V: Musimy stać się żołnierzami, by zrozumieć cel swojego istnienia.

1K 159 6
                                    

Głośny huk. Wybuch. Zerwałem się z łóżka, wyglądając za okno. Pościel zsunęła się na panele. Serce wybijało dwa razy szybszy rytm niż zazwyczaj.

Cisza. Spokój. Tylko jeden. Może na dziś to koniec?

Wstałem, na drżących nogach podchodząc do drzwi balkonowych. Uchyliłem je, wychylając twarz na zewnątrz. To nie stało się blisko. Nie ma się czego bać, prawda? To z pewnością było daleko.

Wpatrywałem się w słońce powoli wyłaniające się zza widnokręgu. Te spokojne letnie dni minęły. Zakończyły się. Czy mogę od tego uciec? Mogę wrócić do tego co było wczoraj?

Zamknąłem drzwi, schodząc do salonu. Światła w całym domu zostały zapalone. Stres. Strach. Atmosfera z pewnością była napięta. Coś wisiało w powietrzu.

Siostra siedziała na kanapie, śledząc wiadomości z zapartym tchem. Mama robiła w kuchni herbatę. Iwo wyszedł z łazienki, kierując się prosto do swojej ukochanej.

- Z dniem dzisiejszym, 30 czerwca, zostaje wprowadzony stan wojenny - usłyszeliśmy głos prezentera telewizyjnego.

Zamarliśmy. Ta informacja zmroziła nam krew w żyłach. Dłoń matki zawisła w powietrzu. Woda parowała z kubków. Siostra zacisnęła ramiona na kolanach, wpatrując się przed siebie.

Moje serce ponownie przyspieszyło. A zawartość żołądka podeszła mi do gardła. Wszyscy o tym wiedzieli. Wszyscy spodziewali się tego. Jednak mimo wszystko nie byli na to przygotowani. Nikt nie jest gotów na śmierć. Każdy pragnie żyć. Uparcie pchać wszystko do przodku.

Te spokojne letnie dni zniknęły. Obawiam się, że nastał ich koniec. Nie chcę umierać. Chyba właśnie zrozumiałem coś ważnego. Nie chcę odchodzić. Jeszcze nie dziś. Nie jutro. Jeszcze nie.

*

Trzeci sygnał. Odbierz. Odsunąłem telefon od ucha, rozłączając się. Cisza. Nikt nie odpowiadał. Przeniosłem wzrok na niebo. Początek wakacji. Początek cierpienia. Koniec spokojnych dni. Ludzie, których mijałem drżeli ze strachu. Nie chcieli tego pokazywać. Nie pokazywali. Ale bali się. Tak jak każdy.

Byłem kilkadziesiąt metrów od domu Eryka. Nie odbierał. Czy coś się stało? Widziałem ludzi, którzy w pośpiechu pakowali swój dobytek do bagażnika samochodu. Jak w popłochu opuszczali miasto. Kraj. Uciekali. Nie jestem pewien, czy dobrze robili.

Kiedy doszedłem do rozwidlenia dróg, zza rogu wypadł chłopak o postawnej budowie. Zderzyliśmy się ze sobą. Nie upadłem. Ale mocno uderzyłem się w głowę. Był wyższy. Zatrzymał się i ze zdezorientowaniem spojrzał w moje oczy. Był naprawdę wysoki.

- Wybacz - powiedział po chwili.

- Nie szkodzi.

Poprawił okulary spoczywające na nosie. Jego nastawienie kompletnie się zmieniło. Ze zdezorientowania natychmiastowo przeszedł w stan zobojętnienia. Westchnął głęboko, po czym wyminął mnie.

- Nasz świat jest pyłem - powiedział - Musimy stać się żołnierzami, by zrozumieć cel swojego istnienia.

Zamilkł. Przez moje włosy przepłynął podmuch wiatru, targając nimi. Długo zastanawiałem się nad sensem znaczenia jego słów. Ale nie mogłem ich zrozumieć.

*

- Chciałbym się obudzić - powiedziałem.

- Przecież nie śpisz - Eryk spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem.

- Żyję.

- Życie nie jest snem.

- A co jeśli jednak nim jest? - nasze spojrzenia spotkały się.

How to be a Drowning Fish (boyxboy)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz