WAŻNA NOTKA NA KOŃCU
*Thomas*
Następnego dnia obudziłem się w jakimś białym pokoju. Szpital...?
Wszystko na to wskazywało. Było jednak dziwnie cicho i pusto. Moje lóżko było tutaj jedyne, a ja byłem podłączony do kroplówki. Kroplówki...? Co się stało?
I nagle przypomniałem sobie wczorajszą noc. Newt, kły, krew, moje uczucia, więcej krwi, DRESZCZ, jeszcze więcej krwi, stracenie przytomności...
Złapałem się za głowę w bezradności. Muszę się dostać do Newta. Nie! Do Minho! Nie!! Muszę odnaleźć kryjówkę DRESZCZ-u... Przecież DRESZCZ, oni kontrolują Newta, Mizenożercy (tak się nazywali...?)...
W pewnym momencie otworzyły się drzwi do pokoju, a przez nie wszedł...
- Newt. -cofnąłem się w głąb pomieszczenia. - Newt, nie jesteś sobą... DRESZCZ cię kontroluje...
- Cholera jasna, Tommy, jestem świadomy! - warknął i podszedł do mnie bliżej. - Wiem, że oni mnie kontrolują, tak? Ale nie potrafię tego wychwycić...
Skrzywiłem się, nie będąc pewnym, o czym on mówił.
- Wytłumacz mi Newt, co się dzieje?
Chłopak westchnął i kiwnął głową.
- Wiesz, to zaczęło się, kiedy ktoś od was poszedł na zwiady do starej siedziby DRESZCZ-u.
Wiedziałem świetnie. Ale Minho mnie nie puścił, więc postanowiłem się tam sam wymknąć i zbadać sprawę.
- Poszedłeś tam za szpiegiem. Widziałem to, byłem tam. Nie wiedziałem, co tam robiłem, czemu tam byłem... To intuicja, jakiś impuls mnie tam poprowadził.
Widziałem go tam. Widziałem go siedzącego w jakimś pokoju z jego skroniami podłączonymi do różnych rurek i kabli.
- Oni wtedy mnie zamienili, Thomas. Zrobili coś, co wcześniej z Teresą. Oni mogą mnie kontrolować...
Cofnąłem się o krok. Wiedziałem, po prostu potrzebowałem potwierdzenia. Teraz wiem. Nie mogę udać Newtowi.
- Tommy, oni chcą się odbudować!
- Ale po co? - spytałem zdezorientowany. - Przecież powstali, by wynaleźć lek. Pożoga, już nie występuje na świecie. Wszyscy poumierali albo zostali wyleczeni, nikt się nie zaraził...
- Thomas, posłuchaj mnie! - krzyknął. - Oni odradzają się, żeby przejąć kontrolę nad światem. Chcą by istniał jeden, jedyny rząd. Jak im się uda to będzie koniec! Nie rozumiesz, Tommy?! To są wariaci, którzy przeżyli Pożogę. To nie są odporni. To są chorzy psychiczne naukowcy, gdyby chcieli mogliby zniszczyć wszystko, co na tym świecie ma sens. Ugh! Nie parafię ci tego wytłumaczyć... Bieda w Afryce... Co o niej myślą?! 'Oh, zamieńmy cały świat w jedną wielką Afrykę!' A dlaczego? Po nic! Robią to tylko, bo ich naszła taka myśl! Thomas, oni chcą żeby rasa ludzka wyginęła! Dlatego tworzą nowych Buldożerów. Oni mieliby być światem. Oni mieliby żyć!
Newt podszedł do mnie i potrząsnął moimi ramionami.
- Musimy ich powstrzymać, Thomas!
- ROZUMIEM! - ryknąłem, bojąc się, że chłopak będzie kontynuować. - Ale dlaczego zabrali ciebie?
Spojrzałem mu w oczy. Widziałem przerażenie i...szaleństwo. Newt nie był sobą. Nigdy nie będzie sobą...
- Chyba wiedzą, że do was trafiłem. Chcą żebym was wszystkich wykończył będąc w transie. Oni nie pozwolą wam znowu zniszczyć ich planu. Tommy, - załkał. - Ja nie chcę nikomu zrobić krzywdy. Nie chcę cię zabić...
W tej chwili mogłem zrobić wiele rzeczy. Mogłem uciec, może Newt tylko udawał po kontrolą? Mogłem się załamać i stracić we wszystko wiarę. Mogłem- Ale zrobiłem coś innego.
- Newt, cholera. - złapałem go kurczowo za twarz. Jego policzki były takie... - Damy sobie radę. Tak jak ostatnio, tak? Pokonamy DRESZCZ i wygramy. Potrzebujemy tylko wiary i planu.
- I nas - mruknął Newt i mało myśląc złączył nasze usta w pocałunku.
Nie był to delikatny pocałunek przepełniony miłością. To był zdesperowany pocałunek pragnący, żeby być zapamiętanym. Drugi, namiętny i bolesny.
Newt wplątał swoją rękę w moje włosy, ciągnąć za końcówki. Jęknąłem z zadowolenia. Położyłem rękę na jego klatce piersiowej, a drugą wbiłem w jego biodro, przyciągając go do siebie. Mruknął cicho.
Kiedy zabrakło nam oddechu, odsunęliśmy się od siebie. Usta Newta były napuchnięte i czerwone. Jego policzki zaróżowione, a jego oczy błyszczały. Ja pewnie wyglądałem podobnie.
- Masz rację. Będąc w grupie pójdzie dobrze. Będziemy mieli szansę na wygraną. - nerwowo przygryzłem wargę, patrząc w jego oczy. - Chodzi o nas.
-----------
cześć dzieciaczki! (boże, mam to po teraz po jednej autorce, która tak zaczyna każdą notkę, wybaczcie xD)
ogólnie to jest mi bardzo miło, że ktokolwiek jeszcze postanowił do tego zajrzeć.
szczerze.
postanowiłam sobie dzisiaj na polskim przeczytać tego gniota, którego porzuciłam kiedyś tam
po pierwsze: TO JEST PISANE TAK ŹLE ŻE WYMIOTOWAĆ MI SIĘ CHCE I PRZEPRASZAM WAS ZA TO BARDZO BARDZO BARDZO (było to moje 1 opowiadanie na watt i moje umiejętności zdążymy się trochę poprawić, widać może w innych opowiadaniach) przynajmniej tak mi się wydaje
po drugie: wróciłam bo po przeczytaniu tych 7/8 rozdziałów zdałam sobie sprawę że nie mam prawa was zostawiać z tak nieskończoną historią (serce by mi pękło a wy mnie za to kochacie ^^ f sumie to idk;-;)
A ogólnie to kocham was bardzo mocno, każdego kto zdecydował się na przeczytanie, przepraszam za moje błędy w pisaniu i w stylu.:((((
Nie będzie to długie ff, bo nie jestem z niego zadowolona, a nie jestem typem osoby, która poprawia opowiadania po ich skończeniu.
Więc jeśli czujecie niedobór Newtmasa to mówcie/piszcie w komentarzach, żebym mogła wiedzieć, czy powinnam zabierać się za nowe. (albo se poczytajcie jakieś inne lepsze niż moje lol)
Btw, ff o Muke'u które jet na moim profilu jest całkiem spoko (chociaż i tak wiem, że za jakiś czas okaże się beznadziejne;-;)
Uwielbiam was wszystkich z osobna i kocham mocno! ^^^
P.S. Pod rozdziałem możecie pisać pytania do bohaterów, a jak będzie ich wystarczająco dużo, to dodam oddzielny rozdział^^
Byeeeee
~AmelkaMorelka~
CZYTASZ
The Fault in our Maze || Newtmas
Fanfiction- Tommy...? - słyszę głos. - Tommy, pomóż mi... - cholera jasna, dlaczego go słyszę?! - Newt, gdzie jesteś?! - krzyczę spanikowany biegając dookoła mieszkania. Rozglądam się na boki. - Newt! - Tommy... - rozlega się szept w mojej głowie...