Rozdział 10 "Zbyt znajoma twarz"

681 65 2
                                    

Hogwart wyglądał coraz lepiej. Ci co przeżyli i mieli wszystkie kończyny, odbudowywali go. Harry Potter robił to z taką determinacją, że nikt inny nie mógł mu w tym dorównać. Chciał się stąd jak najszybciej wydostać. Nie mógł być w tej szkole, po tym wszystkim co się w niej zdarzyło. Nie mógł chodzić po jej korytarzach, nie myśląc o ludziach, którzy właśnie stojąc w tym miejscu tracili życie. Nie mógł.
Ale nie mógł też odejść. Musiał tu być, wspierać rodziny zmarłych. W końcu to przez niego...
Ginny tłumaczyła mu, że ma się tym nie martwić, że powinien zająć czymś swoje ręce i myśli.

Fajnie by było, gdyby to było takie proste.

- Harry Potter? - krzyknęła jakaś dziewczynka. Malutka. Maksymalnie siedem lat. Jej niebieskie oczy były wielkie jak talerze ze zdziwienia. Miała zapleciony warkocz ze swoich blond włosów. Wyciągnęła swoje chude i ubrudzone rączki w jego kierunku. - Mamo! Mamo! To Harry Potter! - wykrzyczała ponownie i spojrzała za siebie. Harry również podążył tam wzrokiem i ujrzał kobietę w wieku mniej więcej dwudziestu siedmiu lat. Była zajęta wieszaniem obrazów za pomocą czarów. Przerwała i spojrzała w ich kierunku. W jej oczach błysnęły złowieszcze iskry.
- To przez ciebie... - wyszeptała. Następnie, jakby pod wpływem przypływu odwagi, wykrzyczała - To przez ciebie Natan nie żyje! Zabiłeś go!

Harry, jak zwykle w takiej sytuacji nie wiedział co powiedzieć. Nie znał żadnego Natana, co więcej był pewien, że podczas Bitwy o Hogwart zabijał tylko śmierciożerców z Voldemortem na czele.

- Nikogo takiego nie zabiłem. - odparł, nie wiedząc czy słusznie wchodzi w dyskusję. Nigdy nie był dobry w mówieniu. Zawsze wolał działać.

- Nie chcę w Hogwarcie zabójcy ojca mojego dziecka! - ponownie krzyknęła, przytulając do siebie małą dziewczynkę.

- Proszę pani, mi też jest przykro z powodu tego... - zająkał się, nie wiedząc czy słusznie mówi i czy w ogóle powinien się wypowiadać na takie tematy. - wszystkiego. - dokończył wzdychając.

- Kłamiesz, ty podły... - wyszeptała ostatnie słowo tak, że Harry go nie dosłyszał. Pewnie to była jakaś obelga, nie ważne. Nie zamierzał wchodzić z nią w dyskusję. Posłał jej słaby uśmiech i odwrócił się na pięcie.

Rozejrzał się w poszukiwaniu jakiejś znajomej twarzy.

- Harry! - usłyszał i po chwili zobaczył znajomą rudą czuprynę. Czy to... Czy to Fred?

- Fred? - wycedził Harry. Weasley wyraźnie się speszył.

- Nie. To ja, George. - odpowiedział i wszystko stało się jasne. Bliźniaki. Harry dopiero teraz dostrzegł brak ucha u chłopaka.

- No tak, przecież to niemożliwe... - nie dokończył, z oczywistych powodów.

-Żeby Fred zmartwychwstał. - dokończył George i uśmiechnął się niepewnie.

- Wolałeś mnie - zagaił Harry.

- Tak, pewnie. Chciałem ci powiedzieć, że ja nie mam ci nic za złe. - oznajmił, poklepał go po ramieniu i odszedł.

Zostawił Harry'ego samego. Znowu. Narażonego na szyderstwa zapłakanych żon, matek i córek. No i oczywiście mężów, ojców i synów.

Muszę się stąd jak najszybciej wynieść. Szybko.

Nie miał ze sobą żadnych rzeczy. Nie chodził do Hogwartu na siódmy roku, więc wszystko zostało u Weasleyów. Nie musiał się pakować.

Ginny, Hermiona, Ron.

Rozejrzał się w poszukiwaniu przyjaciół. Ron stał w kącie pokoju, w którym stali. Harry szybko znalazł się tuż obok niego.

-Zmywamy się stąd. - powiedział. Ron spojrzał na niego zdziwiony.

- Dlaczego? - spytał po chwili ciszy.

-Nie możemy tu dłużej zostać. Nie zniosę tego - odpowiedział Harry.

- Chyba jesteś trochę samolubny. - stwierdził Ron.

- Samolubny? - powtórzył Harry.

- Nie sądzisz, że tu trzeba pomóc? - wyjaśnił i szybko dodał - no wiesz, posprzątać.

- A Draco? Przecież to on zabił Freda! - krzyknął Harry. Na twarzy Rona pojawił się grymas bólu. Chłopak przeczesał palcami włosy i zatrzymał rękę na ich końcu, aby za nie szarpnąć.

- No dobra. Musimy mu się zrekompensować. - zwyrokował i ruszyli wspólnie znaleźć Ginny i Hermionę. Siostra Rona dała się przekonać za pierwszym podejściem, chcąc jak najszybciej pomścić starszego brata.

Jednak Hermiona nie chciała opuszczać potrzebujących, chociaż większość została już przewieziona do szpitala albo kostnicy. Nadal pod gruzami na błoniach można było znaleźć ciało, które trzeba było jak najszybciej pochować. Obrzydliwy zapach gnijących ciał powoli się ulatniał, jednak trzeba było się go ostatecznie pozbyć.

- Teraz? Nie ma mowy! - krzyknęła i wróciła do sprawnego wykańczania dawnego pokoju wspólnego Krukonów. - Niedługo Hogwart będzie wyglądał jak nowy, a ja chcę się do tego odpowiednio przyłożyć.

- Ale Hermiono! On już się pewnie gdzieś zaszył! - powiedziała Ginny pomagając przyjaciółce ustawić wielką kanapę.

- Aurorzy go znajdą. - odpowiedziała i posłała jej surowe spojrzenie.

- Większość aurorów leży przy grobie Dumbledora, czekając aż ich rodziny zgłoszą się po ich ciała i godnie je pochowają - odezwała się Ginny ze złości puszczając kanapę, która upadła jej na stopy. Syknęła z bólu i usiadła na ziemi.

- Ja jadę nie wiem jak ty. - powiedziała i kuśtykając wyszła z pokoju.

--------
Dziękuję za ponad 1 tys wyświetleń ♥♥♥
Przepraszam, że tak długo czekaliście na ten rozdział.
No i za to, że jest w kij nudny.
Zapraszam do komentowania i gwiazdkowania.

Harry Potter - chłopiec, który stracił wiele, zyskał jeszcze więcej.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz