~ rozdział VI ~

8 1 0
                                    

JAMES

Było blisko czwartej rano, a ja wciąż nie spałem. Zszedłem na dół, musiałem się czegoś napić. Wchodząc do kuchni, zobaczyłem przez okno samochód jadący w stronę naszego domu, jednak nie zwróciłem na to uwagi. Mama spała, a mój ojczym gdzieś wyszedł z kumplami. Miał wrócić dopiero za kilka godzin. Wlałem wodę do szklanki i oparłem się o blat, znów myśląc o Hope. Pewnie śpi teraz w swoim łóżku, wkurzona na mamę. Nie ma się o co martwić, powtarzam sobie w myślach.

I to była właśnie ta chwila, kiedy wszystko się zaczęło.

Rozległ się dźwięk dzwonka. Po kilku sekundach znowu. Zdziwiony ruszyłem w kierunku drzwi. Otworzyłem i, dosłownie, szczęka mi opadła na widok matki Hope. Pomyślałem, że jakoś dowiedziała się o tym, że mieliśmy się wczoraj spotkać, albo o jeszcze dziwniejszych powodach, dla których miałaby mnie odwiedzić, ale to, że była czwarta rano, czyniła je tak nieprawdopodobnymi, że nawet nie wiedziałem, co powiedzieć. Kobieta odezwała się pierwsza:

- Widziałeś dziś Hope?

- Dziś, to znaczy faktycznie dzisiaj, czy może wczoraj? Zresztą, to bez różnicy. Nie widziałem jej od początku wakacji. Nie chcę być niegrzeczny, ale mógłbym wiedzieć, co pani robi w moim domu o takiej godzinie?

- Wiem, która jest godzina i nigdy nie przyszłabym do kogoś o tej porze, ale potrzebuję pomocy. Hope miała iść do Natalie na noc, przynajmniej tak mi mówiła, ale nie poszła do niej. Dzwoniła do mnie przed chwilą i powiedziała, że została porwana, że mam wam powiedzieć, że potrzebuje pomocy i nic więcej nie zdążyła dodać, rozległ się trzask, potem jej krzyk, połączenie się przerwało, a kiedy próbowałam oddzwonić, nie udało się. Myślę, że naprawdę została porwana, a ten kto się tego dopuścił, zepsuł jej telefon. Nie wiem co robić. Nie wiem dlaczego kazała powiedzieć akurat tobie. W ogóle nic nie wiem.

Wydawała się szczerze zaniepokojona. Jednak na pewno nie w tym stopniu jak ja. Mogłem interweniować wcześniej, mogłem jednak się przełamać i napisać do Natalie. Ale co dalej? Czy coś by to dało?

- Proszę, pomóż mi - załkała pani Davies.

- Niech pani chwilkę zaczeka, tylko wezmę kurtkę i powiem mamie.

Dwie minuty później siedziałem już w samochodzie, na miejscu, które przeważnie zajmowała Hope i nie mogłem uwierzyć, że naprawdę została porwana. Kto to zrobił? Dlaczego?

Pod blokiem Natalie, gdy czekaliśmy aż do nas dołączy, wycierałem dłonią łzy, które wbrew mojej woli ciekły po policzkach.

Nana wsiadła do samochodu, śmiertelnie poważna. Nikt nic nie mówił, zaczęło się robić naprawdę niezręcznie. Ciszę przerwała pani Davies:

- Skupmy się na tym, co wiemy. O której Hope była u ciebie, Natalie?

- Kilka minut przed dziewiętnastą.

- Na dziewiętnastą była umówiona ze mną - wtrąciłem.

- Czyli w drodze do ciebie, ktoś ją musiał porwać. Jak myślicie, którędy szła? - spytała kobieta.

- Jestem pewna, że przez to stare osiedle. Tamtędy jest bliżej, a wiadomo, Hope nie lubi się spóźniać - stwierdziła z przekonaniem Natalie - Nie powinniśmy jechać na policję?

- Najpierw poszukajmy na własną rękę. Na policji trzeba będzie składać zeznania, a to wszystko trochę potrwa. Nie możemy teraz tracić czasu, Hope może być gdzieś niedaleko - powiedziała pani Davies.

Zupełnie się z tym nie zgadzałem. Jeżeli ktoś ją porwał, to na pewno nie ma ich nigdzie w pobliżu. To by było zbyt proste. Nie odezwałem się jednak i pojechaliśmy na osiedle, o którym wspomniała Natalie.

HopeWhere stories live. Discover now