Kim byłem?

1.9K 293 18
                                    

Staram się nie patrzeć w przeszłość. Zwykle dostosowuję swoje myśli do myśli swojego nowego ciała i po prostu egzystuję, przeżywam wszystko od nowa. Tym razem...

Tym razem było trudniej.

John towarzyszy mi wszędzie, rzucając co chwila obelgę pod adresem moim lub mojego rozmówcy. Gdyby miał materialne ciało, rozerwałbym go na strzępy. A tak tylko toleruję ten jego czarny humor.

— Hm — fuka, patrząc jak pakuję swój plecak, ignorując go. — Coś słabo ci idzie. — drapie się po swojej młodzieńczej brodzie. — Phi, słaby z ciebie złodziej. Jak będziesz się ruszał wolniej, to mi uda się wymyślić, jak odzyskać ciało. Lepiej uważaj.

Zbieram ekipę i ruszamy w stronę gór. Nie uważam planu Wata za genialny, ale co mogę poradzić? To on wygrał głosowanie. Trzy do jednego.

Tak więc, udajemy się prosto do Londynu.

— Dalej, dalej, przebieraj nogami! Nie potrafisz szybciej, Złodzieju?!

To przezwisko najwyraźniej przypadło Johnowi do gustu, ponieważ używa go co najmniej raz na minutę.

— Musisz trzymać formę. W końcu, kiedy już wrócę do swojego ciała, chciałbym żeby było sprawne.

Jasna cholera, nie wytrzymam.

— Robimy odpoczynek. Muszę lecieć w krzaki.

Banda zatrzymuje się po środku lasu, wyraźnie mój zły nastrój udzielił się reszcie, bo po ich minach widzę, że są wściekli.

— Fex, no nie przesadzaj. Chyba wytrzymasz do wieczora! — marudzi Wat. Jego też mam ochotę rozszarpać.

— Rozbijajcie obóz — cedzę przez zęby.

Szybko oddalam się od moich kompanów, którzy wyglądają na zszokowanych. No fakt - zazwyczaj się tak nie oddalałem. Mimo że ocaliłem im życie, nie ufam draniom.

Gdy już jestem pewien, że nie podsłuchują, odwracam się do Johna. Zauważam, że unosi się kilka milimetrów nad ziemią.

— Słuchaj no, mógłbyś w końcu zniknąć? — pytam go.

Prycha ze złością.

— Zniknąć? A co ja jestem, leśna wróżka? Myślisz, że chcę za tobą... MNĄ łazić i udawać, że nie mam nic do tego?

— Ty wcale nie udajesz przecież, że nic do tego nie masz. A myślisz, że mi jest łatwo?

Zaplatam ręce na piersi, John robi to samo. Wpatrujemy się w siebie wrogo.

— Na pewno tobie jest łatwiej, Złodzieju. To nie ty zostałeś pozbawiony bezpodstawnie życia. To nie ciebie jakaś tam Rada Niebiańska wpakowała w ciało piętnastolatka i jeszcze kazała mówić na siebie John. Ja rozumiem jakieś męskie imię, ale to...!

— Co? — pytam zdezorientowany. O czym on mówi? — Rada Niebiańska? Tak się nazywają moi kaci? — warczę, zerkając w niebo, jakby któryś z nich zechciał mi pomachać. — Przez nich nie wiem, kim jestem, kim byłem i nieustannie cierpię?!

— T-to tajemnica — jęczy, patrząc pod nogi. — Nie wiem jeszcze wszystkiego, ale i tak bym ci nie powiedział, to zabronione... — urywa w pół słowa, bierze głęboki oddech i kontynuuje: — Nie zbaczajmy z tematu, dobra? Jak widzisz, wyglądam jak sierotka Marysia. — Rozkłada przy tym sugestywnie ręce. — Tego nie pobijesz...

Nie, teraz to przesadziłeś, myślę.

— Jestem przeklęty, ty idioto! — drę się. — Nawet gdybym miał wybór, a uwierz mi, nie mam...

— Fex? Z kim ty rozmawiasz? — rozlega się gdzieś za drzewami.

O szlag! Zapomniałem się.

— Słuchaj mnie, bo powtarzać się nie będę — szepczę do ducha. Nachyla się, jakby miał trudności ze słuchem. — Moja przeszłość składa się z dziesiątek żywotów podobnych do twojego. Byłem już chyba w każdej epoce, również przyszłych. Nigdy nie wiem, kim będę, a czasami zapominam, kim byłem. To przebija wszystkie wady twojego wyglądu razem wzięte.

Unosi brwi.

— Kradniesz, chociaż nie chcesz? — śmieje się ponuro. — No, faktycznie wdepnąłeś. Mamy jeden problem. Mało. Mnie. To. Obchodzi. Tak samo jak to, co sobie pomyślą kochane Aniołki. Wynoś się z mojego ciała.

— No to mamy dwa problemy — mówię. — Bo ja nie umiem porzucać ciał. A raczej twoje Aniołki mi nie pozwalają. Skoro tu jestem, twoje przeznaczenie było już wcześniej zaplanowane. To ciało wkrótce zginie, a ty nic z tym nie zrobisz.

Pamięć i czasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz