7. Dwa dni

4.8K 393 114
                                    

Stałam przed pizzerią wydzwaniając do Dann'a, który teraz pewnie w najlepsze sobie spał. Wybrałam numer ostatni raz i nagle usłyszałam za sobą znajomy pogardliwy głos - Mike, no a kto inny.

-Może Cię podwieść? - czy to jest ten sam Mike, który nie chciał mnie w tej pracy i który był dla mnie złośliwy?

-Nie - odparłam na tyle sucho jak tylko mogłam.

Chłopak uśmiechnął się pod nosem i podszedł do mnie wpatryjąc się w pustą ulicę przed nami. Nachylił się do mojego ucha i zaczął mówić szeptem.

-Nie daj się prosić. - natychmiast się odwróciłam. Jemu nie dało się odmówić, miał w sobie coś tajemniczego, jego łobuziarski uśmiech i błękitne oczy, trzeba przyznać, były pociągające. Za długo się na niego wpatrywałam i po chwili zobaczyłam przed sobą machającą mi przed twarzą rękę Mike'a. Lekko się wzdrygnęłam i odgarnęłam włosy za siebie.

-Oh, obudziłaś się, jak miło - To jednak Mike, z tą swoją ironią w głosie.

-Zamyśliłam się...

-Wpatrując się we mnie? - poczułam jak ciepły rumieniec napływa mi na poliki, Mike'a to bawiło. No, bo kogo by to nie rozbawiło?

-Niech Ci będzie. - u bruneta na twarzy pojawił się uśmiech.

-Dobra, skoczę po kurtkę, zapomniałem jej zabrać. - skrzyżowałam ręce na piersi i przewróciłam oczami. Stanęłam przodem do budynku, gdy nagle zobaczyłam przed sobą nie tylko mój cień, ale również kogoś jeszcze, kogoś kto stał tuż za mną.
Jakaś zimna dłoń dotknęła mojego ramienia. Wzdrygnełam się, powoli zaczęłam obracać głowę.
Moje serce zamarło.
Nie mogę się ruszyć, to nie jest możliwe.
Boże, Mike, gdzie jesteś, akurat w tej chwili Cię potrzebuje.
Mój oddech stał się coraz głębszy i szybszy, gdy postać za mną dotknęła mojego gardła czymś ostrym, ale nie zrobiła mi krzywdy. Ostrożnie rozejrzałam się po okolicy, nikogo nie było.
Mike do cholery, gdzie ty jesteś?!
Poczułam na policzku ciepły oddech.

-Witaj, moja droga.

Jego szorstki głos odbijał się echem w mojej głowie. Poczułam, że przestaje brakować mi tchu. Obraz zaczął się rozmazywać, a ostatnie co mogłam dostrzec to biegnącą w moją stronę postać.

-M-Mike - wyszeptałam ostatnim tchem, później widziałam już tylko ciemność.

***

Powoli otworzyłam oczy, moja głowa pękała od bólu. Właściwie to, gdzie byłam? Leżałam na łóżku z czymś miękkim i zimnym na czole. Wycigągnełam rękę i ściągnęłam materiał - to mokry ręcznik. Nie byłam u siebie w domu, w szpitalu też nie. Próbowałam usiąść na skraju łóżka, gdy nagle poczułam przeszywający ból w mojej lewej ręce. Wyciągnęłam ją przed siebie - od ramiona do łokcia była cała obandażowana, opatrunek był świeżo założony. Ile w ogóle spałam? Powoli przesunęłam się na skraj łóżka i spojrzałam na pokój w całej okazałości. Wielkie okno naprzeciwko łóżka, szare ściany i ciemne panele na podłodze. Niskie szafeczki, na których leżały książki i porozrzucane ubrania. Podeszłam do drzwi, były lekko uchylone. Zaczęłam powoli iść korytarzem w odcieniu błękitu i zatrzymałam się na samym końcu wchodząc do pomieszczenia po prawej stronie. Znalazłam się w kuchni, a moim oczom ukazał się wysoki brunet z roztrzepaną czupryną, który właśnie przygotowywał tosty. Chciałam podejść bliżej, gdy panel od podłogi zaskrzypiał i zdradził moje położenie. W tej samej chwili w moją stronę odwrócił się nie kto inny jak Mike.

-Powinnaś odpoczywać. - rzucił przelotnie nie odrywając wzroku od tostera.

Chyba nigdy go nie zrozumiem, raz jest miły, raz wrednie obojętny. Coś jednak mnie w nim pociągało..?
Chłopak westchnął i po chwili dodał:

-Skoro nadal tu stoisz to usiądź, zaraz podam śniadanie. - Mike Schmidt, obojętny snobistyczny mężczyzna zabrał mnie do swojego mieszkania, prawdopodobnie na to wygląda, że uratował mi również życie i jeszcze chce podać mi śniadanie? Mój Boże, kosmici chyba tu byli i zabrali Mike'a zostawiając jego ulepszoną wersje.

Usiadłam przy stole, brunet odwrócił się w moją stronę z talerzem tostów, w ustach trzymał jednego z nich. Zasłoniłam usta dłonią, aby nie mógł ujrzeć mojego rozbawienia. Postawił talerz przede mną i usiadł naprzeciwko mnie.

-Smacznego - jego łobuziarski uśmieszek sprawił, że wymiękłam. Mogłam wpatrywać się w jego oczy godzinami.

-Nie śpij, spałaś za długo - poczułam jak rumieniec zaczął napływać mi na poliki.

-Ile właściwie "spałam"?

-Jakieś dwa dni, całe szczęście się obudziłaś. - jego głos pod koniec ostatniego wyrazu niewyraźnie się załamał. -Ale nie musisz się o nic martwić, szef wie, że miałaś mały "wypadek" i masz wolne do końca tygodnia.- zaczęłam wpatrywać się w pustkę, gdy Mike znowu przemówił.
-Jeśli o tym myślisz to spokojnie, spałem na kanapie w salonie. Nie jestem zboczeńcem. - chłopak teatralnie podniósł ręce na wysokość klatki piersiowej. Uśmiechnęłam się pod nosem.
Po chwili zaśmiał się cynicznie.

-Przepraszam. Gdybym... gdybym z Tobą został i zostawił tą pieprzoną kurtkę w spokoju nic by Ci się nie stało.

-Przecież nic się nie stało. Nie mogłeś tego przewidzieć-

Nie mógł tego przewidzieć tak samo jak ja jego nagłego uścisku. To było.. Dziwne? Jednocześnie przyjemne, ale wciąż dziwne.

Co się zmieniło przez te dwa dni?

Nie chciałam Umierać || FNaF (W TRAKCIE KOREKTY)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz