Jak zawsze wstałam rano rześka niczym kloc, monotonnie powlekłam się do klopka, założyłam na siebie tą szafirową koszulke, te szare jeansy i nową te kurtke. Kurtki som kul więc se nosze po domciu żeby być kul.
Zeszłam do kuchni Charliego i zjadłam swoją codzienną porcje płatków.
Nagle usłyszałam cichy pomruk samochodu podjeżdżającego na podwórko, który podjeżdżał na podwórko... Był to Dzejkop!
Zerwałam się gwałtownie, niezgrabnie wybiegłam na zewnątrz, prawie upadłam dupskiem na glebę, padał lekki, wiosenny deszcz. Rzuciłam się Dżejbajbie w ramiona. Jego mięśnie były tak twarde, że prawie złamałam sobie twarz.
w tych ramionach zapominałam o NIM!
-wsiadaj do samochodu- rzucił szybko i szarmancko mój ukochany. Wgramoliłam się niezgrabnie do zgrabnego auta Dżejbajby i pojechaliśmy w nasze ulubione miejsce.
Gdy byliśmy już na miejscu, Dżejkuś posadził mnie na trawie i usiadł obok. Był taki elegancki w tym co robi. Delikatnie musną kciukiem o mą niezgrabną wargę i sie przysunął. Zaczęliśmy się całować a gorąc od jego muskularnego ciała buchał na mą rozgrzaną pierś!
-Belo jesteś taka piękna
-och Dżejk jesteś szarmancki-zatrzepłam rzęsami
-och Belo jest już późno, powinienem cie odstawić do domu bo Charlie będzie się martwił, że leżysz zgwałcona w lesie.
-no dobrze, ale objecaj, że jutro też mnie odwiedzisz
-odwiędzę cię kohanje!
spędziliśmy na polanie dobrych 6 godzin. Nie zwróciłam uwagi na to jak czas szybko mija bo cały czas wgapiałam się w tą seksi muskularną klate mego Dżejkusia!