Rozdział 2. "Długa podróż"

425 47 6
                                    

Cieszyłam się, że to Gale zaczął rozmowę. Obawiałam się, że to ja będę musiała to zrobić, a jednak było inaczej.  Od tej pory nadal siedziałam naprzeciwko niego. Nie odzywaliśmy się, ale nie było to krępujące i nie oznaczało, że nie mamy o czym rozmawiać. W takim momencie to cisza pokazywała wszystkie nasze emocje i myśli. Chwilę później przyszła Effie i zawołała nas na obiad. Od razu poszliśmy w stronę wagonu restauracyjnego. Przy stole siedział już nasz mentor. Czas było się dowiedzieć od niego najważniejszych rzeczy, które na arenie mogą uratować nam życie. 

Cały stół był zapełniony daniami. Kilku z nich nawet nie znałam, więc postanowiłam, że muszę którąś skosztować.

-No, więc panie Heymitch. - zaczął mój sojusznik. Mężczyzna od razu mu przerwał.

- Oj, nie mówcie do mnie "panie". Dogadamy się bez tego? - zapytał.

-Haimitch, czy masz dla mnie i dla Prim jakieś rady. - miło, że wspomniał również o mnie, ponieważ przez chwilę czułam się trochę niewidzialna. 

-Nie dajcie się zabić! - powiedział i zaraz po tym upił kolejny łyk alkoholu. 

Razem z Gale'm spojrzeliśmy po sobie znacząco. Jeśli mieliśmy mieć takiego mentora, to chyba wolałabym obejść się bez niego. Ukradkiem spojrzałam na Effie. Chyba nie była zdziwiona jego odpowiedzią. Możliwe, że mówił to każdemu trybutowi co roku. W takim razie nie dziwię się, że dystrykt dwunasty nie wygrywa. Miałam nadzieję, że może będzie chciał to zmienić, ale on nadal się upijał.

Gdy wszyscy skończyli posiłek musieliśmy obejrzeć powtórkę z dożynek. 

Wszyscy przeszliśmy do innego wagonu i usiedliśmy na kanapie. Było kilka osób, których obawiałam się najbardziej, lecz na pewno nie tylko ja. To byli tak zwani zawodowcy. Są to mieszkańcy pierwszego, drugiego i czwartego dystryktu. Od dziecka szkolą się na trybutów, a później dobrowolnie zgłaszają się do udziału w Głodowych Igrzyskach. Dlatego to oni najczęściej je wygrywają. Biorą w nich udział, aby zdobyć bogactwo i sławę. Gardzę takimi ludźmi. Myślą, że jak wyglądają na silnych, pewnych siebie i gotowych by zabijać to są najlepsi. Oglądałam nie jedne Igrzyska i zazwyczaj to oni są niemili i aroganccy. W siedemdziesiątych czwartych Igrzyskach Głodowych na pewno też takich nie zabraknie.

Najbardziej zaciekawiła mnie dziewczynka z jedenastego dystryktu. Była jedną z dwóch dwunastoletnich dziewczynek, razem ze mną. Ciekawe czemu nikt się za nią nie zgłosił. Ciekawe czemu nikt się za mnie nie zgłosił. Do teraz tego nie rozumiem. Ta dziewczynka miała na imię Rue. Może zawarłabym z nią sojusz? Postaram się z nią porozmawiać na treningu, który miał odbyć się już nie długo. 

Gdy skończyliśmy oglądać przeprosiłam i powiedziałam, że jestem wykończona.

Doszłam do pokoju, weszłam, zrzuciłam buty ze stóp i od razu rzuciłam się na łóżko. Było dopiero wpół do czwartej, więc nie miałam zamiaru ubierać się w piżamę. Myślałam, że to będzie ostatnia drzemka jaką spędzę bez koszmarów, ale bez nich się nie obyło. 

Znalazłam się na arenie. 

Rozejrzałam się. Na wprost był las, po prawej stronie rozciągały się góry. Lekko się odchyliłam i zobaczyłam, że za mną jest bardzo dużo jaskiń w których można się schować. 10,9,8...

Chciałam zaryzykować. Nigdzie nie widziałam Gale'a. 3,2,1... Wszyscy ruszyli w stronę rogu, wszyscy poza mną. 

Zobaczyłam mojego sojusznika, a za nim...

Zawodowca. Dźgnął go nożem prosto w serce. Nie mogłam na to patrzeć. Uciekłam w stronę jaskiń. 

Biegłam tak szybko na ile starczyło mi sił. Ktoś się na mnie rzucił. Rudowłosa dziewczyna. W ręce trzymała mały topór. 

- To już twój koniec, młoda! - zaczęła się szaleńczo śmiać. 

- Nie, proszę nie! - łzy leciały mi ciurkiem. Krzyczałam ile sił w płucach, ale po chwili zaczęłam wykrwawiać się na śmierć...

Obudziłam się z krzykiem. Ktoś wszedł do mojego pokoju. Była to Effie z Gale'm. Miło, że się o mnie troszczyli. Spytali mi się co się stało. 

- Byłam...byłam na arenie. Zabili mnie! Zabili Gale'a. Ja nie dam rady...Nie dam...- chlipałam na ramionach mojej opiekunki. Musiałam się porządnie wypłakać. 

-Czy chcesz powiedzieć jak tam było, słoneczko? - cieszę się, że była taka pomocna. Ja jednak zaprzeczyłam ruchem głowy. Nie byłam na to gotowa. Jeszcze nie teraz.

Zerknęłam na zegar wiszący na ścianie. Równo trzecia. Tak długo przespałam? 

- Effie czy możesz nas na razie zostawić? - zapytał chłopak.

- Tak, ja już pójdę się położyć, ale jak coś to mnie wołajcie - powiedziała i wyszła.

- Może chcesz obejrzeć Igrzyska Haimitcha? Od kiedy go poznałam, zastanawiałam się jak on je wygrał.

Potwierdziłam skinieniem głowy. Mam nadzieje, że o tej godzinie nikogo nie zbudzimy oglądaniem telewizji. Usiedliśmy na łóżku. Po chwili zobaczyłam odliczanie na telewizorze. 10,9,8,7,6,5...Czas zobaczyć jak to naprawdę wygląda...

^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^

Cześć!

Przepraszam, że dawno nie było rozdziałów, ale postaram się pisać je regularnie. Teraz pytanie dla was: W jaki dzień byście chcieli i ile razy w tygodniu? Myślę, że ok. dwa wystarczą, ale jakie dni?

Wiem, że rozdział jest krótszy niż poprzedni, bo ma tylko ok. 900 słów, ale mam nadzieję, że wam się spodoba! I tak chyba lepsze są krótkie i częstsze, prawda?

No, więc. Teraz coś ode mnie. Cały czas piszę od siebie, ale co tam..(Ta moja logika).

Jeśli ktoś to czyta, to byłoby mi bardzo miło gdyby się ujawnił. Wystarczy wejście, komentarz czy gwiazdka. Wam to zajmie pół minuty, naciśnięcie gwiazdki jeszcze mniej. Nawet nie zdajecie sobie sprawy, że taka mała czynność daje tyle radości! Przynajmniej mi, ponieważ nie mam za dużo gwiazdek :( 

To może ustalimy, że 50 wejść i 20 gwiazdek na tym rozdziale i będzie kolejny? 

Ostatnie co chcę wam napisać, to, że byłoby mi miło, gdybyście napisali co byście chcieli zobaczyć w moim opowiadaniu, ponieważ może skorzystam z jakiś propozycji, a chce, żebyście byli w 100% zadowoleni. 

Pozdrawiam wszystkich czytelników!




Igrzyska Śmierci: Prim & GaleWhere stories live. Discover now