Głupią muzyczkę zagłuszył krótki i głośniejszy dźwięk, oznajmiający, ze dojechałem już na to piętro, którego oczekiwałem. Drzwi się otworzyły, a ja wyszedłem z windy. Rozejrzałem się po korytarzu. Skręciłem w jedną stronę i zacząłem iść. Obiecałem kobiecie z recepcji, że przyniosę portfel i załatwimy sprawę z rozwalonym krzesłem, porysowaną ścianą i rozbitym szkłem od obrazu. No cóż, zdenerwowałem się trochę za mocno i musiałem ponieść za to konsekwencję. Ale umówiłem się z tą miłą panią, że jak nie wrócę przez 30 minut to dopiero wtedy może dzwonić na policję.
Na samym końcu korytarza mieściła się skórzana, czarna kanapa. Momentalnie zrobiło mi się gorąco, żołądek ścisnął, a serce przyspieszyło swoje jebane bicie, kiedy zobaczyłem na niej siedzącego Isamu. Odwróciłem się tyłem. Pierwsze co mi przyszło to głowy to chęć ucieczki.
"Kurwa, Sergio, nie bądź cipą" - powiedziałem sobie stanowczo w myślach.
Wziąłem głęboki wdech, odwróciłem się i pewnym -jedynie z pozoru- krokiem, podszedłem do Isamu. Usiadłem obok niego. Szymek nawet nie zaszczycił mnie swoim spojrzeniem. Zacisnąłem ręce na swoich spodniach, czując jak zaczynają się trząść. Kurwa, denerwowałem się. Kompletnie nie wiedziałem, co powinienem powiedzieć czy zrobić. Może lepiej będzie, jak pójdę sobie, zostawię Szymona samego i potem faktycznie już mnie nie zobaczy? W końcu tego chciał. Oboje milczeliśmy, nawet na siebie nie patrząc. Tak, to chyba był dobry pomysł. Zjebałem i powinienem ponieść karę. Najwyraźniej moją pokutą będzie trzymanie się z dala od Szymona. Przynajmniej na jakiś czas. Podniosłem się z zamiarem odejścia, ale Kasprzyk złapał mnie za dłoń. Usiadłem z powrotem.
Siedzieliśmy, trzymając się za ręce. Nadal w pierdolonym milczeniu. Ścisnąłem mocniej jego dłoń i spojrzałem na niego. Wbijał we mnie wzrok swoich brązowych oczy, które uspokajały mnie, jak zwykle. Obiłbym mordę temu, od kogo usłyszałbym jeszcze raz, że w przyszłości wybiorę kogoś młodszego. Jebały mnie osoby podobne do mnie wiekowo. Lubiłem Szymka i to się nie zmieni.
Przysunąłem się bliżej Szymona. Nasze kolana stykały się. Szymon splótł nasze palce razem. Teraz milczenie mi nie przeszkadzało. Wiedziałem wszystko. Isamu wybaczył mi, a to cieszyło mnie najbardziej. Może i nie będzie już tak, jak było dotychczas, ale nikt nie powiedział, że będzie gorzej. Po kilku minutach, zerknąłem na duży zegar na ścianie. Miałem mało czasu. Wstałem, nie puszczając ręki Isamu.
- Muszę iść zapłacić za zniszczenia. Tak się wkurwiłem, że zrobiłem małą demolkę - oznajmiłem. - Idziesz ze mną czy będziesz się tak lenić?
Szymon uśmiechnął się delikatnie i wstał. Jego mina mówiła jednoznacznie: "ja pierdole, ale z ciebie dzieciak". Może i faktycznie nim byłem. Ale dopóki Isamu nie miał z tym problemu, to ja tym bardziej. Ruszyliśmy w stronę mojego pokoju. Szymek stanął przy drzwiach, a ja zacząłem rozglądać się po pomieszczeniu. Kiedy go znalazłem, pomachałem nim przed oczami Isamu. Wyminąłem go i wyszliśmy na korytarz, a potem do windy.
Kiedy wszystko zostało uregulowane, a ja przeprosiłem kobiety, które się tym zajmowały, wróciliśmy nasze piętro. Spotkaliśmy tam Roja, który właśnie wychodził ze swojego pokoju, z podręcznym plecakiem. Najpierw spojrzał na nas pod dziwnym kontem, milcząc, ale potem oznajmił, że mamy już się pakować i zejść na dół. Kiedy już to robiliśmy, wszyscy już czekali. Gimper uśmiechnął się do mnie krótko i zaczął nas wykwaterowywać.
W drodze do Środy Wielkopolskiej obaj milczeliśmy. Szymek prowadził, słuchając przy okazji jakieś piosenki w radiu, a ja leżałem na tylnym siedzeniu, starając się zasnąć. Ale nie mogłem. Wszystko mnie rozpraszało, było niewygodnie i w ogóle, nic mi nie pasowało. Usiadłem, wzdychając i marudząc głośno. Szymon nadal nic nie mówił, więc ja również przestałem się odzywać. Mimo, żee starałem się wyrzucić z głowy myśli, że Kasprzyk jeszcze był wściekły, to i tak nie mogłem. Z ogarniającej mnie frustracji, miałem ochotę złapać się za głowę i powyrywać wszystkie włosy.
Ucieszyłem się, kiedy zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej. Na dworze było już ciemno i niezwykle chłodno. Szymon wyszedł zatankować, a ja skorzystałem z okazji, odszedłem trochę dalej i zapaliłem papierosa. Zarzuciłem też kaptur na głowę, bo miałem wrażenie, że to mroźne powietrze najpierw zamrozi mi głowę, a później zdmuchnie ją w cholerę. Kiedy spaliłem już połowę, podszedł do mnie Isamu z własną fajką między palcami. Staliśmy i paliliśmy w milczeniu. Zaciągnąłem się, dochodząc do wniosku, że chyba ja powinienem odezwać się pierwszy.
- Ej, Szymek - zacząłem niezbyt głośno.
Szybko pomyślałem, że Isamu zacznie mnie teraz ignorować z jakiegoś bezsensownego powodu. Youtuber jednak spojrzał na mnie, wypuszczając dym.
- Co jest? - zapytał, mrugając kilkukrotnie.
Szymon wyglądał, jakbym przerwał mu jakieś bardzo ważne przemyślenia. Miałem tylko nadzieję, że nie były one na mój temat.
- Przepraszam - powiedziałem dopiero po chwili. - Wiem, że zjebałem. Szczególnie porównując cię do Fubu.
Szymon patrzył mi w oczy, nawet nie kryjąc swojego zdziwienia. Był zaskoczony moim wyznaniem i właściwie to nawet mu się nie dziwiłem. Sam czułem się zaskoczony swoim zachowaniem. Zmieniam się. A czy na dobre, czy złe... To już chyba nie potrafię ocenić.
Isamu wyrzucił peta i nadepnął na niego swoim butem. Położył rękę na moje plecy z delikatnym uśmiechem.
- Cho, Sergio - westchnął. - Olejmy to. Jestem w chuj padnięty. Jedyne co teraz chcę, to kurwa moje łóżko.
- Tak całkiem sam w tym łóżku? - zapytałem.
Zacząłem się śmiać wraz z Szymonem, wsiadając do auta. Przez resztę drogi, atmosfera była już lepsza. Zająłem miejsce obok kierowcy i co jakiś czas słownie denerwowałem Szymka. Było zabawnie, ale tak samo jak on, chciałem być już u niego w domu i móc się w końcu w pełni wyspać, mając u boku Szymka. Nie wkurwionego oczywiście.
CZYTASZ
Układ Idealny <= ISAMU X NITRO
Fanfic"Jeśli się spóźniam, wiedz, że robię to, co chcę: jebię się z kimś. Wracając do domu, również robię to, co chcę: wracam do ciebie"* Isamu i Nitro mają między sobą dość specyficzny układ. Wszystkim taka zabawa pasuje... do czasu. *cytat Brian'a Kinne...