Powietrze było chłodne, ale przyjemnie było się przewietrzyć po alkoholu. Szczególnie kiedy twoja mama panikuje kiedy spóźnisz się dwie minuty do domu, a co dopiero miałabym wrócić odrobinę zalana. Droga do mojego domu była prosta, była naprawdę łatwa i była naprawdę cholernie długa. Po piętnastu minutach marszu utwierdziłam się w przekonaniu, że to był zły pomysł.
Westchnęłam ciężko i schyliłam się, żeby zawiązać buta. I właśnie wtedy to usłyszałam. Odgłos łamanej gałęzi, szelest liści i ciche kroki.
Nie jestem typem dziewczyny, która ucieka na widok pająka, ale no powiedzcie mi, kto normalny by się nie przestraszył? Szybko się wyprostowałam i dyskretnie rozejrzałam wokół. Byłam na bocznych drogach miasta. Dokładniej na drodze, która oddziela pola prowadzące do lasu i miasto. Super.
Starałam się iść spokojnie, ale fakt, że nadal słyszałam kroki zbytnio nie pomagał. Mimo woli przyśpieszyłam. Naprawdę nie chciałam panikować, ale wiecie kobieca intuicja i te sprawy...
Byłam już niedaleko przejścia w stronę miasta. Musiałam tylko przejść przez ten jeden, malutki, maluteńki ciemny zaułek. Wzięłam głęboki oddech i jeszcze bardzie przyśpieszyłam kroku. Wyjęłam z tylnej kieszeni spodni telefon i przypadkowo małą karteczkę, która się do niego przyczepiła. Numer Aleca. Może sprawił to alkohol, a może ta dziwna sytuacja, ale wystukałam na telefonie jego numer, nacisnęłam zieloną słuchawkę i... wpadłam na kogoś.
- Raven? - usłyszałam męski głos
- Mike - pisnęłam wysokim głosem.
Przysięgam, prawie dostałam zawału. Jednak poczułam ulgę, że zobaczyłam znajomą twarz.
- Co tutaj robisz sama? - zapytał z zadziornym uśmiechem. - Nie powinnaś być już w domu? - dodał z drwiną w głosie.
Ahh Mike, nigdy się nie lubiliśmy. Był z tej wyższej sfery w szkole. Trenował nożną i uważał się za boga w szkole. Byczek bez mózgu.
- Wracam od Kol'a - rzuciłam starając się go wyminąć, ale on chyba nie miał zamiaru mnie przepuścić. - Mike, odsuń się - powiedziałam stanowczo, ale na nic się to nie zdało, bo zostałam popchnięta na ścianę budynku obok.
Cholera.
- Mama się nie pogniewa jak się trochę spóźnisz - wyszeptał tuż przy moim uchu gładząc przy tym moje biodro.
Odepchnęłam go z całej siły i spróbowałam się wyrwać. Po raz kolejny przyparł mnie do ściany. Tym razem mocniej tak, że uderzyłam tyłem głowy o twardą powierzchnię. Auć!
- Mike... - starałam się wydostać jakoś z tej sytuacji, ale przerwały mi jego usta wpijające się w moje.
Zaczęłam okładać go pięściami, jednak on zdawał sobie z tego nic nie robić. Bałam się. Tak cholernie się bałam. Przed oczami pojawiła mi się wizja z rana. Czyżbym jednak miała skończyć zgwałcona i poćwiartowana na kawałki?
Nie miałam możliwości ruchu rękoma, ale udało mi się poruszyć nogą. Dość mocno poruszyć nogą. Kopnęłam Mike kolanem w krocze.
- Kurwa - syknął przez zaciśnięte zęby i odsunął się trochę to tyłu.
To była moja okazja. Wyrwałam się i zaczęłam biec przed siebie.
-Ty mała zdziro! - ryknął i zaczął biec w moją stronę.
Cholera! Biegam szybko, ale jak mam uciec przed kolesiem, który przez pół swojego życia biegał po boisku za piłką. Stanowczo miał lepszą kondycję niż ja i przede wszystkim nie był pijany. A ja byłam.
Biegłam ile sił w nogach i zastanawiałam się tylko jak szybko mnie złapie. Wybiegłam na ulicę i usłyszałam pisk opon. Tak, zaraz nie będę miała problemu z Mike'm, bo wpakuję się pod auto. Mimowolnie zatrzymałam się przed maską samochodu zatrzymującego się przede mną parę centymetrów i zamarłam.
Alec.
Nigdy w życiu tak bardzo nie cieszyłam się na jego widok. Chłopak otworzył powoli drzwi i... i wtedy wpadł we mnie wściekły Mike. Przewrócił mnie na ziemię i starał się skrępować mi ruchy. Minęły może trzy sekundy i został odepchnięty do tyłu przez ręce Alec'a.
- Nie wtrącaj się w nieswoje sprawy pierdolony... - Mike zamknął się w chwili jak zobaczył broń wycelowaną prosto w swoją głowę. - Ej, stary, ja nie... nie strzelaj, dobra? - jego głos stał się nagle mniej pewny siebie.
- Wynoś się stąd, rozumiesz? - zapytał spokojnie Alec nadal mierząc w jego głowę. - I nigdy więcej nie waż się jej tknąć - tym razem warknął w stronę siedzącego na ziemi chłopaka. - Wynoś się!
Mike zaczął przesuwać się na rękach w tył po czym wstał i zaczął biec. W szoku nadal znajdowałam się na jezdni przed maską auta. Alec jeszcze chwilę wpatrywał się w punkt, w którym zniknął Mike po czym popatrzył na mnie.
- Wszystko w porządku? - spytał podchodzą i wyciągając do mnie rękę żeby pomóc mi wstać.
- Chyba tak - wymamrotałam pozwalając mu mnie podnieść.
- Krwawisz - bardziej stwierdził niż się tym przejął ale ujął moją rękę żeby pokazać mi zdarty łokieć.
Najwyraźniej zdarłam go kiedy upadłam na ziemię. Nawet nie czułam bólu, to pewnie przez alkohol.
- Wsiadaj, opatrzymy to w domu - mruknął tylko i wsiadł do samochodu.
- Że w moim domu? - podniosłam znacząco brew. - Chyba nie myślisz, że cię wpuszczę?
- Nie musisz - rzucił. - Twoja mama zaproponowała mi pokój w twoim domu, żebym miał na ciebie oko, Clark.
Chyba potrzebuję więcej wódki.
YOU ARE READING
Simulation
RomancePatrząc na jego przystojne rysy twarzy i idealnie wyrzeźbione ciało nie mogła uwierzyć w scenę, którą miała przed sobą. Głębia czarnego garnituru doskonale pasowała do lśniącej powierzchni lakierowanego drewna. Zastanawiała się przez chwilę czemu do...