John nie odzywa się tak długo, że zaczynam podejrzewać, iż doznał szoku. Zresztą, ciężko się dziwić. Nieczęsto słyszy się o takich torturach.
Tak więc ja siedzę na skrzypiącym łóżku i wpatruję się w skaczące po poduszce pchełki, a on obserwuje miasto za oknem. Chyba obgryza paznokcie.
Naprawdę nie wiem, ile śmierci przeżyłem. Nie pamiętam i nigdy nie pamiętałem również swojej pierwszej, od której wszystko się zaczęło. A może nie umarłem, tylko Rada wypędziła duszę z mojego ciała? Nie mam nawet przebłysków pamięci, na próżno wyszukuję sposobów, by się dowiedzieć.
Jak długo to się będzie ciągnęło, zanim umrę raz, a porządnie?
— Coś ty zrobił, do jasnej cholery?!
Do pokoju wpada Wat, czerwony ze złości. Ciska swój plecak oraz torbę z jedzeniem na podłogę przy otwartych na oścież drzwiach.
— Co? Chodzi ci o Lita i Nita? Nie chciałem skazywać ich na śmierć. — Wzruszam obojętnie ramionami, opierając łokcie na kolanach. — Chyba nie chciałbyś ich mieć na sumieniu, co?
Mój zastępca stoi na środku pomieszczenia, zaciskając pięści i stara się zamordować mnie wzrokiem. Co dziwne, John nawet się nie odwrócił w naszą stronę. Marszczę brwi. Przecież zwykle bardzo przejmuje się losem swojej drużyny. Powoli wstaję, by zyskać nad Watem fizyczną przewagę. Ostatnio robi się coraz bardziej wybichowy. Nie pozwala mi nic powiedzieć.
— Ty tchórzu! - wrzeszczy. — Bez nich nie mamy szans! Jak chcesz teraz okraść... - urywa w połowie, przypomniawszy sobie o otwartych drzwiach, łapie się za włosy i zaczyna wędrować po pokoju w tę i we w tę. Bluzga przy tym naprawdę niesamowicie. — Jak mogłeś mi to zrobić?! Czy wiesz, co to dla mnie znaczy?
Nagle zatrzymuje się, patrzy mi w oczy, a ja dostrzegam w jego spojrzeniu początki szaleństwa. Po karku przebiega mi dreszcz.
— Skąd mam wiedzieć?
— Śmierć — szepczą obaj — John i Wat.
— Co? — pytam, zbity z tropu, przerażony. Czy to zbieg okoliczności?
— Muszę to zrobić, inaczej zginę, ty tępy idioto! — warczy mój przyjaciel, ciskając we mnie gromy.
— Skąd miałem to wiedzieć?! Nic nie mówiłeś!
Zapada chwilowa cisza. Za oknami zrywa się wiatr, szarpiący wierzchołkami drzew...
A nie, no tak. Jesteśmy w mieście. Tutaj nie usłyszy się tego odprężającego szumu.
— Nie uciekamy — decyduje za mnie John. — Jeśli mu nie pomogę, nie będę sobą. Ty również.
Staje obok nieświadomego jego obecności Wata. Mężczyźnie stają włosy na ramieniu, ale w tej chwili tylko ja to zauważam. Kręcę głową, czując bezradność.
Bezradność...
Zaciskam zęby, oddycham głęboko.
— Przykro mi. Ale jestem pewien, że jakoś da się to naprawić. Powiedz, co żeś zrobił. Wymyślimy coś.
Siadam na łóżku. Wat wygląda na wściekłego, a John patrzy na niego z niepokojem. Widać, że mu na nim zależy, jakby był jego bratem.
No cóż, prawie był nim. Duch spogląda na mnie z bólem w oczach.
— Musisz. Mu. Pomóc.
Dobrze, dobrze, mruczę w myślach. John się rozluźnia.
Wat wzdycha, garbiąc się, po czym zmierza do plecaka. Grzebie w nim, nerwowo mrucząc, co przypomina mi rzucanie zaklęć.
— Nie mów, że znasz jakieś czarownice — kpi John, przypatrując się swojemu dawnemu zastępcy. Mina, z jaką patrzy na niego kłóci się z tonem jego głosu.
Czy mnie musisz w kółko tak dręczyć tymi słabymi żartami?
On jedynie wykrzywia usta w podłym uśmieszku.
Wat wyciąga z plecaka zmiętą, niegdyś białą kartkę. Zwija w kulkę, zamachuje się i rzuca mi nią w twarz. Trafia w czoło, jednak łapię ją, zanim zdąży sturlać mi się z kolan. Rozprostowuję wyglądający na drogi papier na udzie, zaczynam czytać. Już pierwsze linijki mną wstrząsają.
Drogi Wattusie,
długo Cię obserwowaliśmy. Widzieliśmy, do czego jesteś zdolny, jeśliś zaangażowany.
Mamy dla Ciebie idealną propozycję.
Możesz uratować swoją siostrę, a nawet swoją duszę. Musisz tylko zrobić nam jedną małą przysługę. Osoby, których szukasz, będą w pałacu Buckingham za dwa miesiące.
One nie będą wiecznie czekać, aż wrócisz. Wszystko zależy od Ciebie,
Bóg z Tobą.
PS Zachowaj ten list. Może będziesz potrzebował pomocy.
Czytam raz, drugi, trzeci, aż w końcu orientuję się, kto mógł go napisać. Ktoś, kto wiedział, że pojawi się tutaj przeklęta dusza.
John czyta mi przez ramię i chyba dochodzi do tych samych wniosków.
Jeżeli wcześniej byłem zagubiony w planach Rady Anielskiej, to teraz już nie mam zielonego pojęcia, co się tutaj dzieje.
— Dostałeś list i tak po prostu stwierdziłeś, że tu przyjedziesz?
Wat zaciska zęby, zaczyna spacerować po pokoju.
— Nie rozumiesz. To zbyt ważne. Muszę ją ratować, a nie wiedziałem, gdzie teraz będą... Ja...
— O kogo chodzi? — przerywam mu.
Wzdycha ciężko.
— O moją siostrę. Kolejna osoba przeze mnie cierpi. Muszę ja uratować. Moja kochanka, Katies, przetrzymuje ją w pałacu. Fex, ja już nie wiem, co robić.
CZYTASZ
Pamięć i czas
FantasyW co wierzysz? W zbawienie? Reinkarnację? Potępienie? On wierzył tylko w swoją siłę... to znaczy, kiedy jeszcze pamiętał, kim był. Kiedy jeszcze pamiętał, kiedy był. Zanim, z nieznanemu mu powodu, stał się Złodziejem Ciał. Otwieram oczy... Raz za ra...