Kolejny dzień zaczął się tak samo, jak poprzedni. Wszyscy widzieli w moim życiu monotonie, ale ja uważałam to za po prostu poukładane życie z zasadami. Było mi dobrze, tak jak było. Od zawsze byłam ułożona, tak mnie wychowano. Choć czasem jak patrzę na moja rodzinę, wydaje mi się, że tych genów akurat po nich nie odziedziczyłam. W końcu każdy ma coś w sobie, czego nie ma nikt inny, prawda?
Wstałam z łóżka i natychmiast zarzuciłam na siebie szlafrok. Weszłam do swojej małej łazienki i zrzuciłam koszulkę, w której spałam, by wziąć szybki prysznic. Chwyciłam swój truskawkowy żel i wmasowałam go w skórę, następnie spłukałam pianę z ciała i włosów. Otuliłam ciało ręcznikiem po rozsunięciu drzwi kabiny, otarłam się nim i zawiązałam na głowie, by woda z włosów w niego wsiąkła. Umyłam zęby, nałożyłam bazę pod makijaż na twarz i zaczęłam go robić. Nie malowałam się mocno. Tuszowałam tylko rzęsy, czasem przyciemniałam brwi.
Z suchymi już włosami zeszłam na dół, będąc pewną, że nikt nie zrobił śniadania. Oczywiście moje podejrzenie okazało się prawdziwe i jako, że nie miałam już czasu by zrobić coś naprawdę wymagającego zaangażowania, sięgnęłam po jakąś drożdżówkę z wczoraj i smakowałam ją, na przemian popijając sokiem pomarańczowym. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał już za 15 ósmą.
- Juliet! Mam cię podwieźć do szkoły?
Oto mój tata. Wiecznie zabiegany, nigdy nie pamięta o tym, że codziennie mnie podwozi. Ma po drodze, gdy jedzie do pracy. Jest prawnikiem, w sumie razem z mamą pracują w sądzie. Nigdy nie mieliśmy dla siebie zbyt dużo czasu. Jedynym dniem tygodnia jest niedziela, gdy jemy razem obiad. Na tygodniu muszę sobie coś zamawiać, robić sama, bądź ogrzewać z dnia poprzedniego. Ale nie ważne. Nie mam czasu na rozmyślanie o tym, co by było gdyby było inaczej. Nie gdybam, nigdy.
- Tak, tato. - wzdycham, jak codzień i idę do wyjścia, przewieszając skórzaną, czarną torbę przez ramię.
Nakładam conversy i naciągam na siebie ciemny sweter. Jestem dziś ubrana wyjątkowo elegancko. Włosy związałam w ciasnego koka, nałożyłam czarną, kloszowaną spódnicę a do tego delikatnie błękitną bluzkę w kroju koszuli. Miałam dzisiaj spotkanie z gubernatorem stanu, w którym mieszkam, stanu Waszyngton. Pan Christian Gregoire był przemiłym i bardzo otwartym mężczyzną. Wiele razy rozmawiałam z nim o udoskonalaniu naszego miasta i społeczeństwa. Seattle było dość dużym miastem i trzeba było dbać o jego rozwój. Pan Gregoire miał pod opieką cały stan, ale chętnie zajmował się poszczególnymi miastami. Wezwał mnie do siebie po raz pierwszy. Byłam naprawdę ciekawa o co chodzi.
- Powodzenia na spotkaniu. - nawet nie zauważyłam, kiedy tata zaparkował pod szkołą.
- Dziękuję, tato. Do zobaczenia. - posłał mi ciepły uśmiech i dał kilka banknotów, by nie umrzeć z głodu tego dnia.
Minęłam mury mojej szkoły, którą za kilka tygodni i tak już kończę. Będzie mi jej brakowało, bo to tutaj tak naprawdę dojrzałam i wszystkiego się nauczyłam. Dostałam tutaj tytuł "Pani perfekcyjnej". Byłam znana z tego, że udzielałam się społecznie, organizowałam różne eventy, no bo miałam wybicie - moi rodzice. Miałam pieniądze i możliwości, bo moi rodzice mieli kontakty. Przecież to nie była cholerna prawda. Sama wszystko osiągnęłam. Nie włożyłam w to ani grosza, poza tym.. Ja po prostu taka jestem. Lubię mieć wszystko pod kontrolą i wiedzieć, że plan wypali. Dobry plan, to podstawa sukcesu.
W sumie dawno przestałam się przejmować opiniami na mój temat. Na początku mnie to bolało, bo wszyscy się ode mnie odsunęli. Krzątanie się po kątach w szkole, stawało się uciążliwe, do dnia w którym nie poznałam Kate i Nathana. Są moimi jedynymi przyjaciółmi. Zmienili moje życie o 180 stopni i codziennie w duchu dziękowałam Bogu, że ich mam. Gdyby nie oni, nie wiem jaką osobą dziś bym była.
CZYTASZ
Perfection || jb ✔
FanfictionJustin: I never wanted to be perfect. Juliet: I always wanted to be perfect. Czy kiedykolwiek słyszałaś o Justinie Bieberze? Ona tak. Nie cierpiała go, jak całej reszty rozpuszczonych piosenkarzy. Broniła się rękami i nogami przed takim typem facetó...