Rozdział 14

1.7K 189 37
                                    

  Ogarnęła mnie panika. Prawie nie mogłem się poruszyć ze strachu, ale też dlatego, że napastnik tak mocno mnie trzymał.

Muszę coś zrobić. Muszę.

  Wykręciłem się znienacka kopiąc mojego agresora w kolano. Kiedy tylko poczułem, że rozluźnił uścisk, wyrwałem się i pobiegłem w głąb domu nawet nie sprawdzając, kim był. Cholera. Co ja mam teraz robić?

  Wbiegłem do pokoju, w którym były wszystkie moje rzeczy. Czy schowanie się w szafie to dobry pomysł? Nie wiem czy dobry, ale na razie jedyny. Pan Park z Jiminem powinni tu być za kilka minut. Może uda mi się przetrwać do tego czasu, a później... No właśnie, co później? Jimin mnie uratuje? Czemu na to liczę?

  Usłyszałem kroki za drzwiami. W ulamku sekundy otworzyłem drzwi do szafy i wskoczyłem do środka, zatrzaskując je za sobą. Miałem nadzieję, że napastnik nie usłyszał huku, ale niestety. Po chwili przez szczelinę zobaczyłem, jak ktoś wchodzi do pokoju. Teraz wreszcie miałem okazję mu się przyjrzeć. Był przysadzisty i barczysty, jak to się mówi, kawał chłopa. Moja panika zamieniła się w przerażenie. On nie będzie się ze mną cackał. Musiałem szybko coś wymyślić, żeby grać na zwłokę przynajmniej do momentu, aż przyjadą po mnie. Nie obchodziło mnie już, czy to Jimin mnie uratuje, czy ktoś inny, wręcz zacząłem błagać go w myślach, żeby szybko przyjechali.

  Mężczyzna szukał czegoś po pokoju, zajrzał pod łóżko i do większości szafek, wyrzucając wszystko, co w nich było. Krzywiłem się tylko na to, wiedząc, że szafie na pewno nie odpuści i myśląc gorączkowo, jak by tu uciec, kiedy usłyszałem brzęk rozbijanego szkła i okrzyk:
- Kuźwa!

  Wyjrzałem przez szparę i zobaczyłem coś, co natychmiast sprawiło, że miałem ochotę wyskoczyć z szafy i zabić tego człowieka.

Na podłodze leżał stłuczony wazon mojej mamy. Zostawiła mi go, kiedy się wyprowadzali. Ja z niego nie korzystałem, ale czasem przypominał mi o rodzicach, a teraz był praktycznie jedynym śladem po nich w tym domu. Był. Ten pojeb go rozbił. On. Go. Rozbił.

Nawet nie zauważyłem, kiedy wyskoczyłem z szafy i rzuciłem się na niego od tyłu, oplatając mu szyję rękami. Miałem ochotę gryźć, kopać, pobić go nawet śmiertelnie. On jednak szybko się wyplątał z moich ramion. Odepchnął mnie, tak że upadłem na plecy. Przez chwilę nie byłem w stanie się podnieść. Stanął nade mną i kopnął mnie w bok. Zwinąłem się z bólu.
- Kochasiu, nie ze mną takie numery - wycedził. - Gdybym nie chciał cię w całości, byłbyś już martwy.

  Nagle zrozumiałem, kim on jest. To jeden z moich porywaczy! Chyba ten, który nie prowadził wtedy samochodu. A ja głupi myślałem, że rozpłynęli się w eterze...
  Adrenalina jeszcze we mnie nie opadła. Zignorowałem słabnący już ból i podniosłem się chwiejnie.
- Gdzie jest ten drugi? - Spytałem. To mój dom i moje zasady. Nie będzie mi się tu jakiś przygłup panoszył! - Gadaj, kurwa!

Zaśmiał się tylko.
- Odważny z ciebie dzieciak. Ale to nic nie da... Wiesz chyba, że może się to wszystko odbyć bez bicia? Jeśli grzecznie pójdziesz za mną...

Nie dałem mu skończyć. Skoczyłem na niego, nogą kopiąc go w krocze, a pięścią z całej siły uderzając w twarz. W tym ciosie zawarłem cały mój strach spowodowany porwaniem, nienawiść do Jimina, ból po rodzicach i jeszcze kilka innych emocji, które nie dawały mi spokoju. I wreszcie coś mi się w życiu udało. Przeciwnik przetoczył się po podłodze. Uciekłem z pokoju, nawet nie patrząc, czy wstał.

  Pobiegłem do kuchni. Leżały tam w szufladzie jakieś stare patelnie. Znalazłem jedną szczególnie wielką i płaską, następnie wróciłem na palcach pod drzwi mojego pokoju i zaczaiłem się pod nimi. Nie musiałem czekać długo. Po chwili usłyszałem szybkie kroki z wnętrza. Kiedy tylko drzwi się otworzyły z całej siły uderzyłem kawałem metalu w wychodzącą z nich osobę. Odgłos uderzenia oznajmił mi, że trafiłem.
- Nie będziesz mi się tu panoszył! - Wykrzyczałem usatysfakcjonowany.

Enemy | JiKook FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz