Rozdział 3

94 8 0
                                    

W trakcie podążania za Samem zrobiło mi się przykro, że tak bardzo zezłościłam Deana moją piosenką, postanowiłam więc go przeprosić, ale najpierw dałam się zapoznać z wcześniej wspomnianym mężczyzną.
-Lilith to Castiel, Castiel to właśnir Lilith- Sammy miło nas sobie przedstawił, a ja wyciągnęłam ręke w celu przywitania się, Castiel chwycił moją dłoń, a ja w jednej sekundzie byłam jak sparaliżowana, nie byłam w stanie się poruszyć. Castiel, Sam i Dean nie byli nawet zdziwieni, a ja i owszem. Odwróciłam się w kierunku Deana, a on patrzył na mnie z politowaniem, nie wiedziałam co się dzieje. Dopiero jak Castiel puścił moją dłoń mogłam normalnie funkcjonować, dlatego też postanowiłam porozmawiać z Deanem.
-Dean, przepraszam, zachowuje się jak gówniara, obiecuje że nie będe już niczego pokazywać...-po tym co powiedziałam chciałam się do niego przytulić, jednak blondyn przytrzymał nie, a późnej odsunął się ode mnie. Zrobiło mi się przykro i jednocześnie byłam tak wściekła... Ja tylko chciałam, żeby wszystko wróciło do normalności, ale Dean miał chyba inne plany.
-wiesz.. Prawda jest taka, że ja chciałem z Tobą być, ale w tym momencie ja nie mogę być z kimś takim...
-co ty mówisz?-zdziwiłam się
-Lilith, po prostu daj mi na razie spokój.- powiedział i odszedł.
-No jasne... Dostaniesz swój zasrany spokój dupku. Myślisz, że będe wciskać ci się do łóżka jak prawie wszystkie laski?!- krzyknęła za nim. Prawda była taka, że to przecież już zrobiłam, było mi teraz strasznie głupio, dlatego ulotniłam się do ogrodu. Usiadłam na schodkach altanki i zaczęłam układać sobie wszystko w głowie. Dean widzial jednak możliwość bycia ze mną, a teraz..? Teraz to wszystko prysło, jak bańka mydlana. Byłam tak bardzo zawiedziona, że nawet nie zauważyłan kiedy pojawił się Castiel.
-Hej, wszystko dobrze?
-taa.. Bardzo.. Wręcz cudownie..-spojrzałam na niego ze smutną miną..
-ej, wszystko będzie dobrze, Dean nadal cię kocha tylko jest trochę rozdarty w tej sytuacji.
-skąd wiesz, że Dean...że on coś czuł do mnie?
-on czuje nadal- poprawił mnie- wiem dość dużo..
-mówił ci?- dopytywałam z zaciekawieniem
-nie
-to skąd wiesz?
-jestem aniołem.
-pytałam serio, a ty się zgrywasz..- powiedziałam zawiedziona.
-nie, a to że zdębiałaś jak cię dotknąłem, nie dało ci do myślenia?
-nie bo to nie ma nic do rzeczy?
-ehh.. To jeszcze raz. Kim jest Lilith?
-no jestem sobą..-jego pytania były dziwne, nie wiedziałam już, czy on aby na pewno jest zdrowy psychicznie.
-a skąd w ogóle imię Lilith się wzięło?
-no jeju no... Mama mi je nadała, a kto?- byłam już poirytowana
- a kto je nosił?- dał mi teraz zagwostkę, ale wiedziałam że nosił je potężny demon.
-Demon.
-brawo
-dobra panie Sherlock, ale co to ma do mnie?
-spójrz na to tak.. Jestem aniołem..- zaśmiałam się z wyraźną aprobatą, żeby wtrącić mu się w zdanie, żeby wiedział, że nie wierzę w takie rzeczy- a ty masz imię demona. Dodajmy do tego fakt, że jeśli anioł dotknie demona, ten stoi jak sparaliżowany...- dokończył spokojnie
- przepraszam, ja mam poważny problem, a ty masz chyba problem z głowa..- Castiel spojrzał na mnie wzrokiem, który nie wyrażał żadnych uczuć ani emocji... Zrobiło mi się przykro, bo może on chciał wierzyć, że jest owym aniołem...
Chwilę później zdębiałam z wrażenia, bo moim oczom ukazały się ogromne, robiące wrażenie skrzydła, wyrastające z pleców Castiela.
- co to do ciężkiej cholery ma być?- nie mogłam w to uwierzyć- jesteś aniołem!
-no tak, jestem, ale to już mówiłem..
-dobra to co z Deanem? Kocham go.
-nie możecie być razem, Dean nie może z Tobą być.- spojrzałam w kierunku otwierających się drzwi, Dean teraz zmierzał w naszym kierunku.
- Lilith, odwiozę cię do domu.- nakazał blondyn, który dotarł już do mnie i do Castiela.
- nie wybieram się do domu.
-owszem, wybierasz się.- po jego słowach, aż się we mnie zagotowało
-nie wybieram się!- spojrzałam na drewnianą ławkę, która stała pod domem i nie wiedziałam co się stało, ale przeleciała przez całe podwórko i z hukiem runęła w Impalę Deana.
Dean z obłędem w oczach patrzył na mnie, a ja nagle opadłam z sił i nie wiedziałam co się dzieje, wiedziałam jednak, że Impala to moja wina.
-Ja.. Ja przepraszam. Nie wiem co się ze mną dzieje.- zaczęłam płakać, a obłęd w oczach Deana zniknął, teraz zdecydowanie było widać w nich żal i troskę.
- jakoś się wyklepie.. Chodź tu.- otworzył przede mną ramiona, a ja wbiegłam w nie i wtuliłam się szlochając.- nie dam cię skrzywdzić żadnemu demonowi.- przytulił mnie bardziej, w tej samej chwili poczułam się znowu tak samo jak wtedy, kiedy zniszczyłam Impalę. Upadłam na kolana, a przytulający mnie Dean razem ze mną.- Lilith twoje oczy! One znów są szare, Lilith słyszysz zostań z nami!- poczułam jak odpływam, w tle było słychać Sammy'ego oraz Deana, który z żalem wykrzykiwał moje imię.
Dosłownie sekunde później stałam już o własnych siłach i mierzyłam każdego z nich wzrokiem. Doskoczyłam do Sama i zaczęłam go dusić, moje "ja" błagało bym tego nie robiła, ale coś innego mi nie pozwalało.
-Lilith błagam...- ledwo wydusił z siebie Sam, w tym samym czasie poczułam na swoim ramieniu dłoń, obróciłam się, to była ręka Deana.
- no dalej, wiem że nie jesteś zła. Maleńka.. Puść go.- i znowu to samo, opadłam wyczerpana na ziemię. Dean pomógł mi wstać, a ja przerażona pytałam:
-co się ze mną dzieje?!
-po prostu zaczęłąś być świadoma tego, że połowicznie jesteś demonem- powiedział Cas.
-pomożemy ci- powiedział Sam
-przepraszam cię, na prawdę..
-nic się nie stało, przecież to nie byłaś ty
-tak czy inaczej wstyd mi..
-przestań- Dean podszedł i mnie przytulił- Sammy idź zamknij imprezę.
-Sam.- poprawił go brunet
-zaraz coś wymyślimy- powiedział poddenerwowany Dean- Cas jakieś pomysły?
-zaraz wracam- powiedział i zaraz go nie było
-ja ide po...
-czekaj- przerwałam mu, a on spojrzał na mnie pytającym wzrokiem- będziesz przy mnie zawsze?
-zawsze. Nawet jeśli miałbym zginąć przez ciebie... Bo jesteś dla mnie niewyobrażalnie ważna..- ku mojemu zdziwieniu podszedk do mnie i posadził na swoich kolanach, a ja po tych wszystkich nowościach ze zmęczenia przysnęłam wtulona w blondyna.
-Halo? Księżniczko wstawaj jest 4:00- usłyszałam głos Sama, a chwile później poczułam jak czochra mi włosy
-muszę wyjechać z Kansas...
-nie puścimy cię samej, narobisz szkód..
-zobacze się z kimś tylko, prosze...
-okay, ale Deanowi ani słowa, że to ja cię puściłem...
-dobrze- uśmiechnęłam się i wyszłam. Czym prędzej udałam się w stronę przystanku autobusowego, dojechałam do swojego domu i wzięłam swoje auto.
Teraz zmierzałam już do miejscowości oddalonej od mojego domu o jakieś 3000 kilometrów, przede mną długa droga, jednak za 2 dni miałam zamiar być tu spowrotem...

You Always Have A ChoiceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz