Rozdział 13

12 1 0
                                    

       Obudziło mnie pragnienie, było około 2 może 3 nad ranem, wstałam pocichutku i zeszłam do kuchni. Widziałam zapalone światło w biurze Bobbiego więc pomyślałam, że ten stary kochany zgredzik zasnął znowu nad papierami, ale gdy do niego zajrzałam grzebał w jakiś starych księgach. Przez krótką chwilkę przyglądałam mu się zza progu, był bardzo pochłonięty tym co robił, aż korciło mnie wejść i podpytać o jego pracę. Postanowiłam najpierw pójść po szklankę wody, wzięłam szklankę z półki i napełniłam do połowy wodą, nagle moim oczom ukazała się zmasakrowana twarz jakiegoś człowieka, miał oderwaną połowę głowy, a z jego oczodołów ciekła krew, wpadłam w panikę to był okropny obraz, krzyczałam jak obdzierana ze skóry, a facet zbliżał się coraz bardziej, dławiłam się łzami a szklanka z wodą wypadła i roztrzaskała o podłogę. W jednej sekundzie zjawa zniknęła, a do kuchni wbiegł Bobby, cały zdezorientowany moim krzykiem. Rozglądał się dookoła kuchni a w rękach trzymał pogrzebacz od kominka.

-Lilith, co się stało?- podbiegłam do niego nie mogąc wymazać tego obrazu z głowy, wtuliłam się i starałam uspokoić. Nie potrafiłam wydusić z siebie, żadnego złożonego zdania, szlochałam Bobiemu w ramię, a ten zaprowadził mnie do swojego biura, posadził na sofie obok biurka i starał się mówić do mnie spokojnie, żeby tylko nie roztrząsać mojej paniki. Po około pół godzinie udało mi się ogarnąć na tyle, żeby opowiedzieć mu co się stało w kuchni.

-Bo poszłam tam, po coś do picia i jak się odwróciłam, on tam był.. Mężczyzna z roztrzaskaną połową głowy, krew mu leciała z oczu... Przeraziłam się naprawdę...- na samą myśl o tym robiło mi się niedobrze i bałam się. 

- i zniknął jak wszedłem?

-nie, nie, zniknął jak rozbiła się szklanka z wodą... i to dopiero dziwne..

-faktycznie... wiesz co, ja to sprawdzę. Chociaż szybciej będzie jak zatelefonuje do chłopaków, może oni wiedzą co to mogło być...- Bobby wziął do ręki telefon i wybrał numer do któregoś z Winchesterów, a mi serce zaczęło bić mocniej na samą myśl o Winchesterach, w jednym momencie zdałam sobie sprawę, że Bobby na pewno powie im, że u niego jestem, a tego musiałam uniknąć, szybko zabrałam karteczkę z biurka i napisałam "W razie co, mnie tutaj nie ma, nie mów im...", po przeczytaniu karteczki spojrzał się na mnie podejrzliwie, ale nie wygadał się z niczym, za co byłam mu naprawdę wdzięczna. Podczas rozmowy był niezwykle skupiony, coś notował, co chwilę przytakiwał, ewentualnie dopełniał szczegółami, kiedy skończył zwrócił się do mnie:

-Dean powiedział, że to może być każdy typ ducha, a wody wystraszył się lub po prostu dał ci spokój..

-Bobby, nie widziałeś jaki on był zdeterminowany, żeby do mnie podejść... Wyglądał jakby nic nie było go w stanie zatrzymać...

-nie wiem co mogę ci powiedzieć.. zostań tutaj na noc, ja muszę dokończyć dla chłopaków pewne sprawy, a jeśli to ma ci polepszyć jakość snu to dlaczego nie?

-okej, to zostanę, chyba że pomóc ci w czymś?- zapytałam patrząc na stos ksiąg na biurku 

-dziękuję za chęci ale nie będę cię tym dziś zanudzał, masz gorszy czas, odpocznij, zrelaksuj się... Pamiętasz jak za dzieciaka bawiłaś się tutaj? Na polanie przed lasem, pamiętam że John zawsze musiał prosić Deana, żeby cię doglądał bo lubiłaś zapędzać się do lasku, Twoi rodzice i John naprawdę dobrze się znali..- między słowami Bobby wzdychał i uśmiechał się, wspomnienia po bliskich mu osobach... tylko tyle mu zostało, to zabawne ile nas teraz łączyło, też tylko tyle teraz miałam- albo jak jako 14 latka wdałaś się w znajomość z tym brunetem, który cię zostawił, matko ale Dean go wtedy sprał...- spojrzałam z niedowierzaniem na Bobiego, czy Dean pobił kolesia, który mnie zostawił? wow

-jak to? Sprał?

-pamiętam jak dzisiaj, wyczekiwał na niego pod szkołą, powiedziałem mu Dean tak nie można, ale to przecież uparciuch, powiedział że nie traktuje sie tak jego przyjaciółki..- Bobby zaśmiał się serdecznie, a ja poddałam wątpieniu słuszność czynu Deana, przecież nie byliśmy wtedy bliskimi przyjaciółmi, dopiero później.. kiedy zginęli moi rodzice, częściej się widywaliśmy i wtedy zawiązała się miedzy nami nić porozumienia.

- tego akurat nie wiedziałam- zaśmiałam się delikatnie

-mam nadzieje, że nie zdradziłem jego sekretu- nadal lekko się śmiał- dobra Lili, wracam do szukania informacji, ale gdyby coś zaczepiaj mnie. A! skoro mowa o Winchesterach to co się między wami stało?

-trochę długa historia.. Po prostu nie chce się z nimi na razie widywać..

-okej, nie było  tematu. Ale gdyby coś jestem tutaj, możesz mi się zwierzać...- uśmiechnął się i przeniósł wzrok na stosik notatek. Na nowo zaczął czytać i notować, szykowała się chyba jakaś grubsza sprawa... Postarałam się zasnąć by jutro, spróbować cokolwiek porobić, nie służy mi bezproduktywne leżenie na kanapie, byłam osobą raczej aktywną, ale kiedy miałam ochotę poleżeć w łóżku to po prostu to robiłam... Wychodziłam z założenia, że nic na siłę... Tego de fakto nauczyli mnie rodzice. Przed oczami stał mi obraz mojego zniszczonego domu i faceta,  z kuchni Bobiego, przewracałam się z boku na bok, nie mogąc odgonić tych wszystkich myśli, frustrowało mnie to bardzo, ale nie chciałam przeszkadzać już Bobiemu. Chwilę zajęło zanim zasnęłam, jednak udało mi się. 

           Stałam na środku cmentarza, który znajdował się pośrodku jeziora, przede mną pojawił się mężczyzna, którego ostatni raz widziałam w kuchni Bobiego, zbliżał się do mnie, jego chód przypominał pełzanie węża, odwróciłam głowę ale po mojej lewej była tylko goła chuda postać, nie miała na ciele ani jednego włosa, ona również chodziła dziwnie, jednak jej poruszanie było bardziej przerażające niż pełzanie poprzedniej... Ta postać chwiała się na każdą stronę, tak jakby miała połamane kości... Stałam oblana potem, strach paraliżował moje ruchy jak i myślenie, nie wiedziałam co mam zrobić... Odwróciłam się do tyłu i zaczęłam uciekać, jednak dobiegłam do bramy, dalej była już tylko woda... W której roiło się od błyszczących ślepiów jakiś stworzeń, obróciłam się, żeby zobaczyć jak dużo mam czasu na myślenie o ucieczce, nie miałam go wcale, były tuż za mną. Facet z rozwaloną głową już chwytał mnie za szyje i.... Nagle zerwałam się z krzykiem na równe nogi, byłam cała spocona. Bobby przybiegł z kuchni sprawdzić czy wszystko w porządku...

-wszystko okej?- zapytał troskliwie

-chyba tak... - byłam nadal w szoku- pójdę się wykąpać... -rzuciłam i wyszłam jeszcze trochę zesztywniała z biura. Poszłam do łazienki, nalałam całą wannę ciepłej wody i postanowiłam się chwilę zrelaksować. Czułam jak moje ciało się rozluźnia pod wpływem ciepłej wody, odsunęłam wszystkie myśli, by móc jak najbardziej odpocząć. Siedziałam w zupełnym bezruchu dopóki woda całkiem nie wystygła, później szybko umyłam się i wyszłam, wchodząc do mojego pokoju zauważyłam wszędzie pełno krwi, od razu zawołałam Bobiego, który pojawił się w mgnieniu oka.

-Bobby tu jest pełno krwi! widzisz to?!

-Lilith? tu nie ma żadnej krwi

-Bzdura! jest jej pełno! Bobby, ja nie zwariowałam!

-Lilith, spokojnie. Mówię ci prawdę, że tu nic nie ma maluchu.. Chyba znam kogoś kto może ci pomóc... 

-nie chce pomocy, Bobby...

-spokojnie Lil, ubierz się a ja zadzwonię...- po ubraniu się, siedziałam skulona w kącie pokoju, nie chciałam wychodzić, nie wiedziałam kogo Bobby mógł sprowadzić... Po mniej wiecej 2 godzinach Bobby zawołał mnie na dół, a ja miałam ochotę stamtąd wtedy uciec... 

______________________________________________________________________









You Always Have A ChoiceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz