Rozdział V

789 57 155
                                    

Lana - znaczy pechowa

Od kucania cała zdrętwiałam. W dodatku było brudno. I przez chwilę miałam wrażenie, że coś przebiegło mi obok stopy! Nowojorskie zaułki to zło! Czyste zło!

Ok, to słowem wstępu. Od jakiegoś czasu zauważono wzmożoną aktywność potworów. Dzięki obserwacjom, wiemy, że beztrosko poruszają się po mieście i wyrządzają wiele szkód. To wygląda, jakby się po prostu rozpieściły. Za dużo sobie pozwalają. Terroryzują Nowy Jork niczym w kreskówkach o potworach. Zeus oczywiście od razu wpadł na rozwiązanie. „To wina Hadesa!" Oczywiście. Całe zło na świecie i podatki to wina Hadesa. No ludzie. Dajcie mu spokój. Całymi dniami siedzi pod ziemią, użera się z trupami i jeszcze za wszystko obrywa. Nie uwierzyłam w jego winę i sama zaczęłam się zastanawiać, co może się kryć za dziwnym zachowaniem potworów. Zgłosiłam się i udało się. Dostałam swoją pierwszą, dorosłą, poważną, samodzielną misję. Od trzech dni tropię i śledzę potwory. W razie zagrożenia, eliminuję. Ale raczej staram się pozostać w ukryciu. Udaje mi się to dzięki Mgle. Musiałam też kupić sobie nowe ubrania, by choć na trochę mieć inny zapach.

Od rana łaziłam za Chimerą i stwierdziłam, że zwierzę to jest kompletnie głupie! Raz uciekła na widok zmieniających się świateł, innym razem wybiegła na środek skrzyżowania i skuliła się przestraszona. Dwa razy wąchała psy. Ludzie niczego nie zauważyli, ale wydaje mi się, że te biedne psiaki widziały potwora. W każdym razie, musiałam śledzić to durne stworzenie i póki co, udawało mi się przeżyć.

Siedziałam właśnie schowana w brudnym zaułku za śmietnikiem, bo Chimera... spała. Serio?

Westchnęłam i spuściłam głowę. Kiedy myślałam o samodzielnej misji, wyobrażałam sobie wybuchy, emocje, walkę, ogień i adrenalinę. Jak w filmach akcji.

Ten gorzki smak rozczarowania...

Wyjęłam z plecaka pamiętnik, by zapisać swoje obserwacje i luźne myśli. Wygrzebałam też lusterko, by zobaczyć, czy wyglądałam tak tragicznie, jak mi się wydawało. Było w miarę. Pojedyncze pasemka opadały mi na twarz, więc poprawiłam koka i założyłam na głowę kaptur. Przetarłam skórę mokrą chusteczką. Miałam tylko jedno zadrapanie na skroni. Długa, siwa bluza i jeansy też były czyste. Dawałam radę. Tylko na wewnętrznej stronie łokcia, u prawej ręki miałam wielkiego, okrągłego, fioletowego siniaka z małą kropeczką na środku. Musiało mnie coś ugryźć albo się gdzieś uderzyłam. Wzięłam tabletkę i spojrzałam w górę. Niebo było czyste i bezchmurne. Musiało być coś koło południa, a mi się chciało spać. Bardzo.

Chimera leżała skulona w kącie. Odwróciłam wzrok, gdyż była ohydna. Objęłam kolana ramionami i oparłam na nich głowę.

„Chyba się nic nie stanie, jak się zdrzemnę... Menel style."

Poczułam na twarzy gorący podmuch powietrza. Gorący i nieświeży. Powoli i niepewnie uchyliłam powieki. Kiedy tylko ostrość widzenia mi się wyostrzyła, wytrzeszczyłam oczy i momentalnie wstrzymałam oddech. Kilka centymetrów dzieliło mnie od wielkiej paszczy potwora. Ślepia Chimery wpatrywały się we mnie z zaciekawieniem. W ręku trzymałam sztylet. Ściskałam go tak mocno, że aż zbielały mi kłykcie. Dopóki Mgła działała, a ja nie oddychałam, było ok. Problem polegał na tym, że oddychać musiałam. Czułam, że jestem cała czerwona. W chwili, gdy miałam zaczerpnąć powietrza, Chimera odwróciła pysk i odsunęła się. Potwór niczym kot, otarł się o ceglaną ścianę budynku. Wzięłam szybki wdech. Nie wiedziałam, czy to już ten moment, w którym powinnam zabić potwora. Sytuacja zagrożenia życia, póki co, minęła. Nie było powodu, by atakować. Opierając się o ścianę budynku, wstałam i momentalnie poczułam niedowład nóg. Syknęłam cicho i zaczęłam rozmasowywać uda i łydki.

Pamiętnik Heroski IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz