◇ C.
Nadszedł dzień rozprawy. Dahll już od samego rana pindrzył się na bóstwo w łazience.
No cóż, najwidoczniej musi cudownie wyglądać nawet w zakładzie karnym.
- Ty, wyłaź stamtąd. Teraz moja kolej. - warknąłem, stojąc przed drzwiami.
- Rany, spokojnie, pięknisiu. Daj mi jeszcze pięć sekundek.
- I kto to mówi..
Fuknęliśmy na siebie, mijając się w przejściu. Stanąłem przed lustrem, zaplatając swoje długie włosy w koński ogon. Umyłem zęby, poprawiłem muchę od smokingu i spryskałem się paroma kroplami wody kolońskiej.
- Jak jesteś już gotowy, zadzwoń po taryfę. - rzuciłem w jego stronę. - Nie chciałbym się spóźnić.
- Ani ja. - złapał za swojego srajfona i wykręcił numer.
Żółta taksówka przyjechała pod hotel po trzech minutach. Wpakowaliśmy się do środka - ja do przodu, Kyrre do tyłu - i podałem adres kierowcy. Weszliśmy na salę sądową o czasie.
Mój "przyjaciel" zajął miejsce na ławie oskarżonych.
◆ K.
- Proszę wstać, sąd idzie. Rozprawę poprowadzi.. sędzia Dillon Francis!
Co? Przez chwilę myślałem, że się przesłyszałem, jednak kiedy zwróciłem wzrok w stronę ławy sędziego, okazało się, że faktycznie był nim Amerykanin. O co chodzi, do licha? Co on tutaj robi?
- Proszę usiąść - zarządził - Otwieram sprawę przed Sądem Rejonowym, będzie rozpatrywana sprawa pana Kyrre'a Gorvell-Dahll'a, stawił się oskarżony, lat 23, zamieszkały tymczasowo w Coachelli, oraz jego obrońca - i tutaj doświadczyłem kolejnego szoku, ponieważ był nim.. Avicii.
- Tim Bergling, obrońca z urzędu. - powiedział, puszczając do mnie oczko.
- ..i pan prokurator - odezwał się Dillon, a głos zabrał.. Hardwell.
- Robbert Van De Corput. - przedstawił się i zajął swoje miejsce.
- Dziękuję. Otwieram przewód sądowy, udzielam głosu panu prokuratorowi.
Holender ponownie wstał i zaczął czytać akt oskarżenia.
Później, moją rolą było złożenie dodatkowych wyjaśnień. Rzecz jasna, przyznałem się do winy, bo bądź co bądź, to próbowałem zaliczyć siostrę mojego przyjaciela. Jak w przypadku każdej normalnej rozprawy, udzielono mi prawa do zadawania pytań świadkom, chociaż i tak czułem, że ten proces to jedna wielka ustawka.
Pierwszym zeznającym oczywiście był nie kto inny, jak Conrad.
Zanim został wezwany, z jego telefonu został pokazany film, jak przystawiam się do Grace.
Z pozoru wszystko niby wyglądało realistycznie, ale tak naprawdę, to przecież wszyscy oni byli moimi przyjaciółmi. I z pewnością nie chcieli zrujnować sukcesu, jaki osiągnąłem.
- Świadek Conrad Sewell proszony na salę. - usłyszałem głos ochroniarza i przez drzwi wejściowe wszedł Australijczyk. Stanął przy barierce. Ja zaś zachowywałem milczenie, by przypadkiem nie rozrażnić "sędziego".
- Pan Conrad Sewell, lat 26, zamieszkały tymczasowo w Coachelli? - zapytał brodacz, przenosząc wzrok ze mnie na długowłosego.
- Zgadza się.
- Nie jest pan spokrewniony bądź spowinowacony z oskarżonym?
- W żadnym razie.
- W takim razie niech nam pan opowie o wydarzeniach z 12 kwietnia 2014 roku.
Zaczął opowiadać o wszystkim, co działo się wczorajszego wieczoru na imprezie. Ani razu na mnie nie spojrzał. Fakt, dobry był z niego aktor, chociaż jako piosenkarz sprawdzał się o wiele lepiej.
Prokurator oraz broniący nie mieli do niego żadnych pytań, toteż to po paru minutach zajął on miejsce na ławie dla świadków.
Dillon poprosił jeszcze o wyjaśnienia pokrzywdzoną - Grace. Ona posłała mi jedynie smutne spojrzenie, nim podeszła do barierki.
Oprócz rodzeństwa Sewell nikt więcej nie został przepytany, dlatego końcowe stanowiska zostały szybko odczytane przez Robberta i Tim'a.
Po 15 minutach ponownie znalazłem się na sali po przerwie i sędzia wygłosił jednoznaczny wyrok roku pozbawienia wolności.
Francis jednak, gdy pozostali opuścili miejsce rozprawy, podszedł do mnie, prędko zmieniając swoją decyzję :
- Byłeś grzeczny, Dahll. Znaj moją dobroć, dostaniesz jedynie tydzień. I niech on da Ci zasłużoną lekcję. - posłał mi szeroki uśmiech.
- Więc.. ten proces był tylko oszustwem?
- Jakim oszustwem? Przecież naprawdę wysyłamy Cię do paki, tylko że posiedzisz tam o wiele krócej.
- Przekupiliśmy sędziów. - usłyszałem za sobą głos Hardwell'a.
- Amerykańscy sędziowie jednak nie są takimi bogolami. - rzucił starszy Sewell, stając tuż za Holendrem.
- Wiecie, co wam powiem? Mieliście doprawdy chory pomysł z tym wyrokiem.
- Dziękuj nie nam, a Conrad'owi. My to jedynie pomocnicy. - krótkowłosy w wieku Conrad'a ponownie uśmiechnął się do mnie.
- Conrad'owi? - przerzuciłem wzrok na Australijczyka. - Przecież składał zeznania.
On tylko złapał mnie za ramię i zaciągnął z daleka od pozostałych DJ'ów.
- Nie mogłem pozwolić, byś gnił tam rok. - szepnął. - Przecież to by Ci totalnie zrujnowało karierę.
A moja wdzięczność potrafi trwać znacznie dłużej. Dzięki Tobie, wiem, że naprawdę jestem kimś. Dziękuję Ci, Kyrre.
Już chciałem mu udzielić odpowiedzi, jednak na moich nadgarstkach poczułem ucisk metalowych kajdanek.
- Do zobaczenia za tydzień, przyjacielu. - rzucił mi na pożegnanie, zaś mnie wyprowadzono do więziennych piwnic.
◇ C.
Ten jego tęskny wzrok.. dlaczego nie mogę przestać o nim mysleć? Dlaczego ciągle mam go przed oczami? Naprawdę, nie miałem sumienia, by go tam posyłać, ale uznałem, że należy mu się trochę kary po wydarzeniach ostatniego czasu..
Zawdzięczałem mu tak wiele. Do swojego apartamentowca od czasu wydania singla przysyłano mi liczne listy gratuacyjne, niekiedy dyplomy, szczere podziękowania..
A to tylko przez jeden Krzemień, który rozpalił nas do czerwoności.
- Cieszę się, że okazałeś mu serce.. - powiedziała Grace, która od zakończenia procesu i powrotu do domu kuliła się w obawie na kanapie.
- Byłem mu to winny. Siostra.. ale przecież nie musisz się już niczego bać. Jestem tutaj. Norweg nie zrobi Ci już nigdy więcej krzywdy. Przysięgam. - podszedłem do niej i ostożnie przytuliłem ją do siebie. Jej ciało drżało. Na pewno nie chciała, by jej pierwsze spotkanie z jej idolem wyglądało właśnie tak.
- Przecież on wróci.. boję się, że on znowu to zrobi.. Con.. dobrze, że jesteś obok.
- Spokojnie.. zamieszka ze mną i wtedy będę go miał na oku.
- Co? Oszalałeś? On jest niebezpieczny.. jeszcze i Tobie coś zrobi.. Wyślijmy go do tego Bergen i będzie spokój.
- Póki jesteśmy razem w trasie promującej Firestone, obawiam się, że nie możemy nic zrobić, Grace. Zerwanie współpracy z nim kosztowałoby mnie sporą kupę kasy. A ja potrzebuję trochę gotówki na rozwinięcie skrzydeł.
- Więc..dlatego musisz znosić jego wybryki, prawda?
- Właśnie tak. - przytaknąłem, ciężko wzdychając. -Mamy tydzień, by od niego ochłonąć.. Przynajmniej po LA będziemy mogli odetchnąć pełną piersią. Dołączamy do Dillona, zaprosił Kyrre'ego na Hard Summer Music Festival.
- Rozumiem.. w takim razie, skoro wam to tyle zajmie, to ja wrócę do Brisbane. Za tydzień, jak on wyjdzie. On tu wróci, a ja wyjadę.
- Dobrze. Akurat miejsce u mnie znajdzie się dla każdego. - posłałem jej pokrzepiający uśmiech.
◆ K.
Moje palce wybijały depresyjne melodie na klawiszach keyboardu. Gra na instrumencie zawsze pozwalała mi się odprężyć i oderwać mnie od rzeczywistości. Swoimi cichymi występami wzbudzałem uwagę współwięźniów, niektórych z nich jednak irytowałem. To czego oni słuchali na wolności? - myślałem. - Disco polo?
- Hej.. Ty jesteś Kygo, prawda? - spytał mnie pierwszego wieczoru jeden z osadzonych. - Słyszałem o Tobie. Ty i ten.. jak on miał? W każdym razie, obydwoje macie zarąbisty talent.
W swojej zadumie wysliliłem się na delikatny uśmiech i ponownie zwróciłem wzrok w stronę klawiszy.
- Poważnie, za co siedzisz? - szczęście, że na terenie zakładu nie było dostępu do Wi-Fi. Inaczej zostałbym odrzucony nie tylko ze względu na twórczość, ale i czyny.
- Jakbyś mógł podejść trochę bliżej.. - szepnąłem, a niewiele niższy ode mnie mężczyzna stanął tuż przy mnie - Próbowałem dokonać strasznej rzeczy. Rzeczy, która strasznie mogłaby się odbić na naszej przyjaźni. W sensie mojej i Conrad'a.
- Rozumiem, chodzi o te typowe didżejskie wybryki, o których piszą, ale potem one znikają?
Pokiwałem głową na tak. - To menagerowie zazwyczaj tego dokonują w naszym imieniu. Ale i tak niektóre z tych zapisków pozostają w umyśle fana, który szybko po przeczytaniu takiego czegoś zmienia się w antyfana. Nie tyle, co pamięć przetrwa u Twojego obserwatora. Gorzej, że przetrwa też u Ciebie.
- Tak.. właściwie, wybacz, że to powiem, ale.. to miejsce nie jest dla Ciebie, mój drogi. Ale pewnie doskonale zdajesz sobie z tego sprawę. Ty i Twoja muzyka.. nie pasujecie tutaj.
- Wiem. - ponownie opuściłem wzrok w stronę klawiszy. - Dobrze, że to tylko tydzień.
- W każdym razie, mów mi Joe. - wyciągnął rękę w moim kierunku.
- Kyrre. I nie, nie jestem Amerykaninem. - uśmiechnąłem się, ściskając jego dłoń.
- Słychać. - zaśmiał się półgłosem. - To skąd wytrzasnąłeś ten keyboard? Od jak dawna grasz?
Rozmowa przeciągnęła się nam do późnych godzin wieczornych. Odgłos metalowej pałki, przesuwanej po kratach, jednomyślnie zmusił nas do oddania się Morfeuszowi i zapadnięcia w sen na niewygodnym, powydzieramym materacu.
Kanadyjczyk okazał się być świetnym rozmówcą, jednak bardziej było mi tęskno do długich pogaduch z długowłosym Australijczykiem. Nie mogłem się doczekać, aż wyjdę na zewnątrz.
YOU ARE READING
Firestone .◆. [Kygo&Conrad] (PERMANENTLY DEAD)
FanfictionKygo (lub też raczej Kyrre Gørvell-Dahll) to prosperujący DJ i producent muzyczny. Podczas swojego pierwszego koncertu o szerokim rozmachu (przyp. aut. TomorrowWorld 2014), poznaje ekscentrycznego, młodego mężczyznę, który oczarowywuje go swoim tale...