— Ale jesteś pewien?
Tak, John, zamknij się w końcu.
Duch lata nade mną, wciąż starając się zniechęcić, jednak wiem, że odwrotu już nie ma. Powinien to w końcu zrozumieć i przestać mnie męczyć.
Mocniej zaciskam dłoń na broni. Muszę się skupić na pilnowaniu Wata.
Facet przechodzi przez płot, a ja modlę się, żeby nie zleciał. Bo płot jest wysoki oraz spiczasty. Nie chcę wyobrażać sobie, co by się stało, gdyby w połowie drogi się poślizgnął.
Słyszę, jak z ulgą spada na ziemię. Ma wprawę, czemu się dziwię. Obaj jesteśmy złodziejami.
Chociaż ja dłużej.
Wkładam broń w kaburę i łapię za zimne pręty, by szybko dostać się na górę, a potem zeskakuję, lądując na ugiętych nogach. Wat patrzy na to z niejakim podziwem.
— Co? — pytam.
— Nieźle, jak na staruszka — komentuje z szerokim uśmiechem.
— Phi, staruszek ratuje ci dupę. Lepiej go nie denerwuj — marudzę, jednocześnie rozglądając po okolicy. Ciemno, czysto. Mimo to, kładę rękę na broni, na wszelki wypadek.
John także mówi, że można iść.
— Staruszku, uważaj na kamień — krzyczy. — Co, miałem być twoimi oczami! — mówi, kiedy posyłam mu mordercze spojrzenie.
Spadaj.
Sprintem przebiegamy otwarty teren, a ja prowadzę Wata do środka drzwiami dla służących.
— Hej, Fex — szepcze Wat. — A tak właściwie to kiedy ty tu byłeś wcześniej?
— Jak cię jeszcze na świecie nie było — syczę w odpowiedzi. Oczywiście, jest to prawda, ale on uznaje, że mam pretensje o tego staruszka.
— Bo masz, tylko nie chcesz się przyznać — drwi nad moim uchem moje wkurzające alter ego.
Docieramy korytarzem do schodów dla służby. Wat wyciąga swoje laski pojedynkowe, by móc ogłuszać nimi pechowych pracowników. Powoli wspinamy się do góry, starając się nie skrzypieć, ale cóż - to nie działa.
— Zachowuj się normalnie, nie jak jakiś zbir — mówię do Wata i przyspieszamy.
Nie wiem, jakim cholernym cudem trafiamy na górę, nie spotykając nikogo. Często miewam paranoję, więc nic nie mówię. Zachowuję jednak ostrożność. Rozglądam się po pustych korytarzach. Zupełnie pustych...
— Słuchaj, stary, lecimy biegiem — mówię. — Wiedzą, że tu jesteśmy.
Wat puszcza wiązankę, ale biegnie korytarzem za mną, a głucha cisza aż krzyczy o niebezpieczeństwie. John czeka na nas pod właściwymi drzwiami.
— To pułapka — mówi. — Jak tylko otworzycie drzwi, zastrzelą jednego z was. W środku jest ich czterech, jeden trzyma Ban na muszce, a reszta mierzy w drzwi. Nie dacie z nimi rady.
Powtarzam te słowa Watowi, a on otwiera oczy ze zdumienia.
— Skąd to wiesz? — szepcze.
— Ja także nie muszę odpowiadać, Wat. Ale wiesz co? Odsuń się od drzwi.
Wyciągam zza kurtki owinięte w papier paczuszki.
— Co to jest?
Śmieję się. Chyba zwariowałem. Pcham zastępcę w bok, a ten z jękiem upada na dywan.
![](https://img.wattpad.com/cover/64266003-288-k966636.jpg)
CZYTASZ
Pamięć i czas
FantasiaW co wierzysz? W zbawienie? Reinkarnację? Potępienie? On wierzył tylko w swoją siłę... to znaczy, kiedy jeszcze pamiętał, kim był. Kiedy jeszcze pamiętał, kiedy był. Zanim, z nieznanemu mu powodu, stał się Złodziejem Ciał. Otwieram oczy... Raz za ra...