Był taki dzień, kilka miesięcy temu, kiedy pół mojego serca zniknęło.
Wyszliśmy akurat ze studia, gdzie odbywał się wywiad. Przeszliśmy do samochodu, kolejnego z przyciemnianymi szybami, który bez zwracania uwagi fanek, miał zawieźć nas do domu. Siedziałem obok Luke'a jak to zwykle było i ze słuchawkami na uszach opierałem się o jego ramię. Całą drogę powstrzymywałem opadające powieki od całkowitego zamknięcia. Byłem cholernie zmęczony, ale walczyłem z tym, by o własnych siłach wejść do domu, wziąć jeszcze prysznic i dopiero się położyć. Jednak przysięgam, jeszcze kilka metrów więcej i byłbym w stanie zasnąć. Miałem jednak szczęście. Wyszliśmy z auta, nieznanej mi marki i skierowaliśmy się na teren dosyć dużej posiadłości. Od razu po zrzuceniu kurtki w korytarzu, pobiegłem na górę do swojego pokoju. Chciałem tylko spokojnie się odprężyć i trochę odpocząć, a zamiast tego otrzymałem głośny trzask drzwi. Wyszedłem z dopiero co otwartej, na szczęście własnej łazienki i wróciłem do sypialni. Luke opierał się drewnianą powłokę z przymkniętymi oczami i spuszczoną głową. Podszedłem nieco bliżej, zmartwiony postawą przyjaciela, a w odpowiedzi na pytanie "Um, Luke?" dostałem jedynie głośne westchnienie. Po chwili też podniesiony wzrok, mówiący tyle co "nie zbliżaj się". Postanowiłem postąpić zgodnie z rozsądkiem. Położyłem dłoń na ramieniu blondyna i uśmiechnąłem się lekko. On jednak strącił ją i odepchnął mnie.
- O co chodzi? - spytałem nieco zaskoczony, tak nietypowym zachowaniem.
- Myślę, że powinniśmy z tym skończyć, Calum - odezwał się chłodnym i nieprzyjemnym tonem.
Wzdłuż kręgosłupa przebiegły mi ciarki i nie mogłem powiedzieć, że było to miłe uczucie.
- Co masz na myśli? - zagryzłem lekko wargę, byłem zbyt nerwowy ostatnimi czasy.
Zaśmiał się cicho, by po chwili spojrzeć mi prosto w oczy. Problem leżał w tym, że w tamtych błękitnych zacząłem tonąć. I to nie w ten dobry sposób co zwykle. To było tak jakby woda zalewała mi płuca, a niska temperatura odmrażała każdą część ciała w ułamku sekundy.
- Mam na myśli to między nami, Hood - wypadło z jego ust - Bo obaj wiemy, że to jest coś więcej i powinniśmy też zdawać sobie sprawę, że w tym świecie to nie ma prawa bytu - wyjaśnił krótko.
Zmarszczyłem brwi.
- J-jak to nie ma? W jakim świecie? - zacząłem pytać, choć dobrze zrozumiałem wszystko co zawarł w tamtym zdaniu.
- Nie utrudniaj tego - poprosił - Dobrze wiesz o co mi chodzi. Kiedyś tego rodzaju uczucie mogłoby być czymś ważnym, ale teraz jesteśmy sławni. Reputacja jest ważniejsza niż to coś między nami - mruknął - Wydaje mi się, że przyjaźń będzie zdrowszą opcją dla naszej dwójki.
Czy tylko ja przyjąłem to tak źle, że zaschło mi w gardle? Świat zaczął się obracać i tylko Luke nadal stał na swoim miejscu.
- A-ale - jąkałem się, szukając dobrego wyjścia z "problemu".
- Nadal cię potrzebuję - wyznał - Tylko już nie w ten szczególny sposób, Calum - ał, to moje serce, czy ktoś słyszy jak się kruszy? - Mam nadzieję, że zrozumiesz - westchnął i po chwili ciszy z mojej strony, wyszedł.
Żadnego przelotnego całusa w policzek. Żadnego przytulenia czy gestu bliższego jego wcześniejszemu zachowaniu. To była obojętność.I wtedy właśnie zacząłem cierpieć.
Coś nowego, wpadło mi do głowy przez piosenkę "Gnash - i hate u i love u", może będzie związane z jej słowami może nie.
Jak często będą rozdziały - zobaczymy.
Może komuś się spodoba.
Miłego czytania ;)
CZYTASZ
Destruction; cake
FanfictionYou are my little destruction. albo Gdzie dwójka przyjaciół od dawna czuje do siebie coś więcej, jednak Luke postanawia odsunąć od siebie nieco Calum'a na rzecz sławy. Nie wie, że chłopak na tym cierpi.