Szybkim krokiem przeszedłem cały pokój. Rozejrzałem się wokół, by tym razem poznać pomieszczenie z dokładnymi szczegółami. Musiałem być pewien, że wszystko co jest mi potrzebne już zniknęło z widoku. Zajrzałem do plecaka, gdzie na pierwszy rzut oka niczego nie brakowało, ale za drugim, dostrzegłem wyraźny niebyt jednego z ważniejszych przedmiotów podczas podróży. Uderzyłem się w czoło, szybko ruszając do biurka. Zabrałem z jego powierzchni słuchawki i włożyłem do plecaka, zajmując pozostałą pustą przestrzeń. Nigdy nie zapominałem o ważnych dwóch rzeczach. Słuchawkach i odpowiedniej playliście. Dzień bez muzyki, a przede wszystkim wybieranie się gdzieś, bez niej pod ręką było dla mnie czystą głupotą i niepotrzebnie traconym czasem. Dlatego ja nigdy nie zapominałem o tym aspekcie mojego życia.
Zapiąłem szybko plecak i słysząc ponaglający krzyk mojej mamy, zbiegłem po schodach na dół do drzwi. Wciągnąłem na nogi ukochane vansy, śmiało mogąc stwierdzić, iż jestem gotowy do wyjścia. Wystarczył jeden krok i byłbym na zewnątrz, ale wszystko zaprzepaściła najważniejsza kobieta w moim życiu.
- Calum - przywołała mnie miękko swoim głosem, spowrotem do przedpokoju.
Po naszym rytuale, w którym oczywiście Joy ściskała mnie, całowała po policzkach i powtarzała bym - podczas tego niezbyt długiego wypadu z domu - uważał na siebie, mogłem stwierdzić, iż jestem gotów do drogi. Z uśmiechem przekroczyłem próg domu i zauważając pakujących się do samochodu Anne-Marie chłopaków, omal nie przewróciłem się na własnym podjeździe. Pobiegłem do dosyć dużego, bordowego auta, nieznanej mi marki. Nie czekając na niczyją reakcję, wrzuciłem małą torbę podręczną do bagażnika. Szybko - pomagając tym samym prowadzącej auto kobiecie - zamknąłem bagażnik i otworzyłem drzwi z tyłu. Od razu na wstępie powitał mnie szeroki, szczery, uroczy i dobrze znany uśmiech, kwitnący na ustach chłopaka z przekutą dolną wargą. Błękitne jak północe niebo oczy, lustrowały wesoło moją postawę i mogłem się domyślić, iż blondyn tylko czeka, aż zajmę miejsce obok niego. Właściwe nawet nie zwlekałem. Kiedy tylko Luke przesunął się odrobinę, opadłem na siedzenie obok niego i pozwoliłem mu oprzeć głowę na moim ramieniu. Byłem szczęśliwy w tej sytuacji. Właściwe jeżdżenie na pierwsze koncerty właśnie tak, było naszym zwyczajem. Kierowcą mogła być mama Ashton'a lub Michael'a i to zawsze jeden z nich zasiadał z przodu tuż przy boku swojej rodzicielki. Nie mogło być inaczej. Prawda była taka, że każdy wiedział o mojej małej więzi z Luke'iem. O tym jak blisko się trzymaliśmy i jak dobrze nam się dogadywało. Chyba ludziom dookoła pasował ten układ tak długo jak byliśmy cicho i nikogo nie denerwowaliśmy. W innych sytuacjach po prostu ani on nie przejmował się zdaniem innych ani ja tego nie robiłem.
Podróż trwała już dobrą godzinę. W tym czasie zdarzyło się zrobić chłodniej na zewnątrz i zapowiadać na deszcz, chłopaki i Anne zdążyli zaśpiewać kilka lecących w radiu piosenek, a ja i Luke zdążyliśmy przełączyć chyba z milion piosenek, lecących z playlisty na jego telefonie. Mogłem już stwierdzić, że była beznadziejna, ale tak długo jak siedzieliśmy ramię w ramię, dzieliliśmy jedne słuchawki czy cicho podśpiewywaliśmy pod nosem przeboje wspólnie lubianych zespołów, nie musiałem nic mówić. Wiedziałem poza tym, że ten kontakt będzie miał miejsce jeszcze przed większość czasu. Została przynajmniej godzina jazdy.
Westchnąłem cicho, na dźwięk piosenki All Time Low - Paint Your Wings trzeci raz z rzędu. Lubiłem zespół jak i utwór, jednak po kilkunastu minutach stało się to po prostu nudne i monotonne. Postanowiłem coś zrobić. Sięgnąłem po telefon Luke'a, chcąc zmienić album na inny, ale blondyn chyba wpadł na ten sam pomysł, bo ostatecznie jego dłoń zderzyła się przypadkowo z moją. Czułem te piekące rumieńe, kwitnące na policzkach, kiedy moje spojrzenie skrzyżowało się z tym chłopaka, a o szatańskich, czerwonych plamach upewnił mnie jego szczery uśmiech.
- Uwielbiam to iskrzenie - wyznał cicho, tak abym tylko ja mógł usłyszeć - Kiedy nasze dłonie się stykają - dodał po chwili.
Zagryzłem lekko wargę, niemal powstrzymując się od szerokiego uśmiechu, wpełzająceo na moje usta. Po chwili jednak rozchyliłem je w lekkim zdziwieniu, spoglądając w dół. Czułem to, ale nie wiedziałem, że dzieje się naprawdę. Splótł nasze palce razem.- Calum, jedziemy! - krzyknął Michael, otwierając drzwi czarnego samochodu - Wywiad zaczyna się za godzinę!
Niemal natychmiast otrząsnąłem się z transu niepotrzebnych myśli, w który przypadkiem wpadłem. Chyba zbyt często już zaczynałem plątać się we wspomnieniach i słowach, zawartych gdzieś głęboko w moim umyśle. Zacząłem także zauważać, że to wcale nie jest zdrowe. Ten stan, w którym byłem niszczył. Przede wszystkim nastrój rzecz jasna. Ale też szare komórki, zapewne. A jeśli nie niszczył to na pewno męczył je. Mogłem to odczuć, będąc na granicy wytrzymałości i coraz częściej odczuwając zmęczenie. Byłem jak zombie, a to naprawdę nic dobrego.
Włożyłem telefon do kieszeni i skierowałem się w stronę - zgadując - range rovera. Otworzyłem tylne, czarne drzwiczki, niemal w tym samym czasie co Ashton te z drugiej strony. On był pierwszy. Usiadł na wolnym miejscu obok Michael'a, a ja z westchnieniem opuściłem. Nie chodziło już o to, że nie było miejsca. Tylko o to, że Luke nie wrócił w ogóle uwagi na moją obecność w pobliżu, a to akurat bolało. Trzasnąłem drzwiami, po czym otworzyłem te z przodu. Zapiąłem pas - skinieniem głowy - dając kierowcy do zrozumienia, iż możemy już jechać. Nawet nie obchodził mnie fakt, że fanki mogą mnie zobaczyć. Po prostu zacząłem wyglądać przez boczną szybę. Liczyłem spadające krople deszczu, pojawiające się na szkle i myślałem. To co działo się w tamtej chwili było wyczerpujące. Czułem się niewidzialny, a wcale tego nie pragnąłem.
Splotłem razem swoje dłonie, spoglądając na nie smutno.
Ja tylko chciałem być na tylnym siedzeniu i trzymać mocno dłoń Luke'a."I miss you on my front seat"
Już widzę jak bardzo nienawidzicie Luke'a, a on chciał dobrze, em...
Ps. W następnym raczej nie będzie wspomnień.
CZYTASZ
Destruction; cake
FanfictionYou are my little destruction. albo Gdzie dwójka przyjaciół od dawna czuje do siebie coś więcej, jednak Luke postanawia odsunąć od siebie nieco Calum'a na rzecz sławy. Nie wie, że chłopak na tym cierpi.