Rozdział 15

1.5K 158 18
                                    

Jungkook

Kocham cię, Jungkook. Te słowa odbijały się echem w mojej głowie. Kocham cię... Kocham cię... Jungkook...
  Coś we mnie pękło. Nie wiem, jakaś żyła, czy kość, czy może jakieś naczynia krwionośne w mózgu, naprawdę nie wiem. Ale fakt był taki, że nie mogłem się ruszyć. Naprawdę nie mogłem. I nie przewidywałem, że coś takiego może zdarzyć się naprawdę, bo dotychczas widywałem takie sytuacje tylko w filmach.
 
  Kocham cię, Jungkook... Czemu on to powiedział? Czy to jakieś paraliżujące zaklęcie? Czy on chce mi zrobić krzywdę?

Kocham cię, Jungkook... Nie pamiętam, żeby ktokolwiek w życiu tak się do mnie odezwał. Nawet moi rodzice. Czy to znaczy, że on kocha mnie bardziej niż oni? Co to w ogóle znaczy "kochać"? Czemu on to czuje wobec mnie? I czy... Czy ja to uczucie odwzajemniam?
- Jungkook, powiedz coś.

  Otrząsnąłem się.
- Co mam powiedzieć?
- No... No nie wiem, cokolwiek. Bo ja nie wiem, co ty sobie w tym momencie myślisz. Nakrzycz na mnie, albo uśmiechnij się, albo... no nie wiem, ale zrób coś, bo serio, zaraz zwariuję.

  Nie miałem pojęcia, co mu powiedzieć. W końcu nie co dzień ktoś wyznaje mi miłość.
- Jimin, chciałbym coś powiedzieć, ale nie wiem, co - "kurde, masło maślane" pomyślałem.
- To może idźmy już spać? Przemyślisz to sobie w spokoju...

  I od tego przemyślania w ogóle nie usnę. Bardzo śmieszne. A jutro chciałbym już pójść do szkoły, żeby nie mieć kolejnych zaległości.

  Czy ja to uczucie odwzajemniam? Wstyd mi było przed samym sobą, że nie potrafię bez namysłu odpowiedzieć "nie" na to pytanie. Kiedy tylko próbowałem, coś się we mnie burzyło. Czy ja kocham Jimina?

  W jednym momencie przeszły mi przez głowę wszystkie związane z nim wspomnienia. Jak wrył się do mojej ławki. Jak myśli o nim nie dawały mi spokoju. Jak wylądowałem na jego koledze i po cichu chciałem, żeby mi pomógł. Jak spał w szpitalu, trzymając mnie za rękę. Jak dowiedziałem się, że był przy mnie cały czas...

  Moim naturalnym odczuciem wobec nowo poznanych osób była obojętność, najwyżej podejrzliwość. Natomiast wobec niego od razu zareagowałem gwałtownie, od razu zaczął mnie irytować. Czy to znak? Chciałem przyznać, że nie chcę go kochać, ale nie potrafiłem. Znów czegoś nie potrafiłem. Znów przez niego.

  Poczułem, jak spada na mnie coś miękkiego. Drgnąłem przestraszony.
- Masz, owiń się tym kocem, skoro nie zamierzasz się stąd w ogóle ruszać - usłyszałem stłumiony głos dobiegający z łóżka.
Podniosłem się z podłogi.
- Już sobie idę.

  Nagle przypomniałem sobie o tym, jak łatwo dostać się z ulicy przez okno do mojego pokoju i odechciało mi się wracać.
- Nie masz jakiegoś materaca, czy czegoś?
- Mam - usłyszałem. - Ale nie będę teraz wychodził spod kołdry.
- A gdzie on jest?
- W szafie. Zamkniętej na klucz.
- Masz ten klucz?
- Nie. Jest w przedpokoju.
- Co za...
- Cicho bądź. Jak ci zimno, właź tutaj - przesunął się na skraj łóżka, zostawiając sporo wolnego miejsca z drugiej strony.
- Wiesz, nie sądzę..
- Albo tu włazisz, albo wynocha do swojego pokoju. Chcę się dziś choć trochę wyspać.

Podszedłem do łóżka. Jak tu leżeć, nie stykając się z nim ciałem?
- A co będzie, jak twoi rodzice tu przyjdą? Nie pomyślą sobie... no wiesz...?
- Nie przychodzą tutaj rano. Ja zwykle wstaję pierwszy.

Enemy | JiKook FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz