Rozdział 9.

155 17 15
                                    



Destiny's POV:

- Może coś klasycznego jak Beatlesi? - podsunęłam.

Simon spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem trąc nasadę nosa. Wszyscy byliśmy totalnie niewyspani, bo wczesnym rankiem producent xfactora zerwał nas z łóżek, na konieczne spotkanie w celu ustalenia naszego następnego repertuaru. Mieliśmy 6 godzin by ustalić piosenki na przynajmniej 4 tygodnie emisji programu. Wstępnie zdecydowaliśmy się na jedną One Direction, a także Imagine Dragons.

- Beatlesi? Uh, nikt tego nie słucha - mruknęła Kath patrząc po nas poirytowanym spojrzeniem.

Od tego niewyspania nam wszystkim pada na mózg. Tylko Kath jak widać trzyma formę.

- Uh, ja tego słucham - odpowiedziałam.

- Uh, w takim razie jesteś nikim. Tylko żar...- uniosła dłonie w obronnym geście.

- Zaraz ty będziesz nikim jak twoja osoba zniknie z powierzchni tego świata. Tylko żartuję.

- Dziewczyny BŁAGAM WAS - Simon złapał się za skronie.

Wywróciłam podkrążonymi oczami wtapiając się głębiej w siedzenie kanapy.

- W sumie takie klimaty naszych dziadków, to całkiem niezły pomysł - podsunęła Emily pocierając oczy. Jej rude włosy były w kompletnym nieładzie (czyt. busz), ale nikt nie zwracał na to uwagi, bo wszyscy wyglądaliśmy fatalnie. Liam z workami pod oczami, Louis z włosami skierowanymi na wszystkie strony świata co chwila zapadał w drzemkę, naciągając kaptur na głowę, Saomi jeszcze bledsza niż zwykle z otępieniem siedziała koło Harry'ego, który z równie nieogarniętymi lokami jak Emily, w przygarbionej pozycji uczestniczył w konwersacji. Kath (która siedziała obok Nialla, który siedział obok mnie) wyglądała najlepiej z nas wszystkich, miała tylko lekko potargane włosy, zaś sam Niall wyglądał po prostu jakby był na kacu - sterczące włosy, niekapujące co się dzieje oczy i ogólne zmulenie na twarzy.

- Simon błagam cię, daj nam spać - mruknął Louis siedzący obok Harry'ego.

- Nie denerwujcie mnie, błagam was. Czy ktoś już, do cholery, poszedł po ekspres do ka-

- Zepsuty, już byłam - rzuciła Saomi, patrząc wciąż na ten sam punkt w podłodze.

- Jak w głupim hotelu z zasranymi pięcioma gwiazdkami może zepsuć się ekspres?! - burknął Liam, któremu wyraźnie udzieliła się chandra Simona.

- Jak można zrywać ludzi o 5 rano z łóżka żądając, by na 11 ustalić repertuar? - rzucił w powietrze Harry.

Zapadła pełna napięcia cisza. Ja powoli też robiłam się zła, więc wstałam i obwieściłam wszystkim, że idę do Starbucksa, co wszyscy poparli głośnym "taak" "w końcu" i "weź mi czarną bez cukru".

- A wiesz w ogóle gdzie tu jest jakiś Starbucks? - zapytał Simon.

- Jak byliśmy z Kats w mieście, to widziałem kawałek drogi stąd jeden - rzucił Niall siedząc z zamkniętymi oczami, w kapturze naciągniętym na same oczy.

- Wspaniale. Idziesz z Destiny - polecił Simon. - Tylko streszczać się tam.

Skoczyłam na górę po bluzę od dresu (miałam na sobie szare spodnie dresowe i białą bokserkę). Ubrałam swoje skrzydlate Jeremy Scotty i przeczesałam dłonią rozpuszczone włosy. Naturalnie zabrałam okulary przeciwsłoneczne.

- O matko, zawsze chciałem mieć te buty! - ożywił się Louis na widok moich adidasów.

Wyszczerzyłam się do niego.

You Are The Only Exception // N.H. PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz