Prolog: Jestem An. Jestem złotą rybką, która utonęła.

3.5K 300 48
                                    

*Anael*

Zamykam oczy. Nie ma mnie. I wtedy budzę się. A jedyne czego pragnę to śmierć.

Dziesięć. Dwadzieścia. Trzydzieści sekund. Zagłuszone głosy. Szum wody. Czterdzieści sekund. Powoli uciekający oddech. Już dawno nauczyłem się topić swoje uczucia w wodzie. Pięćdziesiąt sekund. Jedynie ona zna moje prawdziwe ja. Woda.

Minuta. Nie, nie chcę Cię jeszcze opuszczać. Siedemdziesiąt sekund. Niewłaściwe miejsce. Niewłaściwe ciało. Niewłaściwa twarz. Osiemdziesiąt sekund. Wszędzie byłoby lepiej. Tylko nie tutaj.

Dziewięćdziesiąt sekund. Wynurzyłem się z wody. Przez krótką chwilę moje uszy nadal były przytkane. Dopiero po chwili usłyszałem wyraźną rozmowę swoich rodziców. Nie. To nie była rozmowa. To była kłótnia. Rozchyliłem powieki, a do moich oczu dostało się kilka kropel wody. Spojrzałem na swoje dłonie, biorąc głęboki oddech.

Algorytm. Metoda rozwiązania problemu w krokach podstawowych, elementarnych.

Dzień w dzień. Powtarzałem te same czynności. Bez wyjątku. Algorytm. Tonę. Ale nie mogę umrzeć. Nie umieram. Nie ja. Umierają moje uczucia. Toną. Już dawno nauczyłem się topić swoje uczucia w wodzie. Woda jest źródłem życia. Bez niej z pewnością nie byłoby mnie tu. Bez niej z pewnością uwiądłbym. Usechł.

Przetarłem oczy, przenosząc wzrok na kafelki. Śnieżnobiałe. Na karmelowe ściany. Zlewały się w jedno. Ale tak było lepiej. Nie widziałem wyraźnej granicy. Ale tak było dobrze.

Pożegnałem się ze swoją przyjaciółką. Wyszedłem z wanny, a woda niezdarnie podążyła za mną, zalewając podłogę. Nie sięgnąłem po ręcznik. Nie potrzebowałem go. Wsunąłem na nos okulary w czarnych oprawkach. Spojrzałem na swoje odbicie w lustrze.

Hebanowe włosy. Proste. Sięgające ramion. Niebieskie oczy. Poszarzałe. Bez wyrazu. Lekkie piegi, ukazujące się tylko pod wpływem promieni słońca. Woda spływała po moim ciele skapując na płytki. Zdjąłem okulary, przyglądając się sobie po raz kolejny. Teraz kontury były rozmyte. Tak było o wiele lepiej. Tak było idealnie.

Ludzie poszukują piękna. Tylko to ma dla nich jakiekolwiek znaczenie. Więc dlaczego i ja nie mam na nim gonić? Nigdy wystarczająco dobry.

*Eryk*

- Powinieneś w końcu wziąć się do nauki – powiedziała moja babka – Jak wyobrażasz sobie życie kiedy nie będziesz miał za co opłacić rachunków? – zapytała dotykając swoich skroni.

Nie odpowiedziałem. Za każdym razem odpowiadałem. I za każdym razem byłem krytykowany. Już więcej nie wyrażę swojego zdania. Nie powiem już nic więcej.

Dorośli czują potrzebę stawiana na swoim. To daje im satysfakcję ze statusu. Z wieku jaki osiągnęli. Nie będę wyprowadzał nikogo z błędu. Nie jestem życzliwym człowiekiem.

Zignorowałem słowa staruszki, po czym opuściłem pomieszczenie. Nie mówiąc nic. Cicho odchodząc. Wiedziałem, że teraz oberwie się mojej matce, która również była obecna w pokoju. Nie jestem życzliwym człowiekiem. Wyszedłem. Zatrzasnąłem drzwi.

Spojrzałem w niebo. Słońce wisiało wysoko na nim. Temperatura z dnia na dzień podnosiła się. Zbliżało się lato. Czułem, że nie będzie już takie jak poprzednio. To nie ten czas. Nie to miejsce.

To lato będzie naprawdę gorące.

Jestem tu. Żyję. Czuję.

Co to znaczy kochać? Nie. Musiałem źle sformułować pytanie. Musiałem źle zebrać myśli. Bo nie ma uczucia, które ludzie nazywają miłością. Coś takiego nie zdarza się nawet w filmach. Nie jedna. Nie dwie. Nie trzy. Nie cztery. I nie pięć kobiet, które stanęły na mojej drodze. Które owinąłem wokół palca. Nie potrafię ich policzyć. W żadnej nie odnalazłem tego uczucia. W żadnej nie starałem się go szukać. Czy to nie wystarczający argument? Miłość nie istnieje.

Dopiero czerwiec. Ach, naprawdę dziś gorąco. Woda. Chyba powinienem się schłodzić. Wziąłem głęboki wdech. Szkolny basen powinien być odpowiedni.

*Anael*

Wyszedłem z domu. Wyszedłem pozostawiając za sobą wszystko. Tylko ja wiem co kryje się za tymi zamkniętymi drzwiami. Tylko ja. Nikt więcej.

*

Spojrzałem na swoje niewyraźne odbicie w spokojnej tafli wody. Zdjąłem ubrania. Wziąłem głęboki wdech, po czym zanurzyłem się, dotykając stopami samego dna. Jedna. Dwie. Trzy sekundy. Wszystko odpływało. Tonęło.

Dziesięć. Dwadzieścia. Trzydzieści. To uzależnia. To uczucie działa na mnie jak narkotyk. Uczucie tonięcia. Szum wody w uszach. Czterdzieści. Pięćdziesiąt sekund. Rozluźniłem się. Spokojnie unosiłem w wodzie. Minuta. Rozchyliłem powieki. Woda lekko podrażniła moje oczy. Jednak nie zamknąłem ich.

Siedemdziesiąt. Osiemdziesiąt. Dziewięćdziesiąt. Ujrzałem postać majaczącą tuż nad powierzchnią wody. Zachłysnąłem się. Nie wiem dlaczego. Może zbyt długo wstrzymywałem oddech?

Czy to nie piękne? Zostać zabranym przez coś co się kocha. Powinienem się wynurzyć? Nie sądzę. Nie potrzebuję tego. Woda. Tylko to chciałem widzieć. Tylko jej szum chciałem słyszeć.

W ten gorący, letni dzień. Po szkole. Spotkaliśmy się po raz pierwszy.

W innym życiu. Mógłbym sprawić, by to wszystko potoczyło się zupełnie inaczej.

***

- Jesteś niepoczytalny? – zapytał chłopak, który wyjął mnie z basenu, kiedy straciłem przytomność.

- Jestem w pełni władz umysłowych – odpowiedziałem, biorąc kilka głębszych wdechów.

- Więc co robiłeś?

- Tonąłem.

- Po co? – spojrzał w moje oczy.

- Nauczyłem się topić swoje uczucia – rzuciłem, podnosząc się.

- To pomaga? – zapytał.

- Uzależnia.

W ten gorący, letni dzień. Po szkole. Spotkaliśmy się po raz pierwszy. A ja nawet nie mogłem dokładnie przyjrzeć się twojej twarzy.

Pierwsze słowo właśnie zostało napisane. Ja i Ty. Razem rozpoczęliśmy pierwszy akapit. Akapit historii, która miała się nigdy nie wydarzyć.

Jestem An. Jestem złotą rybką, która utonęła.

How to be a Drowning Fish (boyxboy)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz