Syknęłam z bólu, gdy torba po raz setny tego dnia uderzyła mnie w udo. Wiedziałam, że jeszcze chwila, a zostawię ją i wrócę do domu. Chociaż byłoby mi szkoda tej drogi, którą już przebyłam.
Czy na prawdę ten idiota musiał zaparkować pod domem Ann, a nie moim? Myślałam, że sąsiedzi powinni sobie pomagać!
Tak więc szłam do mojej przyjaciółki wraz z torbą, która z każdym krokiem niemiłosiernie obijała się o moją nogę. Byłam pewna, że jutro będę miała siniaki.
Ale byłam już blisko celu. Z każdym krokiem, z każdym uderzeniem torby byłam bliżej samochodu. W myślach już miałam obraz siebie opierającej się o oparcie fotela i słodko śpiącej. I byłam gotowa zabić każdego, kto miał mi to uniemożliwić. Nie po to szłam tutaj, znosząc ból w udzie, aby nie mieć chociaż tego luksusu.
Z ulgą powitałam zarys domu blondynki. Przyspieszyłam kroku, myśląc już tylko o siedzeniu w samochodzie przez parę godzin. Słuchawki na uszach, poduszka, dobre towarzystwo, jedzenie i można jechać. To był mój plan na dzisiaj. Byłam nawet gotowa znieść Wellingera, byle mieć spokój.
- Już jestem! - krzyknęłam, gdy byłam przy domu Ann.
Wellinger akurat coś pakował do bagażnika. Na dźwięk mojego głosu podniósł się przez co uderzył w klapę samochodu.
Wybuchnęłam śmiechem, widząc tą sytuację. Łzy spływały mi po policzkach z powodu mojej głupawki. Musiałam zgiąć się w pół, bo brzuch mnie rozbolał od śmiania się z Wellingera.
- Zamknij się. - fuknął do mnie, masując tył głowy.
W tej samej chwili dołączyła do nas Ann, ciągnąc swoją walizkę. Podała ją blondynowi, który posłusznie ją wsadził do bagażnika, gdzie stały jego torby. Tym razem obyło się bez urazu.
Czyli nie tylko ja jestem taka głupia, aby wziąć torbę ze sobą!Obserwowałam jak Wellinger zamyka bagażnik, nawet nie obrzucając mnie wzrokiem. A ja głupia stałam czekając, aż weźmie ode mnie bagaż.
On w tym czasie rozmawiał przez telefon, ignorując moje spojrzenie pełne oburzenia.
Czy na tym świecie są jeszcze dżentelmeni?
Gdy łaskawie skończył gadać, podeszłam do niego, zagradzając mu drogę. Zmierzył mnie wzrokiem i uniósł brew ku górze. Na jego twarzy pojawił się drwiący uśmieszek.
- Jakiś problem, Schmidt?
- Tak, Wellinger. Nawet dwa. - odparłam, piorunując go wzrokiem.
Przy moim metrze siedemdziesiąt mogłam zapomnieć o jakimkolwiek rezultacie. Wyglądałam po prostu komicznie.
- O, a jakie? - spytał, krzyżując ręce na piersi.
- Torba. - rzuciłam, zdejmując ją i zawieszając na ramię chłopaka. - I ty. - stanęłam na palcach i dźgnęłam go palcem w pierś.
- Myślę, że jeden da się rozwiązać, ale z drugim może być kłopot. - odparł ironicznie, ale schował torbę do bagażnika.
Wspominałam już jak bardzo ten idiota mnie wkurza?
Od przywalenia mu powstrzymał mnie tylko powrót Bieler. Jak zwykle uśmiechnięta, czego nie można było powiedzieć o nas. Piorunowaliśmy się wzrokiem.
![](https://img.wattpad.com/cover/62028200-288-k772992.jpg)
CZYTASZ
angel || andreas wellinger
Fanfiction"- Wellinger, co ty robisz? - spytałam go, gdy dziwnie się do mnie uśmiechnął. Byłam zaskoczona i jednocześnie przestraszona. Widziałam jak do mnie podchodzi i łapie w pasie, przyciągając do siebie. Parę miesięcy temu wyrwałabym mu się, przywaliła w...