Rozdział 2

1.1K 101 123
                                    

*** ROK PÓŹNIEJ ***

Kiedy na podest wdrapał się pulchny czterdziestolatek z małym zarostem, wszyscy zamilkli. Zadowolony posłuszeństwem nastolatków, którzy zajmowali krzesła ustawione w różnych zbiorowiskach, zaczął mówić swoim denerwującym, piskliwym głosem.

- Zaczyna się. -prychnął Minho. - Ciekawe co za mowę nam odwali tym razem? -spojrzał z ukosa na bruneta siedzącego obok. - Ej, Thomas. -szturchnął go.

- Czego? - warknął na niego chłopak. - Nie widzisz, że słucham?

Minho nie lubił tych spotkań. Uważał, że "gadki na temat motywacji po traumie" są niepotrzebne, bo po roku każdy powinien dojść do siebie. Jak zwykle zaczepiał przyjaciela, chociaż wiedział, że jemu są potrzebne. To Thomas przeszedł najwięcej z nich wszystkich. To on przeżył coś, czego nie dało się przeżyć i to on zawiódł najlepszego przyjaciela, prawdopodobnie w ostatnim dniu życia Newta. O blondynie, Minho i Thomas nie rozmawiali praktycznie nigdy, bo zawsze kiedy brunet usłyszał imię zarażonego Pożogą, wpadał w histerię.

Tym razem, pogadanka pana Lammer'a miała wszystko zmienić.

-...i lek został rozwieziony do wszystkich Enkwad z zarażonymi...czy jak oni to nazywają...- mężczyzna najwyraźniej się denerwował. Co chwila pocierał czoło, już dawno przepoconą chusteczką. - Dzieci. Pod krzesłami macie przyklejone kartki. Przeczytajcie je w ciszy i nigdy o nich nie wspominajcie przy gościach.

Gościach? - pomyślał Thomas. - Zawsze pogadanki były przeprowadzane w zamkniętej sali, a tak zwanej, izolacji.

Minho wydał okrzyk zdziwienia, a zaraz po nim Patelniak i reszta jego znajomych-Streferów. Wszyscy czytali kartki. Thomas posłał im zdziwione spojrzenie. I sam przeczytał swoją.

PROSIMY ZACHOWAĆ SPOKÓJ. NIEKTÓRZY Z NICH SĄ STRASZNIE NERWOWI I AGRESYWNI. ŻADNYCH KŁÓTNI. PRZEŻYŁO ICH 8 ZARAŻONYCH. WSZYSCY WYLECZENI. DOKŁADNIE O 17:14 ZOSTANĄ WPROWADZENI WSZYSCY ZE STREFERÓW WYLECZENI Z POŻOGI. ZACHOWAĆ SPOKÓJ.

Thomas dostał huśtawki uczuć. Najpierw szczęście, że możliwe, że zobaczy przyjaciela. Później, smutek, tak wielki i depresyjny, nawet jeśli Newt żyje nigdy nie będzie sobą. Następnie, straszną ochotę na zabicie pana Lammer'a. Jak można mówić o jego przyjaciołach jak o groźnych zwierzętach?! Na sam koniec, podekscytowanie. Spojrzał na zegarek. 17:14. Wziął głęboki oddech i spojrzał na Minho. Przyjaciel na pewno czuł to samo co on.

Drzwi się otworzyły. Najpierw weszło czterech ochroniarzy. Następnie Streferzy i Streferki. Jedna dziewczyna. Dwóch Streferów, których nie znał. Trzy dziewczyny. Jeden Strefer. Mik. Thomas ucieszyłby się na jego widok, ale nie teraz. Miało być osiem. Jest sześć.Nie ma Newta. Minho położył dłoń na jego ramieniu.

-To koniec, Thomas. - jego głos zadrgał. - Nie udało się. - załamany opadł na krzesło i nawet on, nie poszedł przywitać dwóch Streferów. Thomas chciał się rozpłakać. Nie wiedział co robić. Chwilę później przez drzwi weszło jeszcze dwóch ochroniarzy. Każdy z nich szarpał się z jedną osobą. Jeden Strefer. Czarnowłosy. Jedna Streferka. Czarnowłosa. Nie ma tych blond włosów, za którymi Thomas tak tęsknił. Zaczął przyglądać się szamotaninie chłopaka ze strażnikiem.

Nastolatek wyrywał się i wrzeszczał coś o tym, że nie ma zamiaru nikogo przytulać i spotykać po latach. Thomas'owi serce zamarło. Poznał ten głos. Poznał tą twarz.

- Newt... - powiedział Patelniak to, co chłopakowi nie mogło przejść przez gardło.

Newt dostał jakieś proszki, pewnie uspokajające, bo po chwili przestał się bić. Pan Lammer wyszedł pospiesznie, umawiając kolejne spotkanie, na za miesiąc.

Do Thomas, Minho, Patelniaka, Mika i jeszcze paru Streferów podszedł Newt. Zmienił się nie do poznania. Twarz miał bladą, bez żadnych rumieńców. Żadnych emocji wymalowanych na niej. Przefarbował sobie włosy na czarny. Nadal były długie. Jego oczy nie świeciły jak za dawnych lat. Stał się bardziej barczysty, nie był taką chudziną jak zawsze. Stał się...nie sobą.

Pierwsza reakcja Thomasa. Podbiegł do swojego przyjaciela i przytulił go. Prawie. Newt staną i odepchnął go na bok.

- Nie dotykaj mnie, zdrajco. - jego usta ułożyły się w okropny grymas. - Odejdź ode mnie.

Brunet poczuł się jakby dostał strzałą w serce. To go zabolało. Czemu Newt tak powiedział...?

- Newt... - reszta osób na sali przestała istnieć. - Czemu tak mówisz...?

- Powiedziałem. - starszy chłopak miał w oczach gniew. - Odejdź. - walnął go w twarz z całej siły, Thomas przewrócił się.

Podbiegło do nich dwóch ochroniarzy, którzy złapali Thomasa, gotowi go zabrać do jego domu:

- Czy on ci coś zrobił? - spytał Newta, profesjonalnie jeden z nich.

- Tak. Istnieje. Zabierzcie go ode mnie. Już. - czarnowłosy machnął ręką i spojrzał Thomas'owi w oczy przepełnione bólem.

- Nienawidzę cię, zdrajco. - przełknął łzy. - Jesteś najgorszą osobą jaką miałem okazję poznać w całym moim pikolonym życiu. Nie chcę cie widzieć.

Kiedy zabierali z "pogadanki" szamotającego się Thomasa, Minho podszedł do Newta, a tamten go przytulił ze smutkiem i tęsknotą. W uszach bruneta pobrzmiewało jedno słowo: "zdrajco".

------------

Nie wierzę, że udało mi się napisać ten rozdział *-* Tak bardzo rozumiem Newta... ;( Po prostu musiałam napisać to fanfiction... ^^ A wam jak się podoba? Jakieś sugestie? ;^D Zostawcie po sobie komentarz i gwiazdkę, jeśli możecie ;**



The Fault in our Maze || NewtmasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz