27.

51 7 3
                                    

Ten tydzień minął spokojnie, powiedzmy... Ja i Cece ciągle się kłóciłyśmy. Najczęściej rozdzielał nas Harry albo Parker. No właśnie ich też mam dosyć. Jey jest zazdrosny o każdego chłopaka, który tylko obok przejdzie. Czepia się o Allana, naszego zespołu, moich kumpli ze stolika śmiechu, naszych gwiazdeczek, a najbardziej o Stylesa. Nie myślcie, że tylko o osoby płci męskiej, bardzo przeszkadza mu Sam. Uważa, że ma na mnie zły wpływ. Czasami mam ochotę mu powiedzieć, że największym zagrożeniem dla naszego związku są jego przyjaciele, a nie moi.

- Hej, coś się stało ?- obiął mnie Beau.

- Co ? Nie.- wysiliłam uśmiech.- Czemu pytasz ?- zmarszczyłam brwi.

- Nie ja.- mrugnął. Co?! Rozejrzałam się po stołówce, aż zobaczyłam parę zielonych tenczówek wpatrzonych we mnie. Uśmiechnęłam się, co odwzajemnił. Dobrze, że siedzę. Wyjęłam telefon i wybrałam odpowiedni numer.

Natrętny głupi chuj:
Spotkajmy się...

Wystukałam szybko na klawiaturze. Czy ja naprawdę go tak nazwałam ? Ach no tak...pamiętam. Podniosłam głowę i zobaczyłam, że patrzy w ekran i uśmiecha się. Nagle podniósł głowę, a ja wzdrygnęłam się. Odpowiedź przyszła nagle, ale zanim ją odczytałam patrzyłam na niego.

Natrętny głupi chuj:
Gdzie ?

Ja:
Nwm, gdziekolwiek.

Natrętny głupi chuj:
Teraz?!

Ja:
Nie, jutro...ehhhh moja nazwa jest trafiona.

Natrętny głupi chuj:
Pusta szatnia w piwnicy.

Ja:
Ok

Natrętny głupi chuj:
Jak mnie nazwałaś ?

Nie odpisałam, bo obok mnie usiadł Jey.
- Hej.- pocałował mnie w policzek. Z twarzy Hazzy zszedł uśmiech, a telefon zawibrował.

Natrętny głupi chuj:
Albo nie, już nieaktualne...

Podniosłam głowę, ale zamiast tych pięknych dołeczków zobaczyłam kreskę między zmarszczonymi brwiami.

Ja:
Za 2 min w szatni!

- Z kim tak piszesz ?- spojrzał przez ramię mój chłopak.

- Z kimś.- wzruszyłam ramionami i wstałam.

    Chwilę mi zajęło znalezienie tego pomieszczenia. Nikt tędy nie przechodził, tylko woźne, ale mnie lubią. Popchnęłam drzwi i weszłam do środka. Ściany są odrapane, ławki zniszczone, a jedynym ładnym elementem jest Harry.

- Hej.- szepnął i wstał.

- Cześć.- powiedziałam na przekór. Uśmiechnął się i wstał.

- Coś się stało ?- zapytał.

- Chcę tylko z tobą porozmawiać.- wzruszyłam ramionami. Chłopak zmarszczył brwi, jak zawsze, gdy się nad czymś zastanawiał.

- O czym ?- jego uśmiech powiększył się.

- Chyba polepszył ci się humor.- zmróżyłam oczy.

- A miałem zły ?- zdziwił się.

- Wczoraj.- rzuciłam.

- Nie miałem złego humoru, nie przy tobie.- szepnął. Podniosłam głowę, nasze usta prawie się stykały.- Chcę żebyś mi kibicowała w jutrzejszym meczu.- mruknął.

- Będę.- przytaknęłam.

- Nie tak.- pokręcił głową.- Jey obiecał swoją koszulkę Cece, przy mnie.- stwierdził.

- Emmmm, a ty...- zaczęłam.

- Chcę, żebyś kibicowała MI, a potem założyła MOJĄ koszulkę.- akcentował.

- Ale ja mam chłopaka, a ty...

- Czy ty słuchasz co mówię? - przyparł mnie do drzwi. Pokiwałam głową, bo jego bliskość była rospraszająca.- TWÓJ chłopak obiecał SWOJĄ koszulkę MOJEJ dziewczynie.- powiedział zbliżając się jeszcze bliżej. Prawie złączył nasze usta, ale przerwała nam woźna.

- O joj nie wiedziałam córuś, że to wy.- złożyła ręce jak do modlitwy.- Był dzwonek.- uśmiechnęła się.

   Lekcje minęły bardzo szybko, ale przez incydent w opuszczonej szatni nie mogłam się skupić. Właśnie przechodziłam przez pasy i prawie potrącił mnie samochód, ale czyjeś silne ręce mnie uratowały.

- Podwieźć cię ?- zapytał już na chodniku.

- Jakbyś mógł.- uśmiechnęłam się.

   Włączyłam radio i zaczęliśmy śpiewać. Hello, How deep is your love, a nawet Steal my girl.

- Jesteśmy.- spojrzał na mnie.

- Wiem.- odpowiedziałam.- To do zobaczenia.- rzuciłam.

- Pa.- wyszczeżył się.

    Doszłam do domu i zauważyłam, że nie mam telefonu, cholera. Jeszcze dobrze nie zbiegłam ze schodów, a już usłyszałam rozbawiony głos mamy.

- Harry, co ty tu robisz ?- udałam zdziwioną.

- Twój telefon.- uśmiechnął się.

- Dziękuję.- odetchnęłam z ulgą, ale podniósł rękę. Przytulił mnie mocno.

- Nie jestem głupim chujem.- szepnął.

- Ale natrętny tak.- odepchnęłam go.

- Do widzenia pani White, pa słońce.- mrugnął do mnie.

- Nic nie mów.- jęknęłam do niej, a ona zachichotała.

    Ale się działo! Zmiażdżyliśmy przeciwną drużynę, a właściwie Harry ich zmiażdżył. Po meczu oddał mi swoją koszulkę, której chyba mu nie oddam...

***
Już jest! Nowiuśki rozdział :) ale mi się nie chciało o MASAKRA....
Jest co raz więcej wyświetleń. Po zsumowaniu jest 657, aaaaaaa😁😁😁
Do następnego 😘😘😘

To Koniec...Where stories live. Discover now