obecna dyrektorka Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart.

- Siadaj Potter - poleciła krótko dość oschłym tonem.

- Mi również miło panią widzieć... - burknął Harry ale zajął swoje miejsce.

- A więc mów, jak z resztą Śmierciożerców i co zamierzasz teraz robić.

Harry opowiadał jej o polowaniu na resztę popleczników Czarnego Pana, ona ani razu mu nie przerwała tylko uważnie słuchała. Ale nie mógł odpowiedzieć na jej drugie pytanie.

- Nie wiem pani profesor, chciałbym być aurorem, byłem z nimi dość długo i podoba mi się ich praca, lecz z drugiej strony jestem zmęczony, chcę odpocząć i zaznać spokoju którego nigdy w życiu nie doświadczyłem. Chcę usiąść z ukochanymi mi osobami i mieć świadomość że nic mi już nie grozi za rogiem, nic nie miotnie śmiertelnym zaklęciem we mnie kiedy wstanę i że mogę spać spokojnie.

- Rozumiem Potter, szczerze ja również nie wiem co ze sobą zrobić. Hogwart to mój dom ale bez Dumbledore'a, połowy grona pedagogicznego, tak Potter oni chcą stąd odejść, to nie jest już ten sam Hogwart co kiedyś. Szczerze nawet Severusa będzie tutaj brakować. Po prostu za dużo wspomnień, lecz z drugiej strony wiem że Albus chciałby abym ja zajęła się Howgatrem, w końcu jestem wicedyrektorem. Moim obowiązkiem jest zapewnienie tej szkole bytu, chciałam się spytać czy mogę liczyć na twoją pomoc, ale skoro chcesz być aurorem to nie będę się narzucać. Pamiętaj Potter, tutaj zawsze będziesz mile widziany.

Harry kiwnął głową po czym aportował się do domu Wesleyów, musi to wszystko przemyśleć. Przed bramką zmienił zdanie, musi być sam... . Ruszył w kierunku lasu, przypomniał mu się moment kiedy szli tędy z panem Wesleyem aby teleportować się na mistrzostwa Quiddicha, ach jakie to odległe czasy... . Ostatnio czuł dziwne pulsowanie w swoim ciele, jakby krew wrzała lub coś w tym rodzaju, zaczął to czuć po śmierci Voldemorta. Jak to mówi Hagrid "Co ma być to będzie, a jak już się stanie to trzeba będzie się z tym zmierzyć", ale Harry nie chciał się z niczym znów zmierzać, chciał żyć jak zwykły czarodziej, chciał żyć wraz z Ginny...Ginny! Zupełnie o niej zapomniał! Nie myślał jeszcze o przyszłości wraz z nią, kochał ją i chciał być z nią. Tym zajmie się później. Nagle usłyszał szelest. Był już tak wyczulony na wszelkie podejrzane dźwięki. To tylko jakiś ptak, pomyślał. Usiadł pod drzewem przymykając oczy, nagle usłyszał że coś wylądowało przed nim, powoli otworzył oczy... a potem zaczął szybko mrugać aby upewnić się czy nie ma zwidów.

- Hedwiga?! - krzyknął.

Przed nim siedziała biała sowa śnieżna, wyglądała zupełnie jak jego ukochana sowa którą zabił Śmierciożerca podczas ucieczki z domu Pottera. Ale... to przecież niemożliwe! Widział jak została potraktowana Avada Kadavrą! Widział jak upada, martwa, bezwładna...

Sowa podeszła do niego i pieszczotliwe zaczęła go dziobać w ucho jak miała to w swoim zwyczaju zawsze robić, wtedy Harry to zauważył. Błyskawica. Taka sama jaką on miał na czole, ona miała na piersi. W białym futrze widać było wyraźną bliznę. Ale pomyśl logicznie Harry! Przecież nikt nie oddał życie za Hedwigę, więc jakim cudem... . No chyba nie. Jeśli to jakiś głupi żart...

- Ja pierdole. Jeśli jesteś Syriuszem durny kundlu to zaraz chyba miotnę w ciebie Avadą.

Stał przed nim ogromny czarny pies, o ciemnych oczach, merdał ogonem tak mocno jakby miał zaraz odpaść. Na słowa Harrego wydał z siebie dziwne chrząkanie podobne do śmiechu i rzucił się na plecy wciąż rechocząc. Znów Harry to dostrzegł, błyskawica. Błyskawica znajdowała się na klatce piersiowej psa.

- Jeśli jesteś Syriuszem to zmień się w człowieka, albo dołączysz do grona nieżywych.

Pies usiadł, spojrzał się na niego i wyszczerzył zęby, ale to nie był sposób agresywny, coś w rodzaju uśmiechu. Powoli pies zaczął się zmieniać z człowieka. No i jest, Syriusz Black we własnej osobie. Harry wstał z wyciągniętą różdżką mierząc w Syriusza.

- Jeśli to jakiś głupi żart...

- Nie Harry to nie żart, chciałbym ci to wytłumaczyć tyle że trzymasz tą różdżkę a po tym jak zabiłeś Voldemorta jakoś nie kwapię się aby z tobą walczyć. Co mam zrobić abyś mi uwierzył? Hm...nazywam się Syriusz Black, od rodu Blacków, no tyle to wie każdy. Jestem przyjacielem twojego ojca, a pozdrawia ciebie. Hm...co by tu jeszcze...

- Czekaj, co?! Mój ojciec mnie pozdrawia..., czekaj Syriusz coś tu nie gra, Nagle jakby nigdy nic pojawia się przede mną koleś który wygląda jak mój ukochany ojciec chrzestny i mówi że mój ojciec mnie pozdrawia a przed chwilą przyleciała Hedwiga..., wy przecież jesteście martwi!

- Dzięki wiesz. Myślałem że wyglądam trochę lepiej - wyszczerzył zęby w uśmiechu.

To musi być Syriusz. Nikt się nie uśmiecha jak on, tylko ten człowiek może walić ironicznymi tekstami w takich momentach. Jego ojciec chrzestny zmartwychwstał.

- Syriusz! To naprawdę ty!- rzucił się na niego ze szlochem i śmiechem równocześnie.

- No witaj Harry, fajnie że mi uwierzyłeś - uścisnął go mocno głaszcząc po głowie.

- Bardzo wymężniałeś odkąd ostatni raz ciebie widziałem na żywo, teraz jeszcze bardziej przypominasz Jamesa, ciekawe co on powie jak ciebie zobaczy...

- Syriuszu co jest grane..., proszę nie rób ze mnie kretyna. Jak to możliwe że ty i Hedwiga tu jesteście? Jeszcze teraz wspominasz o moim ojcu...

- Wiesz co, chodźmy do domu Wesleyów, nie chce mi się powtarzać to tylu osobom, powiem wam wszystkim co jest grane... . Ale! Zróbmy wejście smoka! Mam pomysł... - ruszyli w kierunku Nory, Harry cały czas ściskał Syriusza za ramię i Hedwigę przyciskał do piersi jakby się bał że kiedy ich puści, znikną. Jakieś 50m od Nory Syriusz przemienił się w psa a Harry posadził Hedwigę na jego grzbiecie i razem weszli do domu rudzielców.

- Witajcie wszyscy! Znalazłem jakiegoś bezdomnego, czarnego psa i białą sowę śnieżną więc pomyślałem że ich do was przyprowadzę. Pani Wesley, ten pies ma chyba coś z łapą..., może pani sprawdzić?

- Oczywiście złociutki jak dobrze że jesteś! No chodź tu psino, daj łapę! Jaki dobry pies, wytresowany! No no, Harry! Zaraz tu zobaczymy...OH!

Trzymana w ręce Molly łapa psa zmieniła się w kościstą męską rękę, na podłodze nie siedział już czarny pies tylko Syriusz szczerząc się do Molly. Znów zaczął się śmiać.

- Ej! Rodzinko chodźcie do kuchni bo chyba znalazłem Syriusza - Jeny jak to absurdalnie brzmi Syriuszu.

- Co do... - do kuchni wpadł Ron z otwartymi ustami, Harry miał wrażenie że oczy mu wyjdą.

________________________________________________________________________________

Witajcie, to dopiero pierwszy rozdział, mam nadzieję że się podoba. Postaram się je dodawać w miarę regularnie. Czekam na wasze opinie w komentarzach! :D

Harry Potter i Klątwa VoldemortaWhere stories live. Discover now