Śmierciożercy atakują

2.7K 171 15
                                    


Hermiona wiadomość o śmierci Alice przyjęła ze stoickim spokojem. Jedynie kiwnęła głową ze smutkiem i po jej polikach poleciały gorące łzy. Draco objął ją ramieniem, a ta wtuliła się w tors chłopaka. Milagros miała rację, wszyscy się spodziewali jej samobójstwa. Dziewczyna miała słaby charakter od zawsze, kiedy zaczęła chodzić z Ronem stała się trochę twardsza, zaznała prawdziwej radości. Nie dziw, że zakończyła swoje życie. W Hogwarcie trwała żałoba, w wielkiej sali zamiast herbów domu wisiały czarne flagi, uczniowie chodzili ze spuszczonymi głowami, szczególnie smutni byli ci co uczęszczali na zajęcia bronią białą, które prowadził Wesley. 

- Ktoś chce przejąć zajęcia walki bronią białą? Ja osobiście nie mam siły - powiedział pewnego dnia Harry ze smutkiem w głosie. Draco pokręcił głową, Syriusz również. Dziewczyny skrzywiły się, a po policzku Hermiony na wspomnienie przyjaciela poleciała łza. Siedzieli tak przygaszeni gdy do sali wbiegł Luke cały zdyszany, a za nim Malcolm. 

- SZYBKO! Chodźcie! Atakują zamek! - wydarł się Luke. 

Wszyscy poderwali się ze swoich miejsc i popędzili ile sił w nogach za satyrem i rudym przyjacielem. Wpadli na błonia i od razu zauważyli zaklęcia miotające w ochronną kopułę. Na schodach zgromadził się już tłum przerażonych gapiów. 

- Kto to?! - zapytała Mila biegnąc. 

- Nie wiem! Chyba Śmierciożercy! 

Nie mylił się. Za murami szkoły stały setki postaci w czarnych płaszczach i białych maskach na twarzach. Z determinacją atakowali kopuły obronne. Przyjaciele dostrzegli, że Śmierciożercy nie byli sami, w tłumie widać było inne potwory z krainy Łajdaka. Profesorowie rzucili się w wir walki, Incorruptanie i satyr zaczęli atak od tyłu. Wyznawcy Lorda Voldemorta stali się o wiele silniejsi niż wcześniej, teraz umieli więcej zaklęć z zakresu czarnej magii. Obrońcy Hogwartu dzielnie odpierali atak i sami atakowali, niestety przeciwników było za dużo i powoli szala się przeginała. Nagle pojawili się aurorzy którzy dołączyli do walki z poplecznikami Czarnego Pana. 

- Jeszcze ich tu brakowało - warknął pod nosem Potter. 

Aurorów było coraz więcej, a Śmierciożerców coraz mniej. Większość już się deportowała zostawiając swoich towarzyszy na rychłą śmierć. Większy problem stanowiły poczwary Hadesu. Ogromne obślizgłe stwory plujące jadem, ogromne dwugłowe nietoperze i piekielne ogary. Wiele osób walczących miało poparzenia, zadrapania i głębokie rany. W pewnym momencie rodzeństwo Incorruptanów zniknęło, potem wrócili trzymając się za obie ręce. Stanęli naprzeciwko siebie zamykając oczy. Położyli sobie ręce na ramionach i szeptali coś pod nosem. Wokół nich wytworzyła się niebieska aura która była potężną kopułą ochronną. Ich włosy szarpał wiatr który zerwał się nie wiadomo skąd. Niebo zaszły czarne chmury i słychać było trzaski wyładowań elektrycznych oraz pomruki burzy. Nagle centralnie nad przeciwnikami w chmurach zaczął formować otwór z którego sączyło się światło. Coś na niebie wybuchło i z centrum światła pojawił się ogromny pies który był w formie patronusa. Ogromny patronus "zbiegł" z nieba i wylądował w centrum walki, szczeknął głośno i przeciągle. Siła jego głosu porozrzucała Śmierciożerców na wszystkie strony, o dziwno obrońcom Hogwartu nic się nie stało i tylko stali ze zdumieniem wpatrując się w zjawę. Ogromny chart angielski odwrócił się w stronę rodzeństwa wesoło merdając ogonem zaszczekał jeszcze raz i skoczył wysoko, a jego postać została wciągnięta przez niebo. Wiatr przestał wiać, czarne chmury odeszły w zapomnienie. Wszystko wróciło do normy. Zdezorientowani aurorzy patrzyli się głupio w ciała ich towarzyszy i martwych Śmierciożerców. Harry spojrzał się na Milę która teraz wisiała na szyi brata który ją mocno przytulał. Potter podbiegł do nich zdumiony i zapytał. 

Harry Potter i Klątwa VoldemortaWhere stories live. Discover now