Mijałam kolejne stany, byłam w drodze od mniej więcej 3 godzin, a Dean jeszcze to mnie nie zadzwonił to było bynajmniej dziwne. Jednak 20 minut później wywołałam wilka z lasu. Dzwonił Dean.
-Halo?-odezwałam się po chwili zamyślenia
-Lilith gdzie ty jesteś?
-Aktualnie jakieś 500 kilometrów od was- uśmiechnęłam się pod nosem
-Wracaj! Natychmiast-usłyszałam wzburzony głos blondyna
-nie mogę, muszę coś załatwić...
- proszę wróć...
-nie wiem Dean..-posmutniałam
-kocham cię, chcę ci pomóc..-po tych słowach rozłączyłam się i przerzuciłam wzrokiem wiatę przystanku 20 metrów dalej. Zaczęłam się drzeć z bezsilności wobec tej sytuacji, Dean mnie jednak kochał. ale w tym momencie to ja chciałam go chronić sama przed sobą....Nie wiedziałam jak mogę odreagować, wzięłam sobie za cel dziewczynkę, miała może z 4 lata... pomyślałam, że mogłaby wyjść zza ogrodzenia ulicę, ku mojemu zdziwieniu zrobiła to. Właśnie w tej chwili zrozumiałam, że potrafię kierować ludźmi. Ćwiczyłam dalej prowadząc dziecko pod jadący samochód. Hałas wgniatanej blachy, tłuczonego szkła i pisk opon, kałuża krwi i spanikowana matka wybiegająca z podwórka. Przyglądałam się całej sytuacji i znowu "owe" zło mnie opuściło, spanikowana wsiadłam do auta i odjechałam. Nie myślałam o tym długo bo znów nie byłam sobą, sytuacja sprzed chwili była mi całkowicie obojętna. Jechałam teraz przez las jednak postanowiłam zrobić sobie mały przystanek, ale w tym samym momencie w aucie zjawił się Castiel.
-co ty robisz?
-myślisz że nie wiem co zrobiłaś?
-mam to gdzieś...
-to była dziewczynka i nie była niczemu winna...
-dziecko jak każde inne, którego nienawidzę..-powiedziałam bez najmniejszego wzruszenia
-Lilith.
-zostaw mnie.. idź do Deana
-tyle, że Dean powiedział że mam cię zostawić w spokoju...
-dlatego posłuchaj go i na litość Boską przestań mnie śledzić
-okay..-po tym jak Castiel opuścił moje auto, zaparkowałam je na niewielkiej leśnej polanie i usiadłam na masce. Nie miałam pojęcia co się dzieje w moim życiu, nie mam złudzeń- jestem potworem, potworem, który potrafi szczerze kochać... No chyba że ta zdolność też zaniknie, ale nawet wtedy kiedy nie jestem sobą, wiem że nie zrobiłabym Dean'owi krzywdy...
-cześć.-z moich rozmyśleń wyrwał mnie mężczyzna, raczej dobrze zbudowany, starszy i lekko już łysiejący
-a ty to kto?
-a na kogo ci wyglądam?
-na faceta po 40, grubego i łysiejącego.. pasuje?- znowu przestałam być sobą i poczułam bijące od mężczyzny zagrożenie
-jestem kimś kto uwolni twoje ciało od tego demona, chociaż nie wiem czy to przeżyjesz...
-wal się dupku...-mężczyzna ruszył się w moim kierunku, wyciągnął ku mnie rękę a ja zeskoczyłam z maski i zaczęłam się oddalać. Bałam się go.
-Zachariasz! Zostaw ją.
-Castiel...-mężczyzna odwrócił się w stronę Cas'a - cóż za spotkanie... w dodatku ratujesz demona..
-nie twoja sprawa.
-owszem, ale ja mam rozkaz. Muszę ją odesłać do piekła...
-a mogę z nią zamienić słowo?
-skoro musisz...-Zachariasz wywrócił teatralnie oczami i odsunął się parę kroków w tył. Poszliśmy z Castielem za samochód, podwinął rękaw i rozciął wewnętrzną część dłoni... narysował szybko symbol...
- co robisz? on chce mnie wysłać do piekła, a ty rysujesz?! jeszcze po moim aucie..
-patrz.- Cas dotknął środka symbolu a Zachariasz zniknął
-co zrobiłeś?
-odesłałem go, a teraz chodź, jedziemy do Dean'a
-nie.
-nie mogę cię co chwilę ratować przed aniołami, które urządziły sobie polowanie na ciebie
-nikt ci nie kazał mnie ratowac...
-naprawdę wystarczyłby zwykłe "dziękuję"- przewróciłam oczami i wsiadłam do auta
-dziękuję..-mruknęłam po nosem
-nie ma za co- usiadł na miejscu pasażera obok mnie- to teraz do Dean'a?
-nie, ja jadę dalej...
-Lilith..
-błagam Cas!
-ile masz jeszcze zamiar wyrządzić szkód?
-nauczę się samokontroli.
-nie można tak. Nie możesz krzywdzić ludzi, bo chcesz nauczyć się samokontroli..
-a co ja mogę? to jest częścią mnie.. takie Ying i Yung, kumasz?
-chodź...-Cas dotknął mnie, poczułam pieczenie..
-co mi zrobiłeś?
-to pieczęci na żebrach, żaden anielski radar cię nie znajdzie...
-dziękuje Cas- spojrzałam na niego, a potem nad kierownicę- chce być normalna... Mam tę cholerną motywację...
-Dean'a?
-tak, chociażby jego...
-jesteś normalna.. tylko trzeba ci pomóc. Spójrz w tym momencie jesteś demonem a rozmawiasz tu ze mną jakbyśmy byli przyjaciółmi od lat. Już potrafisz się kontrolować..- spojrzałam w jego niebieskie tęczówki, odbijałam się w nich.. widziałam swoje odbicie i moje paskudne, pokryte szarością oczy.
-nie dam rady spojrzeć Dean'owi w oczy..
-Sam i Bobby dadzą radę ci pomóc. Nie musisz nawet widzieć się z Dean'em.
- mogę się chwilę zastanowić?
-tak.-przemyślałam wszystko, chcę dać im chociaż szansę żeby mnie naprawili, zdecydowałam się na zawrócenie
-okay Cas, jedziemy do Kansas- anioł, który mi towarzyszył uśmiechnął się. Zdecydowałam się zawrócić, bo w gruncie rzeczy wiem że tylko oni mogą mi pomóc.
Teraz też zrozumiałam, dlaczego Dean powiedział, że nie może być z kimś takim, chociaż przykro mi bo ten demon to część mnie. Zawsze był częścią mnie, a Dean był przy mnie, niestety tylko dlatego, że żył w niewiedzy.Wracaliśmy trochę inną drogą niż jechałam wcześniej, gdyż Cas powiedział, że tam jest pełno policji. Po drodze zjechaliśmy do myjni, gdyż bok samochodu po spotkaniu z Zachariaszem był wymalowany krwią Castiela. Szybko umyłam wóz, zatankowałam i kupiłam sobie wodę.
"Mam nadzieję, że nie spotkamy Dean'a" pomyślałam i przekręciłam kluczyk w stacyjce. Do końca naszej trasy zostały jakieś 2 godziny, jednak czas urozmaiciła nam kontrola drogowa..
-Cas co mam robić?
-zachowuj się normalnie...-stojąc na poboczu spostrzegłam, że owy funkcjonariusz jest sam, trochę mi ulżyło.
-poproszę prawo jazdy i dowód rejestracyjny-bez patrzenia na policjanta zaczęłam szukać w schowku papierów, spojrzałam na Castiela a on już lekko poirytowany szepnął:
-Lilith.. oczy...- nadal nie patrząc na policjanta podałam mu dokumenty i zacisnęłam ręce na kierownicy, żeby spróbować się kontrolować, bym tylko nie zrobiła nic głupiego.
-proszę pani? czy wszystko w porządku?
-tak.-nadal unikałam kontaktu wzrokowego
-mogłaby pani na mnie spojrzeć? tutaj nie zgadza się tablica rejestracyjna-wzięłam się w garść, uspokoiłam i spojrzałam na policjanta. Z ogromnym przerażeniem zapytał czy wszystko w porządku, jednak nie był on fair, wyjął z kabury broń, co bardzo mnie rozzłościło, skupiłam się na jego sercu, próbowałam je zatrzymać i prawie mi się to udało jednak odezwał się Castiel.
-Lilith, nie jesteś taka.. Zostaw..
-chciał mnie zastrzelić..-wycedziłam przez zęby ze złością
-starczy Lilith. Pomyśl, że w podobnej sytuacji Dean musiałby do ciebie strzelić- odetchnęłam i ze złością odsunęłam się od policjanta, a Cas podszedł, dotknął go i powiedział, że niczego nie będzie pamiętał. Wsiedliśmy do auta i odjechaliśmy.
-znowu mi pomogłeś a nie musiałeś...
-zasługujesz na pomoc..
-po tym co robiłam to nie zasługuję nawet na łatwą śmierć..
-każdy zasługuje ma drugą szansę..
-każdy człowiek- poprawiłam go
-każdy. Nie tylko człowiek...- wymieniliśmy spojrzenia i pozostały dystans do Kansas pokonaliśmy w ciszy, a raczej przy dźwiękach radia, w którym akurat leciało "Carry on my wayward son"° ° °
Od autorki: to mamy reaktywację!
CZYTASZ
You Always Have A Choice
FanfictionLilith jako nastolatka wchodząca w dorosłość wcale nie ma łatwego życia, musi dokonywać wyborów, które nie zawsze prowadzą do dobrego. Jako nastolatka zmaga się ze swoją mroczną przypadłością i złamanym sercem, oraz nienawiścią ze strony bliskich je...