Mój ojciec jest mistrzem podejmowania szybkich i zupełnie nieprzemyślanych decyzji. Począwszy od przeprowadzki, aż do przyjęcia Jungkooka pod nasz dach. Ale czego innego mogłem się spodziewać po facecie, który troszczy się o wszystko, co się rusza, z wyjątkiem własnego syna? Wielu moich kolegów (w tym Daehyun) mówiło, że chcieliby mieć takiego tatę, ale ja wolałbym każdego innego, niż mojego "cudownego" ojczulka "o wspaniałym sercu".
Wystarczy podać przykład, że gdy któryś z moich starych znajomych zasiadywał się u mnie do wieczora, mój kochany tatuś zamiast dawać im dyskretne lub mniej dyskretne sygnały, że powinni już pójść, pytał się ich, czy wolą spać na łóżku, czy na materacu. Ja nie miałem oczywiście nic do gadania i jeżeli nasz gość stanowczo nie odmówił nocowania w naszym domu, kończyło się to dla mnie nocą przespaną na podłodze. Nie było to przyjemne dla moich pleców.
W tym przypadku też nie mogłem się spodziewać niczego innego. Ale tym razem nie zamierzałem dopuścić, żeby Jungkook choć przekroczył próg naszego domu. Po prostu nie. To mogłoby się skończyć różnie, zarówno dla mnie, jak i dla niego. Na szczęście widziałem sporą szansę w tym, że, gdy on się obudzi, wciąż nie będzie za mną przepadał. Są przecież inne sposoby na zdobycie serca... to znaczy... sympatii innych ludzi.Zwłaszcza, że nawet nie wiedziałem, czy on w ogóle będzie zdolny do czegokolwiek. Musiałem iść dzisiaj do szpitala, z ojcem, czy bez i dowiedzieć się, co z nim.
****
- Proszę pana, nie jest dobrze - były to pierwsze słowa, które usłyszałem po przyjściu około trzeciej po południu do szpitala. Doktor zaprowadził mnie i ojca do łóżka, na którym leżał Jungkook. - Robimy, co możemy, ale pacjent słabnie z każdym dniem. Teraz szansa na poprawienie się jego stanu istnieje tylko, jeśli się wybudzi. Jeżeli nie, nie ma jej praktycznie wcale.
Przygryzłem wargi i pokręciłem głową. To się nie może tak skończyć. Byłem bezsilny. Jungkook, co ty, do cholery, chciałeś przez to osiągnąć? Jeżeli wiedziałeś, co ja będę przez ciebie czuł, to faktycznie musiałeś mnie nienawidzić. Ty sobie odpłyniesz, a ja tu będę rozpaczał. Kawał dziada z ciebie, tyle ci powiem.
Poczułem czyjąś rękę na ramieniu. No, jasne.
- Wiesz, ja... muszę coś załatwić - powiedział cicho mój tata. - Wyjdę na chwilę.
Pokiwałem głową. Gdy wyszedł z sali, usiadłem na krześle obok łóżka Jungkooka. Łzy zaczęły mi się zbierać pod powiekami mimo mojej woli. Otarłem je, ale nie wiele to dało. Nie chciałem płakać. Nie teraz.Spojrzałem na twarz nieprzytomnego chłopaka. Wyglądał, jakby spał. Śpiące dziecko - przeszło mi przez głowę. I coś w tym było. Jungkook faktycznie wyglądał, jak słodki, śpiący niemowlak, którego chciałoby się przytulić i chronić przed całym złem świata. Oddychał równomiernie, komputer nad wezgłowiem łóżka pikał w rytmie jego słabego serca.
Odruchowo chwyciłem go za rękę. Chciałem go wesprzeć, pomóc, dodać mu sił. Ścisnąłem ją mocno i oparłem na niej głowę. Miał taką miękką dłoń... Nie chciałbym jej już nigdy wypuścić. Nie chciałbym go stracić. Nie... nie... nie... Jungkook, trzymaj się, nie opuszczaj mnie. Nigdy nic nas nie łączyło, ale proszę, żyj...
Nie powstrzymywałem dłużej łez. Chłopaki też płaczą. A do mnie wreszcie dotarło, że nie wyobrażam sobie życia bez niego, mimo że on nic nie robił w tym celu. Obudziło się we mnie kolejne dziwne uczucie. Chciałem się nim zaopiekować, chciałem się o niego troszczyć. Ale nie mogłem. Tą walkę musiał wygrać sam.
Jego ręka była już całkiem mokra od moich łez, kiedy wrócił mój ojciec. Spłoszyłem się, nie chciałem, żeby mnie zastał rozklejonego z ręką Jungkooka w swojej, ale on niestety chyba to widział. Jednak nie dał nic po sobie poznać.
- Chodź, Jimin. Wysiadywanie tu nic mu nie pomoże.
- Skąd wiesz?
On tylko westchnął. Mój idealny pod każdym względem ojciec. Śmieszne.****
Do domu wróciłem sam. Wcześniej wykręciłem się, że muszę coś załatwić, ale tak naprawdę poszedłem okrężną drogą do parku obok naszego domu i usiadłem na ławce. Byłem zmęczony tym wszystkim. Chciałem zapewnienia, że Jungkook wyzdrowieje i nic groźnego mu się nie stanie, niestety wszystko wskazywało na inne zakończenie. Ojciec powiedział, że ludzie w śpiączce słyszą wiele. Czy on słyszał, jak nad nim płakałem? Miałem nadzieję, że nie.****
Przez następny tydzień codziennie odwiedzałem Jungkooka w szpitalu i siedziałem przy nim chwilę, czasem rozmawiałem z lekarzem. Jego stan się nie poprawiał i nic nie wskazywało na to, żeby zdarzył się cud. Zacząłem powoli godzić się z myślą, że już nigdy nie zobaczę go żywego jak dawniej, chociaż wciąż było to dla mnie trudne. Raz, gdy było bardzo zimno na zewnątrz, zasiedziałem się w szpitalu do wieczora.W szkole często ktoś pytał mnie, co się dzieje z Jungkookiem, na takie pytania odpowiadałem zgodnie z prawdą, że jest w szpitalu. Milczałem tylko w sprawie tego, jak do tego doszło, zwykle posługując się wypadkiem.
Pewnego dnia zamierzałem, jak zwykle po szkole, posiedzieć chwilę u Jungkooka. Jednak, gdy wszedłem do gabinetu lekarza, ten spojrzał na mnie nieco żywiej, niż zwykle.
- Coś się stało? - Zapytałem. Może... może...
- Proszę pana, mam wieści. Mogą się one okazać zarówno złe, jak i dobre, w zależności od tego, co nastąpi w przyszłości. Puls pacjenta przyspieszył. Możemy to rozumieć w dwojaki sposób.Wbiegłem za lekarzem na salę. Czyżby... czyżby niemożliwe stało się możliwym?! Czy jest szansa, że Jungkook się wybudzi?! Dopadłem jego łóżka w ekspresowym tempie.
- Przyspieszenie pracy serca może świadczyć zarówno o niedalekim przebudzeniu się ze śpiączki, jak i o bliskiej śmierci pacjenta. - Lekarz mówił spokojnym tonem. Ze mnie zaś uleciała cała radość, którą czułem jeszcze kilkanaście sekund temu. O śmierci?! Czy to znaczy, że Jungkook jednak może nie przeżyć?!Przystawiłem sobie ustawione w kącie sali krzesło i usiadłem na nim. Musiałem zostać teraz przy Jungkooku tak długo jak to możliwe... W duchu błagałem, o to, aby końcem tego całego koszmaru była pierwsza wymieniona przez doktora sytuacja.
Jungkook nie dawał żadnych oznak życia. Ile to jeszcze potrwa? Byłem już zmęczony tym wszystkim. Po raz kolejny chwyciłem jego dłoń w moją. Stało się to moją rutyną. Nie mam pojęcia dlaczego, ale dodawało mi to jakiejś dziwnej siły. Gdy trzymałem go za rękę czułem się, jakbym utrzymywał w nim jego wątłe życie.
Jungkook
Wokół mnie panował dziwny szum. Czyżbym znajdował się pod wodą? Czułem się, jakby moje uszy były zatkane. Przed sobą widziałem tylko wszechogarniającą ciemność, a powietrze było gęste, tak gęste jak gąbka. Nie mogłem się poruszyć. Czy tak wygląda to niebo, o którym wszyscy mówią? W takim razie, gdzie moi rodzice? Jednak nie zginęli? A może to ja śnię na jawie? To niemożliwe. Przecież umarłem. To na pewno nie jest świat żywych. Ale dlaczego ja myślę? Czy dusze myślą? I skąd ta ciemność? Wcześniej jej nie było. Wcześniej nic nie było. W czarnym szumie czułem uderzenia mojego serca. Rytmiczne jak zegar. Zakręciło mi się w głowie. Jakim cudem zmarli mogą się czuć w taki sposób? A może ja jednak nie zginąłem? Szum nasilił się, a potem nagle zniknął. Razem z całym gąbczastym uczuciem.
CZYTASZ
Enemy | JiKook Fanfiction
Fanfiction''Jungkook, co ty chciałeś przez to osiągnąć? Jeżeli wiedziałeś, co ja będę przez ciebie czuł, to faktycznie musiałeś mnie nienawidzić.'' Pairing: JiKook Uwagi: Częściowo zmieniony charakter i wiek postaci. A/N: Kolejna przewidywalna opowieść zawier...