~Shin Kasobi~
Wreszcie, po trzech dniach wyszedłem ze szpitala. Już dość siedzenia w czterech ścianach. Nie jest ze mną tak źle, szybka interwencja Ichiro sprawiła, że nie będę miał poważniejszych problemów zdrowotnych. Właśnie... Ichiro. Nie odwiedził mnie. Wiecznie karciłem się za to, jak bardzo go zraniłem. Czułem się z tym strasznie. Wiedziałem, że muszę coś z tym zrobić.
Po opuszczeniu budynku szpitalnego, od razu wykręciłem w komórce numer licealisty. Odebrał dopiero za trzecim sygnałem.
-Halo? - jego oschły ton głosu drażnił mnie, chociaż z drugiej strony nie spodziewałem się jakiegoś miłego przywitania...
-Cześć, Ichiro. Moglibyśmy się dziś spotkać?
-Za dwie godziny na dachu - powiedział pośpiesznie i od razu się rozłączył.
Ucieszyłem się, że wciąż chce mnie widzieć. Przez te trzy dni, gdy leżałem w szpitalu, obmyśliłem wszystko co mam mu do powiedzenia. Złapałem pierwszą-lepszą taksówkę. Już piętnaście minut później stałem przed drzwiami swojego mieszkania. Zastanawiam się, gdzie znajdują się te wszystkie odłamki szkła i porozrzucane tabletki. Przecież ja na pewno tego nie sprzątałem. Więc jak to możliwe? Podobno Nihiro przez ten cały czas był u Makiego, nie zawitał do tego mieszkania ani razu. Nawet jeśli - nie posprzątałby. Taki okropny leń z niego. Skoro Ichiro znalazł mnie pierwszy, to może on to zrobił... Nie wiedziałem, że jest takim czyścioszkiem. Nawet mi meble z kurzu powycierał. Usadowiłem się na kanapie, uśmiechając się do samego siebie. Cholera, chyba rzeczywiście kocham tego chłopaka. Klepnąłem się dłońmi w policzki, aby zeszły z nich natrętne rumieńce. Westchnąłem pod nosem nie widząc poprawy i ruszyłem w stronę łazienki, aby przyszykować się do spotkania z licealistą.
Półtorej godziny później.
Szedłem już w wyznaczone miejsce. Nie będę ukrywał - serce waliło mi jak diabli. Jakbym szedł na maturę. Serio.
Poczochrałem dłonią swoje włosy, biorąc głęboki wdech. Zatrzymałem się na chwilę, stojąc już przed wysokim budynkiem, na którego dachu pewnie czekał już na mnie Ichiro.-Jestem gotowy... - wymamrotałem cicho do siebie.
Na dachu powitał mnie mocny wiatr, który momentalnie zmienił moje włosy w szopę. Świetnie. Rozejrzałem się dookoła. Siedział skulony po drugiej stronie. Znów serce zabiło mi mocniej.
Dasz radę, Shin! - Pomyślałem.
Ostatni wdech i już moje nogi niosą mnie w jego kierunku.
-Cześć... - powiedziałem, siadając po turecku obok niego.
Gdy odwrócił głowę w moją stronę, zarumieniłem się. Szlag. Znowu zachowuję się jak jakaś zakochana dziewucha.
-Więc, o czym chciałeś porozmawiać? - zapytał, odwracając ode mnie wzrok.
-Ja... - przerwałem, aby cicho kaszlnąć. - Chciałem cię bardzo przeprosić... Jestem idiotą wiem. Nie powinienem zachowywać się tak w stosunku do ciebie. - celowo podkreśliłem te słowa, kontynuując. - Cholera, a mimo to tyle dla mnie zrobiłeś... Nie wiem jak mam się przed tobą usprawiedliwić. Pierwszy raz tak bardzo mi źle... Popełniłem ogromny błąd. Kurwa, wiem o tym. Jakbym mógł to z chęcią cofnąłbym czas. Ale nie mogę... Więc chciałem, żebyś chociaż wiedział, że jest mi przykro... - opuściłem głowę w dół, czując jak po moich policzkach natłokiem spływają słone łzy. Szlochałem, pociągając nosem.