10. „Przełom"

2.9K 159 54
                                    

Po miło spędzonym wieczorze z Gregorem w klubie przyszedł poranek, przywracając mnie do normalności. Trzeba było wracać do domu. Obudziły mnie pierwsze promienie słońca wydobywającego się zza gór, które otaczały miasteczko. Niechętnie się podniosłam i omiotłam wzrokiem pokój, szukając Ann. Jednak jej łóżko było zaścielone i puste.

Próbując sobie przypomnieć mój wczorajszy powrót z klubu do pokoju, nie byłam w stanie stwierdzić, czy wtedy zastałam moją przyjaciółkę w pokoju, czy też nie. Nie martwiłam się o nią, wiedząc że zapewne jest z Wellingerem. Ale w mojej głowie pojawiły się błękitne oczy blondyna, które mierzyły mnie wczorajszej nocy. Których spojrzenia nie mogłam rozszyfrować. Wyrzuciłam szybko ten obraz z moich myśli, nareszcie rozpoczynając moje pakowanie.

Nie była to łatwa rzecz zwłaszcza, że moje rzeczy w ciągu dwóch dni pobytu w hotelu zdążyły się ulokować w całym pokoju. Pozwoliło mi to jednak zająć czymś głowę. A pod koniec mojego pakowania, Ann w końcu pojawiła się.

Kiedy próbowałam zapiąć walizkę, usłyszałam ciche otwieranie drzwi i gdy się odwróciłam, ujrzałam moja przyjaciółkę w całej okazałości. Jej włosy były mocno potargane, ale spięte w luźny kok. Miała na sobie swoją piżamę. Nic by nie wskazywało, że robiła coś nadzwyczajnego w nocy, ale zdradzały ją zaczerwienione policzki i pełen szczęścia uśmiech.

- Mam nadzieję, że nie przeszkadzaliście za bardzo innym gościom w hotelu. - rzuciłam, mrugając do Ann, na co ta oblała się jeszcze większym rumieńcem.

- Przestań, wcale nie jesteś lepsza. - odparła rzucając we mnie swoją poduszką. Zręcznie ją złapałam, unosząc brew. - Andi mi mówił o tobie i Gregorze! - dodała ze śmiechem Ann, wyjaśniając.

Słysząc jej słowa, poczułam nagły ścisk w żołądku. Cudem powstrzymałam grymas spowodowany bólem.

- Ja... Gregor... - zaczęłam, próbując złożyć zdanie w całość. - Nie... Nic z tych rzeczy. - odparłam w końcu, chociaż moje myśli wciąż kłębiły się w mojej głowie. Musiałam wyjść, odetchnąć świeżym powietrzem. - Zaraz wracam. - rzuciłam szybko i niemal wybiegłam, nakładając na siebie kurtkę.

Nie pamiętałam mojej drogi z pokoju do drzwi wejściowych hotelu. Zaczęłam kontaktować ze światem dopiero gdy poczułam mróz na moich policzkach, a do płuc dostało się lodowate, ale świeże, powietrze. Usiadłam na pobliskiej ławce obok hotelu i ukryłam twarz w dłoniach. Usłyszałam cichy szloch i dopiero po chwili dotarło do mnie, że to mój.

Erik, Erik, Erik.

W momencie, gdy Ann zasugerowała, że mnie i Gregora mogłoby coś łączyć, poczułam się niesamowicie samotna. A może się tak czułam od dłuższego czasu, ale dzisiaj nastąpiła kulminacja? Ona w końcu znalazła kogoś, na kim mogła polegać, komu ufała i bezgranicznie kochała, podczas gdy ja byłam biernym obserwatorem, który tylko próbował jej przeszkodzić docinając Wellingerowi. A prawda była taka, że sama się tak czułam jeszcze kilka miesięcy temu. Szczęście, niewyobrażalne szczęście, które w jednej chwili prysło, bo nie przyjmowałam do świadomości jasnych sygnałów. A potem nagle wszystko się skończyło.

W tamtej chwili, w pokoju hotelowym, zatęskniłam za nim jak nigdy wcześniej. Chciałam znowu poczuć ten znajomy zapach, gdy wtulałam się w jego klatkę piersiową lub dźwięk, słysząc jego śmiech. Chciałam dla Ann jak najlepiej, ale nie mogłam dłużej ukrywać, że jej szczęście przypominało mi, co straciłam.

- Lily?

Dźwięk mojego imienia dotarł do moich uszu, ale zignorowałam go, uznając to za złudzenie. Dopiero gdy poczułam jak jakaś osoba mnie obejmuje, zarzuciłam jej ręce na szyje wybuchając jeszcze większym płaczem. Nie przestając płakać, oparłam głowę o jej ramię, powoli się uspokajając. Czułam dotyk dłoni na moich plecach, który dawał mi poczucie bezpieczeństwa i stabilności.

Nie byłam pewna czy minęło pięć minut, czy może piętnaście, gdy się całkowicie wyciszyłem i postanowiłam zobaczyć mojego wybawiciela. Odsunęłam się i otarłam oczy. Zamazany widok przez łzy zamienił się w nikogo innego niż Andreasa, Andiego, Wellingera, czy jak go inni nazywali. Wpatrywałam się w niego zahipnotyzowana, co musiało wywołać rozbawienie u niego, bo się lekko uśmiechnął.

- W porządku już? - spytał, gdy wciąż milczałam, gapiąc się na niego. Kiwnęłam głową. - To dobrze. I nie zamierzasz mi powiedzieć, co cię doprowadziło do wyjścia w ten mroźny poranek przy temperaturze poniżej zera i przebywaniu na dworze dłużej niż pięć minut? - pokręciłam przecząco głową. Dopiero teraz zauważyłam, że miał na sobie tylko bluzę, która była zamoczona przez moje łzy. Nie zamierzałam pytać, co go skłoniło do wyjścia na zewnątrz bez żadnej kurtki.

Znowu zapadła cisza, przerywana moim smarkaniem w chusteczkę, którą wygrzebałam z kieszeni kurtki. Oczekiwałam, że Andreas zaraz zniknie, ale wciąż siedział, nieprzerwanie mnie obejmując. Nie pytałam, czy jest mu zimno, bo czułam jak lekko drży.

- Dziękuję. - szepnęłam, odwracając swoją twarz w jego stronę. - I przepraszam. Jestem totalną idiotką. Cały czas prowokuję te głupie kłótnie z tobą, nie zauważając, że ten okres mamy już za sobą. - Mimowolnie kąciki moich ust lekko się uniosły na myśl o naszych licznych sprzeczkach. - I doceniam to, że tu jesteś. Wiem, że to nie przy mnie powinieneś teraz siedzieć i pocieszać, siedząc w samej bluzie. - zakończyłam, odwracając wzrok.

Dawno się tak przy nikim nie uwewnętrzniłam i nie wiedziałam, że to będzie właśnie Wellinger. Ten sam, którego jeszcze miesiąc temu bym odepchnęła i uciekła. Ale jednak inny, który wydawał się dorosnąć przy Ann, co mnie napawało optymizmem, że swoje młodzieńcze wybryki ma już za sobą.

- Chodź, wejdziemy do środka. - oznajmił, wstając i obejmując się ramionami. - Masz rację, jest mi cholernie zimno.

***

Nie rozmawialiśmy dopóki nie stanęliśmy na korytarzu prowadzącym do naszych drzwi. Wellinger chciał odejść, ale go zatrzymałam:

- Możesz nie mówić Ann? O tym moim małym załamaniu. - poprosiłam, modląc się w duchu o twierdząca odpowiedź. Sama chciałam jej powiedzieć o tym. W końcu opowiedzieć całą historię.

- Jasne. - zgodził się, chociaż zmarszczył brwi na słowo „małe".

Bez żadnego pożegnania zniknął za drzwiami swojego pokoju, pozostawiając mnie samą. Przejrzałam się w lustrze, sprawdzając, czy moje oczy nie są już tak opuchnięte od płaczu. Gdy się upewniłam, że wyglądam całkowicie normalnie, wróciłam do swojego pokoju.

Przywitała mnie zmartwiona przyjaciółka, której odpowiedziałam zdawkowo, że musiałam zajrzeć do Wanka, który potrzebował mojej porady. Tak, to kolejna pierdoła. Tak, myślę, że wyjeżdżamy za pół godziny. Nie, nie widziałam Andiego.

Nie umknęło mojej uwadze pełne zawodu spojrzenie Ann na moją odpowiedź na ostatnie pytanie. Zapewne w jej głowie kłębiły się pytania na temat Wellingera, ale nie zamierzałam jej na razie informować, że jej chłopak ratował mnie przed całkowitą rozpaczą. Nie wiedziałam jeszcze, co tamto wydarzenie będzie znaczyło.

A będzie znaczyło wiele.

____________________________
Ręka do góry, kto się tego spodziewał. Bo na pewno nie ja. Niedawno napisała do mnie jedna osóbka na tt z pytaniem, czy będę kontynuować tego fanfika. Odpowiedziałam, że nie wiem, ale w mojej głowie bardziej przeważało NIE.
And here we are...
Nie ukrywam, że spory wkład w ten rozdział miała dzisiejsza wygrana Wellingera aka nowego mistrza olimpijskiego na skoczni normalnej! Nie podobał mi się konkurs [czyt. loteria], w którym wygrał, ale nie można powiedzieć, ze niezasłużone zwycięstwo. Także gratki Andi!
A co do opowiadania... Jest szansa, że do niego wrócę (?)

Zobaczymy...

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Feb 10, 2018 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

angel || andreas wellingerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz