Rozdział X

863 45 233
                                    

Goodbye, my Angel...

Przybyliśmy na miejsce. Central Park zamienił się w prawdziwe pole bitwy. Wszędzie byli obozowicze, zaciekle walczący z potworami. Z daleka już widać było dym, a do uszu dochodził ryk bestii. Cody, Danny i ja w ogóle nie byliśmy przygotowani. Nie mieliśmy zbroi, jedynie broń.

- Danny!

- Dobrze, że jesteś!

- Tu są ranni! Musisz im pomóc!

Staliśmy i wielkimi oczami wpatrywaliśmy się w pobojowisko. Herosi wołali Danny'ego. Jego marzenie się spełniło. Został bohaterem, na którego widok, ludziom powracała nadzieja. Dzięki silnej woli i determinacji stał się naprawdę niesamowity. Wiele razy widziałam go w akcji, nie tylko na treningach i muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem. Danny miał też dar. Jego rany goiły się szybciej niż innym. Było to bardzo pomocne w walce. Percy w tym celu używał wody. Danny nie potrzebował niczego. Umiał pomagać innym.

- Lana! Cody! Chodźcie tu!

Rozdzieliliśmy się. Zamieniłam swoją spinkę w miecz i z determinacją ruszyłam przed siebie. Nie wahałam się. Dokładnie wiedziałam co robię. Dużo trenowałam i byłam silna.

Zewsząd dobiegały mnie odgłosy walki, zgrzyt spiżu, ryki potworów i krzyki półbogów. Byłam jak w transie. Atakowałam automatycznie. Bez zastanowienia.

Nagle niebo przecięła błyskawica i po chwili rozległ się głośny grzmot. Uśmiechnęłam się zadowolona. To dodało mi siły i energii. Czułam, jak wszystko wokół promieniuje.

Walczyłam z Minotaurem. Potwór był szalony. W jego oczach była tylko i wyłącznie żądza mordu. Był całkowicie zaślepiony zapachem krwi. Potwór rozpędził się na mnie. W ostatniej chwili zrobiłam unik, a kiedy Minotaur mnie minął, wskoczyłam mu na plecy niczym małpka i wbiłam miecz prosto w owłosiony kark. Potwór zawył, a ja zwinnie zeskoczyłam. Wylądowałam na ziemi z lekkim poślizgiem, w momencie kiedy Minotaur zamienił się w proch, a niebo przecięła kolejna błyskawica. Zjawiskowe zwycięstwo.

- Dobra robota, Lana! - krzyknął ktoś z boku

Uśmiechnęłam się triumfalnie i wstałam z ziemi. Wiatr rozwiał mi włosy. Rozejrzałam się, by ocenić sytuację. Wokół Cody'ego unosiła się w powietrzu czarna mgła, która sunęła w kierunku potworów. Przerażała je. Nic dziwnego. Pochodziła z samego Podziemia. Jej działanie było bardzo przydatne. Oddech Tartaru przypominał potworom gdzie jest ich miejsce. Chłopak przyzwał też armię duchów. Wyglądały upiornie i choć nie wiedziałam, jak to możliwe, walczyły i swoimi niematerialnymi mieczami raniły potwory. Wolałam jednak w to nie wnikać.

Percy i Annabeth wspólnie walczyli z Hydrą. Miałam ochotę im pomóc, gdyż z całego serca nienawidziłam tego stworzenia, ale para najwidoczniej dobrze się bawiła. Ich pojedynek z boku wyglądał jak taniec. Mieli bardzo zsynchronizowane ruchy. Nic dziwnego, to nie był pierwszy raz, gdy walczyli ramię w ramię. Chłopak posługiwał się wodą ze stawu i za każdym razem, kiedy potwór chciał zionąć ogniem, Percy go oblewał.

Dzieci Wielkiej Trójki dawały niezły popis. Nico w sumie siedział w Podziemiu i podejrzewałam, że nie uczestniczy w bitwie. Thalia była obecnie w Azji i miałam nadzieję, że Jake'a też tu nie ma. Tak, czy siak, my dawaliśmy radę.

Danny kończył właśnie uzdrawianie rannych i też rzucił się na bestie. Słyszałam bojowe okrzyki dzieci Aresa. Niebo co rusz przecinały strzały dzieci Apollina, a wszelkie rośliny, będące pod władzą dzieci Demeter, oplątywały potwory i uniemożliwiały im poruszanie się.

Percy miał rację. Potworów było znacznie więcej niż nas, ale wciąż mieliśmy duże szanse.

Spojrzałam zdecydowanie przed siebie. Nie bałam się. Wręcz czułam się bardzo pewnie.

Pamiętnik Heroski IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz