Sam

266 25 0
                                    


Danny otworzył powoli oczy zbudzony jakimiś krzykami. Podniósł się ostrożnie i rozejrzał.
W lesie było ciemno, a między drzewami migały światła latarek.
"Co jest ?", spytał sam siebie, nie do końca przytomny chłopak. Podniósł wzrok. Drzewo z lampkami na choinkę ?
A no tak ! Pewnie jest już po północy, a on zniknął z domu. Te latarki należą do jego rodziców, albo policji. Danny dźwignął się na nogi i ruszył powoli w stronę świateł migajacych między drzewami.
Szedł ze spuszczoną głową i w pewnym momencie wpadł na kogoś. Zachwiał się i upadł.
Z ziemi podniósł wzrok. Szeryf Stilinski. Super, lepiej nie mógł trafić. Zaraz pewnie mu wyjedzie z "tak mi przykro" a to była ostatnia rzecz jaką chłopak chciał teraz usłyszeć.
-Danny ? Nareszcie.-odwrócił się.
-Znalazłem go !-krzyknął najprawdopodobniej do innych policjantów. Szerf pomógł mu wstać. Zaczekali na pozostałych dwóch policjantów i ruszyli w stronę drogi.
Po chwili Danny jechał już wraz z szeryfem do domu. Mężczyzna na szczęście nie pytał o wypadek, wypytywał go tylko jak znalazł się w lesie. Danny wcisnął mu jakąś bajeczkę, że poszedł na spacer a potem się zgubił. Zmęczony zasnął pod drzewie a po tem go znaleźli. Uwierzył mu. A nawet jeśli nie to nie pytał więcej.
Gdy tylko znalazł się w domu, jego mama od razu rzuciła mu się na szyje i zaczęła lamentować.
Od ojca dostał reprymendę i szlaban. Cały weekend bez komputera. 'Trudno i tak mam to gdzieś' Danny wreszcie uwolinił się od rodziców i poszedł do swojego pokoju. Zamknął za sobą dzwi na klucz i rzucił się na łóżko.
Łzy.
Słone łzy.
Płynęły w dół jego policzków.
Przeklęty wypadek !!!
I to jeszcze w ich rocznice !!!
Czemu on nie może być szczęśliwy !?!?!?!!
Chłopak wziął poduszkę i z całej siły cisnął nią o ścianę naprzeciwko. Położył się na plecach i oddychał ciężko.
Był wściekły.
Nie na siebie. Nie na Aidena. Nawet nie na kierowcę tira.
Tylko na los !
Czemu !?! Czemu kurwa on !?!!
Całe życie miał pod górkę. Był wcześniakiem. Miał problemy z nauką od najmłodszych lat. Był zawsze tym słabym, wybierany jako ostatni do grupy, wyśmiewany, inny.
Podstawówka była najlżejsza.
Potem gimnazjum. Też był "inny!". Nie chciał gadać o dziewczynach, nie oglądał się za nimi. Częściej patrzył na chłopców. Przejmował się swoim wyglądem i to bardzo. I było: "pedał ! "
"Co się tak malujesz dziewczynko? I tak jesteś brzydki!"
"Hej, a gdzie różowa koszula ?"
"Nie gap się na mnie pedale !"
"Jebany homo !"
Nauczyciele nie reagowali. Rodzicom nic nie mówił, nie chciał ich martwić. Mama i tata i tak zbyt często się kłócili.

A on był...

Sam.

Przez całe życie...

Aż do drugiej klasy liceum.
Wtedy pojawił się Ethan. Poznał przyjaciół. Miał się z kim śmiać i z kim płakać.

A teraz ?

Ethan jest w śpiączce.

Aiden wnini go za wypadek.

A przyjaciele unikają tego temtu jak ognia.

I co ?

Znów...

Sam...

Tak jak zawsze...

Ale teraz jest gorzej.
Pytasz, czemu ?
Bo wczesniej się przyzwyczaił.
Zaszył się w tej samotność. Zniknął po sam czubek nosa.
A Ethan go wyciągnął.
A teraz ?
Ma się zapaść z powrotem ?
I do tej dziury ma jeszcze dosypać poczucie winy ?
Idealna receptura na depresje.
Albo lepiej !
Na samobójstwo !
I co ?
Ma wrócić do żyletki ?
W ten sposób, że tym razem blizny się nie zagoją ?
A może to trzeba zrobić ?
"Nie ! Danny! Opanuj się ! Co by powiedział Ethan ?"





Ethan ?








Ale Ethana nie ma...











Nie ma...

Po policzkach znów zaczęły płynąć łzy.
"Ale on wyzdrowieje ! Śpiączka to nie wyrok śmierci !"

Na pewno ?

A ile osób budzi się ze śpiączki ?

Jakieś 20-30% ?

Nie wiem...

Ale...

Przecież to, że zapadł w śpiączkę, nie znaczy, że się wybudzi...

A ja potrzebuje go teraz.

A jego nie ma.

Jestem za słaby
Mały.
Słaby.

Nie potafie być silny.
Potafie być tchórzem i wszystko niszczyć.
Nie zasługuje na szczęście.
Zawsze jak myślę, że jednak jestem szczęśliwy, ktoś cierpi.
Mama.
Przyjaciel.
Dziewczyna.

I...

Ethan...

Jego rodzina...

Danny chwiejnie dźwignął się na nogi.
Wszedł do łazienki.
Jest glupim tchórzem nie zasługującym na szczęście.
Jest źle, od razu żyletka.
Teraz też.
Wyciągnął ją, była głęboko schowana.
I od razu...
Ale on nie potrafi być silny.
Nikt go nie nauczył.

Pfffff...

On nawet się nie stara...

Krew...
Spływając w dół ścianek zlewu.
Czerwona ?
Nieeee...
Bordowa...
Jaka ładna...
I jak jej dużo...
Nigdy nie było tak dużo...
Ale teraz już tak nie boli...

Chwila...
Czemu świat jest czarno-biały ?
A nie...
On zawsze był czarny...
To te białe kafelki...

Ale czemu wiruje...
I czemu krew wylewa się ze zlewu ?




Ale ona ładna...











Czarna...












.............................................................

( Nie chce nic pisać, psuć nastroju, więc  przepraszam, że tak krótko i dzięki wszystkim, którzy czytają x )

Trąbka i MotocyklOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz