Rozdział 9

21 2 0
                                    

          Rozejrzałam się po pokoju, żeby upewnić się czy na pewno jetem w domu. Zrobiłam kilka kroków w kierunku drzwi, chwilę później słyszałam już głosy chłopaków i Ruth

-nie możesz winić jej za pochodzenie Dean.. Dobrze wiesz że nie miała na to wpływu...-usłyszałam głos broniącego mnie Sama

-wiem...-powiedział chłodno - szlag by to! - rozległ się dźwięk uderzenia jakby pięścią o ścianę

- myślę, że powinniśmy ją od nas odsunąć- usłyszałam jak wtrąciła się Ruth, a we mnie aż zawrzało ze złości

-czy ty siebie słyszysz?! - warknął na nią Dean, a mi zrobiło się miło, bo w końcu stanął w mojej obronie

- ja nie widzę problemu..- dodał spokojnie  Bobby- nie musi być taka jak ten kurdupel..

- ja jestem pewny, że nie jest taka jak Crowley, ręczę za nią.. - powiedział pewnie Sam, poczułam, że jako jedyny we mnie wierzy, teraz wiedziałam już, że nie mogę zawieść tego człowieka, ręczy za mnie..

- Ja zawsze twierdziłam, że jest dziwna.- znowu wtrąciła Ruth

-kiedy w końcu zrozumiesz, że nikt cię nie pyta o zdanie?! - wrzasnął poirytowany Dean

-Rozumiem, że mam nie wyrażać swojej opinii?

-nie na temat Lilith, tak będzie po prostu lepiej.- wytłumaczył spokojnie Sam, po czym słychać było, że ktoś opuścił pokój. Postanowiłam wziąć się w garść i zejść na dół.

-przeszkadzam? - zapytałam nieśmiało, tym samym zwołując na siebie spojrzenia obecnych w pomieszczeniu

-nie - wypowiedział z uśmiechem Sam - chodź- zrobił na kanapie obok siebie miejsce, na które odrazu powędrowałam.

-chciałam bardzo was przeprosić, że wam nie powiedziałam, ale sama o tym wiem od może 3 godzin- spojrzałam na Deana, który stał przy oknie i patrzył w przestrzeń, trzymając ręce w kieszeni.

Czułam się jednocześnie rozdarta i zła. Z jednej strony to ja się dowiedziałam, że mój ojciec jest szychą w piekle, a mój prawny ojciec, który zginął, to nie mój ojciec. Przy takich rewelacjach już chyba mogłam prosić o odrobinę wsparcia
Rozumiałam, że Dean mógł poczuć się pominięty i dlatego jest teraz zły, ale musiał zrozumieć, że ja sama byłam zaskoczona.
Poczułam w mojej kieszeni coś ciążącego, wsunęłam dłoń w kieszeń i namacalnie przypomniałam sobie o naszyjniku od Crowleya, jednak pozostawiłam go w kieszeni.

-Dean..możemy porozmawiać?

-Bobby, pomożesz przynieść mi broń z samochodu?- zapytał Sammy

-Jasne już idę- byłam im wdzięczna, że byli tacy taktowni. Stanęłam patrząc na Deana i czekając, aż się odwróci, szybkimi krokami przeszłam cały salon i wyciągnęłam rękę łapiąc go za ramię, obeszłam go i stanęliśmy twarzą w twarz. Spojrzałam mu prosto w oczy, były puste, nie widziałam w nich żadnych emocji, Dean stał z kamienną twarzą.

-przepraszam- odezwałam się pierwsza

-nie wiem czy to teraz ma znaczenie

-to nic takiego... Dobrze wiesz, że rodzina nie kończy się na krwi..- patrzyłam na niego błagalnym wzrokiem

-to prawda. Dobra zapominamy o tym... - spojrzał lustrując mnie wzrokiem. Patrzył na mnie z zachłannością i zbliżał się do moich ust coraz szybciej a ja chciałam mu się poddać.

-o Dean, widzę że lubisz niegrzeczne..- przerwała nam Ruth, a ja myślałam że ją uduszę. Blondyn szybko zrobił parę kroków w tył i powiedział coś, że idzie pomóc Samowi i Bobbiemu.

Teraz zostałam z Ruth sam na sam...

______________________________________
Od autorki: no i mamy kolejny rozdział, po dłuższej przerwie, teraz rozdział planuje na piątek 19.01 także zapraszam do komentowania i głosowania.

You Always Have A ChoiceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz