«6»

266 45 6
                                    

Samochód wreszcie się zatrzymał. Wyszliśmy na ulicę, stając przed wysokim budynkiem, z wieloma oknami i dwoma parami przestronnych drzwi. Dookoła stali już fani i zgadywałem, iż nawet z kilometra czy dalej, można było usłyszeć ich piski. Czy na nasz widok... Czy naszej ochrony. To był po prostu ogromny hałas, sprawiając, iż od nieprzespanej nocy, moja głowa pulsowała jeszcze bardziej. To nie było miłe uczucie, zapewniam. Jedno z najgorszych w moim życiu.
Luke zaczął proponować, byśmy przed wywiadem przeszli się jeszcze wzdłuż metalowych barierek i przywitali z fanami. Ale ja nie mogłem słuchać. Od razu, łapiąc w dłoń swój mały, czarny plecach, wszedłem do budynku.
Naprawdę nie chodziło o to, że nie lubiłem fanów czy ich nie szanowałem. Nie byłem też podły i nie starałem się być wredny. Cieszyłem się widząc tych wszystkich ludzi. Byłem im wdzięczny za to co dla nas robią i kim tak naprawdę są, bo razem tworzyliśmy rodzinę. Ale nie tego dnia. Nie, kiedy czułem się tak źle. Nie, kiedy byłem kompletnie podenerwowany od samego rana. Dlatego niemal od razu ominąłem wszystkich tych ludzi i skierowałem się przez długi korytarz do jednego z pokoi, na jego końcu.

*
Siedzący naprzeciw nas mężczyzna, kolejny raz zaśmiał się pod nosem. Przeczesał dłonią włosy. Po chwili także poprawił, trzymany w dłoniach plik kartek i posłał naszej czwórce, odrobinę poważniejsze spojrzenie. Michael, który zajmował miejsce obok mnie, przeciągnął się, obejmując mnie ramieniem. Z moich ust uciekło długie, ciężkie westchnienie, zanim prowadzący zaczął mówić dalej.
- Chłopcy, mam ciekawe pytanie - poprawił się na miejscu, spoglądając na trzymany w rękach papier - Na waszej nowej płycie, jest mnóstwo, naprawdę świetnych kawałków. She's Kinda Hot, Hey Everybody, Jet Black Heart - wymieniał - Naprawdę dobra robota.
Spojrzałem w stronę Luke'a. Bawił się akurat palcami, jakby wcale nie interesował go wywiad, czy w ogóle przebywanie tu. Jak to możliwe skoro jeszcze przed chwilą opowiadał jakiś głupi żart?
- Dziękujemy - kiwnął głową Ashton.
Mężczyzna chyba to zignorował. Skorzystał z sytuacji, iż przyciągnął naszą uwagę, po prostu kontynuował.
- Chciałbym, abyście podali tytuł jednej z nowych piosenek i opowiedzieli o niej. Kto ją napisał, o czym jest i co was zainspirowało do jej stworzenia - wyjaśnił.
Szybko odwrociłem wzrok. W mojej głowie pojawiło się kilka myśli przewodnich. Nie koniecznie związanych z pytaniem, ale poniekąd. Jaka piosenka była na tyle bezpieczna by opowiedzieć o niej fanom, ludziom, telewizji? Która była na tyle dobra by chcieli poznać jej prawdziwą czy zmyśloną historię?
Powtarzałem w głowie jeden tytuł, mając nadzieję, że nikt nie wpadnie na coś tak głupiego, by powiedzieć go na głos. Jednak na moich przyjaciół rzadko kiedy mogłem liczyć w ostatnim czasie...
- Lost in reality! - wypalił nagle Ashton wesoło.
Sparaliżowało mnie. Nie mogłem się ruszyć. Zaschło mi w gardle. Dlaczego zawsze ziszczały się te najgorsze scenariusze? Dlaczego raz w życiu nie mogłem mieć tego głupiego szczęścia? Przypominałem sobie każdą linijkę tekstu, każde pociągnięcie długopisem po kartce papieru. To zdecydowanie nie był utwór, o którym chciałem mówić. I modliłem się, aby to nie było konieczne.
- Czemu nie - uśmiechnął się mężczyzna, a wszystkie moje nadzieje legły w gruzach.
"Tylko nie to, tylko nie ta piosenka" powtarzałem w myślach.
Michael szturchnął mnie lekko ramieniem, dając do zrozumienia, iż to ja powinienem zacząć naszą wspólną wypowiedź. Niech to szlag.
- Więc... Napisaliśmy ją z Michael'em - zacząłem, przełykając ślinę.
Otworzyłem usta by mówić dalej, jednak przyjaciel mi przerwał.
- Właściwie to napisał ją Cal, ja tylko poprawiłem refren i pierwszą zwrotkę - wyznał - Dlatego można dosyć uważnie usłyszeć w niej jego głos. Czuł tą piosenkę. Stąd to małe solo na końcu - uśmiechnął się lekko.
Po chwili spojrzał na mnie i mogłem dostrzec jak jego zielone oczy błyszczą. Współczuł mi. Współczuł, bo tylko on znał prawdę o wszystkim, co kryło się za tekstem. I nie kłamał. Poprawił go. A ściślej mówiąc, wymazał wszystko co za bardzo nawiązywało do Luke'a. Dzięki temu, wszyscy myśleli, że to zwykły chwytliwy numer o miłości. Chciałbym...
- O czym jest? Skąd pomysł? - dopytywał brunet - Pozwólcie, że przypomnę słowa refrenu - uśmiechnął się, trzymając już w dłoni tablet, zapewne z odnalezionym w internecie tekstem - "Lost in reality, I can feel you in the dark, when I fall asleep. All that's in my head are pictures of memories, words that you said to me. Hey, Hey, Hailey, won't you save me?" - wyrecytował.
W moim brzuchu zawiązał się supeł. Zabrakło mi słów. Nie mogłem otworzyć ust.
Po tym co powiedział Luke, nie mogłem odnaleźć się w rzeczywistości. Byłem w niej zagubiony. Od kilku, może kilkunastu godzin, po prostu błądziłem po mieście, powłóczając nogami. Pod wszystkimi światłami gwiazd i nocnym niebem. Mijałem przechodniów, czasem na nich wpadając. Po prostu szedłem przed siebie, z ogromną pustką w środku. Kawałki tego co ze mnie zostało, Luke po prostu zatrzymał. Bo wiedziałem, że się nie pozbieram. Wiedziałem, że zawsze czegoś będzie brakować. On po prostu wyrzucił mnie jak wypalonego papierosa. I mimo, iż próbowałem coś z tym zrobić, chciałem rozmawiać, on zniknął. W mojej głowie miałem te wszystkie zdjęcia, te wspomnienia, chwile spędzone razem... A potem już tylko słowa, przez które dał mi do zrozumienia, iż nie jestem potrzebny. Nie chciał nawet mnie ratować. Zostawił mnie. Chciał abym się zgubił, zniknął. Pozbył się uczucia będącego między nami, kilkoma zdaniami. Ja bym nie potrafił, a jemu przyszło to tak łatwo...
Kiedy droga zrobiła się krótsza i na tyle znajoma, iż zrozumiałem co robię, postanowiłem wrócić do domu. Bo krążyłem. Wokół jednego wydarzenia i nie dawałem szans na cofnięcie czasu lub pójście dalej. Otworzyłem drzwi i rzuciłem w kąt swoją kurtkę. Poprawiłem tylko zwisającą mi z ramion bluzę i skierowałem leniwe kroki na górę. Chciałem tylko być w sypialni. Zignorować fakt, iż pewnie nawet bym nie zasnął, bo w ciemności, blisko objęć nocy, byłbym w stanie czuć jego obecność. I nie mógłbym uciec, nawet we śnie. To bolało.
Dotarłem na piętro. Byłem blisko celu, kiedy przede mną, jakby z nikąd wyrósł Luke. Spoglądałem w jego anielskie oczy. Hipnotyzowały mnie. Nie mogłem pochylić głowy. Chciałem po prostu patrzeć.
- Jeden ostatni raz, Cal - wyszeptał, a ja nie mogłem zrozumieć przekazu, dopóki nie nachylił się, łącząc ze sobą nasze wargi.
Ten pocałunek był zły. Pełen smutku, niespełnionej miłości. Ogólnego żalu i złości. Dlaczego jednak wydawał się słodki? Wszystko co najgorsze zawsze smakowało najlepiej przy Hemmings'ie i nie potrafiłem uwolnić się od myśli, że niedługo to uczucie, słodko-gorzkiej rozkoszy życia zniknie.
Potrząsnąłem szybko głową, próbując uciec z objęć wspomnień. Zagryzłem mocno dolną wargę, przymykając oczy.
- Ona opowiada o... - zacząłem, jednak czułem, że nie potrafię stworzyć sensownego zdania i skończyć - Pomysł jest- plątałem się, czując, jak moje serce, zaczyna boleć coraz bardziej.
Miałem na ciele wiele spojrzeń. Z każdej strony zabijał mnie czyjś wzrok. A najbardziej odczuwałem ten, ze strony jednego, konkretnego blondyna. Zwłaszcza kiedy wstałem.
- Nie mogę, ja... Po prostu przepraszam - westchnąłem, wybiegając ze studia.

Ponad tysiąc słów, jezu...
Ale wreszcie napisany x teraz zacznie się robić coraz gorzej, kk
Ps. W mediach jest to, co w pewnej części zainspirowało mnie do rozdziału... To jak Calum w pewnym sensie wykręca się od pytania ;)

Destruction; cakeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz