Brat Milagros

2.8K 175 5
                                    


- Luke debilu! Wracaj tu to ci nogi z dupy powyrywam! - tego typu krzyki słychać było o poranku na korytarzu Hogwartu. Malcolm galopował po korytarzach w poszukiwaniu rudzielca, pomagała mu w tym Milagros. Oboje wołali i krzyczeli, dość nietyczne rzeczy, z czego uczniowie mięli niezły ubaw. A bo widzicie, nasz rudy przyjaciel stwierdził że czemu nie i trzeba oblać ich spotkanie. Także przyszli wszyscy (skład Potter, Black, Milagros, Malcolm i sam zainteresowany), pili i rozmawiali do późnej nocy. Na lisa najwyraźniej źle podziałał alkohol ponieważ wyjął z jakiejś szafki Harry'ego (dodajmy, że balanga odbywała się w gabinecie Potter'a), złoty znicz, który Harry złapał na pierwszym meczu. Pod wpływem napojów stwierdził że jest to tłuczek, a więc wziął kij i próbował trafić szybką piłeczkę, oczywiście bez rezultatu, bo nawet na trzeźwo byłoby to zgoła niemożliwe. Podczas prób trafiania w nieszczęsny znicz zdemolował Harry'emu gabinet, jego towarzysze nic nie słyszeli bo zapadli w tak zwany "niedźwiedzi sen poalkoholowy", nawet atak Śmierciożerców nie byłby w stanie ich obudzić. Luke wstał pierwszy i gdzieś zbiegł, ma się rozumieć nie posprzątał po sobie. 

- A co jak ktoś go porwał albo się zgubił? - zapytała wystraszona Miranda. 

- A niech się gubi i nie wraca! Ale najpierw chcę go skopać, poza tym, to jest Incorruptan, myślisz, że od tak można nas złapać? - prychnęła Mila po czym ruszyła dalej w poszukiwaniu brata. 

- Puszczaj mnie! 

- Nie, uspokój się sierściuchu. 

Nagle z zza rogu wyszedł Malfoy trzymając lisa w łańcuchu który się szamotał. Milagros na jego widok zaczęła się śmiać niepohamowanie. 

- Wasz kolega ukrywał się w lochach moich Ślizgonów, weźcie tego sierściucha - podał im lisa z wyraźnym obrzydzeniem. Zwierzak zaczął się szamotać jeszcze bardziej. Satyr uśmiechnął się triumfalnie i podziękował blondynowi który odpowiedział mu skinieniem głowy i odszedł. 

- Nie jesteś od dzisiaj moim bratem, debilu. Dałeś się złapać Malfoy'owi....Naprawdę, Draconowi? 

- On rzucił na mnie srebrny łańcuch! Nie mogłem się zmienić w człowieka! - zaczął się tłumaczyć lis. Mila skierowała oczy ku niebu ( w tym wypadku sufitu) i wzdychnęła ciężko. 

- Luke, kochanie, powiedz mi kim jesteś? 

- Incorrupptanem Luke'iem z planety Syriusz!  

- Świetnie! A teraz powiedz mi, co może robić Incorruptan? 

- Rozmawiać ze zwierzętami, roślinami, kontrolować je i zmieniać się w każde...zwierzę. 

Milagros zaczęła głośno klaskać, a kilka przysłuchujących się rozmowie osób jej zawtórowało, w ten sposób cały korytarz był wypełniony oklaskami i wiwatami. Lis, o ile to możliwe, zrobił się czerwony i położył uszy w geście skruchy. 

- Dobra, chodź Malc, mam pomysł! - powiedziała wesoło Mila i ruszyła w kierunku sali obrony, w której odbywały się lekcje. Zapukała i kiedy usłyszała zaproszenie ujrzała tak dobrze znany jej widok, dzieci stojące przed manekinami, rzucające jakieś zaklęcia. Harry podszedł do niej i podniósł pytająco brew na widok lisa w łasuchach. 

- Draco go przyniósł. Skubaniec ukrył się w lochach, chciałabym dać mu małą nauczkę, tutaj. 

- Tutaj? - powtórzył nauczyciel. 

- Tak tutaj, może być w końcu obiektem testowym - tutaj uśmiechnęła się szyderczo. 

- Teraz przerabiamy Ascendio - mruknął Harry. 

- No to akurat! Nauczy się może latać. 

Weszli więc do klasy i stanęli ze swoim więźniem na podeście.

- Słuchajcie, mamy do was prośbę. Niech każdy po kolei tutaj podchodzi i wypróbuje zaklęcie na tym oto futrzaku. To jest Luke, jakby co. 

Oczywiście, jak można było się spodziewać, pierwsi ustawili się Ślizgoni z szyderczymi uśmiechami. Po paru sekundach lis latał po całej klasie, wyglądało to trochę jak siatkówka, jedna osoba wybijała w powietrze rudzielca, leciał na drugą stronę klasy gdzie odbijała go inna osoba. Ta zabawa trwała dwadzieścia minut, w końcu Luke zaczął jęczeć że mu niedobrze i przeprasza i zaraz wszystko naprawi, tylko niech na brodę Merlina go stamtąd zdejmą. 

- Znaj moje dobre serce, Accio lis! - brat wpadł w jej ramiona. Mila położyła go na ziemi i usunęła łańcuchy. Zwierzak momentalnie się zmienił, teraz był już przystojnym człowiekiem. Na widok prawdziwej postaci Luke'a z tak bliska dziewczyny wydały "och" i "ach". Chłopak się wyprostował i uśmiechnął triumfalnie, spoglądając na rozanielone dziewczęta.

- Jesteś niemożliwym idiotom - stwierdziła Milagros. 

- To my już nie przeszkadzamy, kontynuujcie sobie lekcję, chodź rudzielcu, masz coś do zrobienia - odezwał się satyr i cała trójka ruszyła do wyjścia. Kiedy zamknęły się drzwi wszyscy uczniowie zaczęli się śmiać, profesor oparł się o biurko i zmierzwił sobie włosy. 

- Profesor ma fajną dziewczynę - rzucił jakiś Ślizgon. 

- Taaak...- odparł krótko Potter i wypuszczając powietrze. 

Harry wypuścił uczniów szybciej, ponieważ i tak umieli już to zaklęcie, a więc dziesięć minut szybciej skończył lekcje. Udał się pospiesznie do własnego gabinetu i to co tam zobaczył zamurowało go. Za jego biurkiem, na skórzanym fotelu siedziała rozwalona Mila, poganiając brata który na klęczkach coś naprawiał, nad nim stał Malcolm przyglądający się jego pracy. Ale to nie to zdziwiło go najbardziej, ściany miały odcień butelkowej zieleni z elementami czerni. Zwykłą podłogę zastąpiły czarne panele, po środku pokoju leżał zielony dywan a na nim stało czarne, mahoniowe biurko. Na oknach były zielone zasłony, na ścianach czarne pułki zapchane książkami. W kącie stała kanapa, stolik do kawy i kilka foteli, wszystko oświetlały lampy w ciepłym kolorze. W kilku kontach stały rośliny, a w jednym stojak dla Hedwigi. 

- Ach! Chyba o czymś zapomniałeś braciszku! - zawołała Mila. 

Chłopak spojrzał się na nią pytająco ale później jego twarz się rozpromieniła. Wstał i machnął ręką. Na pustej dotąd ścianie pojawił się ogromny obraz Salazara Slytherina oprawiony w czarną ramkę z wężowymi symbolami. 

- Salazar! - zawołał radośnie Harry. 

- Harry Potter, znowu się spotykamy - odpowiedział Salazar. 

- Jestem ciekaw jak będą wyglądać miny uczniów jak zobaczą jednego z założycieli w pokoju profesora Potter'a - zaśmiał się satyr. 

- Luke.. - wyszeptał jadowicie Salazar na widok rudzielca który nerwowo coś naprawiał. Kiedy usłyszał swoje imię drgnął i spojrzał na Slytherina. 

- Ww-wwitaj...- wyjąkał. 

- Jak zawsze coś babrzesz - stwierdził ze wzgardą założyciel. 

- Jakby tego nie robił, nie byłby Luke'iem - odparła Mila. 

Harry Potter i Klątwa VoldemortaWhere stories live. Discover now