~ rozdział III ~

14 1 0
                                    

HOPE

Czytam bardzo dużo książek, szczególnie kryminałów i thrillerów, więc czuję, że coś jest nie tak. Schowałam słuchawki i była to bardzo rozsądna decyzja, bo dosłownie kilka sekund później usłyszałam czyjeś kroki. Nie wiedziałam czy mam się uspokoić, że jednak ktoś jeszcze tu jest, czy martwić, że ten ktoś idzie za mną. Wyciągnęłam telefon z tylnej kieszeni spodni. Podniosłam komórkę wyżej z nadzieją, że w odbiciu na ekranie zobaczę, kim jest tajemnicza osoba z tyłu, jednak nie mogłam tego zrobić tak, żeby nie wyglądało podejrzanie lub dziwnie. Dałam sobie spokój z tym pomysłem, nie chcąc zwracać na siebie uwagi. Szłam dalej, udając, że wcale się nie zdenerwowałam, gdy usłyszałam dźwięki drugiej pary butów, która dołączyła do tych pierwszych. Udawałam również wtedy, gdy obie osoby znacząco się do mnie zbliżyły. Ale przestałam udawać, kiedy były już zaledwie dwa metry za mną, ciężko oddychając. Czułam, że oboje to mężczyźni. Zatrzymałam się i zaczęłam odwracać, mając jeszcze nadzieję, że oni tylko miną mnie bez słowa, ale ich cieżkie kroki również ucichły.

Uważałam się za osobę silną i wysportowaną. W swoim pokoju miałam worek bokserski i regularnie chodziłam na treningi kickboxingu. Nie byłam jedną z tych dziewczyn, które na co dzień chodzą w spódniczkach i nakładają na swoją twarz tyle makijażu, że wszyscy już zapomnieli, jak wyglądają naprawdę. Nie chodziłam również na żadne imprezy i nie faszerowałam swojego organizmu alkoholem, tytoniem, czy innymi świństwami. Z tych właśnie powodów nigdy nie bałam się wieczornych spacerów, na które najczęściej wybierałam się w samotności. Wiedziałam, że potrafię się obronić, a w najgorszym wypadku uciec na tyle szybko, żeby zostawić napastnika w tyle.

Jednak teraz stojąc twarzą w twarz z dwoma dorosłymi, dobrze zbudowanymi, wysokimi facetami, zaczynałam wątpić w swoje możliwości samoobrony. Kiedy przychodzi co do czego, naprawdę nie tak łatwo jest przypomnieć sobie wszystkie chwyty czy kopnięcia, biorąc pod uwage ich przewagę liczebną. Staliśmy tak kilka sekund, ale mnie wydawało się, że ta chwila trwała krócej. Zawsze tak jest, kiedy masz coś do zrobienia, czas biegnie niewiarygodnie szybko. A wtedy musiałam przecież wymyślić jakiś plan. Kątem oka szukałam potencjalnych dróg ucieczki, a moja prawa ręka sięgała po telefon, aby wezwać pomoc. Niestety skończył mi się czas. Faceci rzucili się na mnie w tym samym momencie.

Czas na walkę, pomyślałam, zobaczymy co tak naprawdę potrafię. Nie tracąc ani chwili, kopnęłam jednego mężczyznę w brzuch i już zamachnęłam się zaciśniętą pięścią na drugiego. Ten niestety przewidział mój ruch i zacisnął na moim nadgarstku swoje zdecydowane palce. Pierwszy już otrząsnął się z szoku i postanowił zadać mi taki sam cios, jakim planowałam powalić jego kolegę. W porę się uchyliłam i pięść wylądowała na bicepsie Drugiego, który rozluźnił na moment ucisk na mojej ręce. To mi wystarczyło. Wyrwałam się i nie popełniając już takiego błędu, jakim było zaczęcie walki z tymi mięśniakami, rzuciłam się do ucieczki. W panice zaczęłam przeszukiwać wszystkie kieszenie, ale mojej komórki nigdzie nie było. Pewnie mi wypadła. W takich okoliczościach pozostało mi tylko dobiec do domu Jamesa i stamtąd zadzwonić na policję. Dobrze zapamiętałam twarze moich przeciwników, więc nie będę miała problemu z opisaniem ich na komisariacie.

Biegnąc najszybciej jak potrafiłam, doszukiwałam się plusów całej tej sytuacji, ale powiedzmy sobie szczerze, nie było ich wcale. Byłam tak zajęta prędkością, domem Jamesa, i innymi nieistotnymi w tamtej chwili rzeczami, że nie usłyszałam nawet, iż mężczyźni znów są tylko kilka metrów za mną. Doganiali mnie. Ostro skręciłam w lewo, ale Pierwszy mnie złapał. Znów go kopnęłam. Tym razem w miejsce, w które facetów nie powinno się kopać. Zadziałało. Puścił mnie i upadł na ziemię. Byłam z siebie dumna.

To uczucie nie towarzyszyło mi długo, ponieważ od tyłu zaszedł mnie Drugi. Nawet go nie zauważyłam. Poczułam na twarzy coś mokrego. To był kawałek materiału, nasączony pewnie jakimś środkiem odurzającym, bo zaczał mi się rozmazywać obraz.

Widziałam jeszcze, że Pierwszy podnosi się z grymasem bólu i wściekłości na twarzy.

A potem już nic. Ciemność.

HopeWhere stories live. Discover now