Rozdział 5

2.1K 208 10
                                    

                              Jimin

Jung Daehyun był moim dwa lata starszym "przyjacielem od przedszkola".
No, dobra, nie chodziłem do przedszkola i on chyba też nie, ale znaliśmy się od tak dawna, że można tak powiedzieć.
Szczerze, to już nawet nie pamiętam, jak się poznaliśmy. Pewnie w jakiejś głupiej sytuacji typu utknięcie przeze mnie w śmietniku, czy coś takiego. No, ale mniejsza z tym.

Kiedy się przeprowadzaliśmy, obiecałem Daehyunowi, że będę mu dawał znać o wszystkim, co mi się przytrafi, bo nie powinno się nagle, z powodu głupiej przeprowadzki zrywać kilkunastoletniego kontaktu, prawda? Przynajmniej on tak twierdzi, bo mi jest wszystko jedno. Nawet, gdybym mu tego nie obiecał, i tak by do mnie wydzwaniał. A ja do niego.
Ale zupełnie nie przewidywałem, że coś, co mnie tutaj spotka, zajmie mnie na tyle, żebym o nim zapomniał. A jednak tak wyszło. I było to coś o czym po raz pierwszy w życiu nie chciałem za bardzo rozmawiać z Dae. Wierzcie mi lub nie, ale taka sytuacja była dla mnie zupełnie nowa.
A teraz on miał przyjechać do mnie. Cieszyłem się z tego, ale nie do końca, chociaż sam przed sobą wstydziłem się do tego przyznać.

Jungkook

Przed oczami majaczyły mi jakieś światła, cienie, postacie, budynki...
Czułem się, jakbym leżał w dusznej, czarnej otchłani, która powoli mnie przygniatała. Moja klaustrofobia dawała o sobie znać. Z tyłu mojej czaszki pulsował ból, a do uszu docierały jakieś ludzkie głosy i szumy...

Otworzyłem oczy, światło było jednak tak oślepiające, że musiałem z powrotem je zamknąć. Po chwili trochę oprzytomniałem, a dźwięki wyostrzyły się. Zdałem sobie sprawę, że leżę na tylnych siedzeniach samochodu. Do moich uszu docierała rozmowa dwóch mężczyzn. Jeden z nich na pewno prowadził.

Dokładnie, gdy usiłowałem zrozumieć, o czym rozmawiają, moją głowę nawiedziło pytanie, od którego natychmiast ogarnęła mnie panika.

Co ja tu robię?

Dlaczego jadę w aucie z tymi kolesiami, zamiast wracać do bazy?

I dlaczego straciłem przytomność?!

Boże.
Ratuj.

Nie miałem pojęcia, co robić. W głowie miałem mętlik, przez który ciężko się było przebić jakiejkolwiek logicznej myśli, więc jedyne, co robiłem, to starałem się za wszelką cenę nie poruszyć. Uspokój się - powtarzałem sobie w głowie, ale niewiele to dawało. Usiłowałem skupić się na rozmowie moich porywaczy. Jednak to tylko pogorszyło sytuację.

- Ej, a co zrobimy z tym cholernym kurierem? - Usłyszałem głos jednego z nich. Jezu.
- Nie wiem, szef kazał go dostarczyć pod tą starą ruderę - odpowiedział drugi, chyba kierowca...
- I tam teraz jedziemy?
- Jesteś głupi jak pantofel twojej starej. Po co mielibyśmy oddawać szefowi takie łatwe źródło zysków? Powiemy mu, że dzieciak wypadł nam gdzieś po drodze i że prawdopodobnie już nie żyje.
- A z nim co się stanie?
- No jak to co?! Sprzedamy go jakiemuś garniaczkowi za grube hajsy.

Poczułem na sobie wzrok obydwu facetów. Zamarłem.
- Ale, nie powiem, fajny...

Wydawało mi się, że to jakiś sen. Takie rzeczy przecież nie zdarzają się naprawdę! Chciałem się wybudzić, ale to niestety było niemożliwe. Z tego, co teraz usłyszałem, wynikało, że ci dwaj faceci chcą mnie gdzieś wywieźć i sprzedać. Co. Ja. Mam. Robić?! Miałem ochotę krzyczeć, wrzeszczeć, rzucać się, uciekać, ale nie mogłem, kurwa, nie mogłem.
Spróbowałem poruszyć rękami. Na szczęście nie byłem związany, ani nic w tym stylu. Gdybym chociaż mógł otworzyć oczy i sprawdzić, czy mnie obserwują...

Enemy | JiKook FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz