Szczerze? Nie miałem pojęcia, dlaczego moje stopy niemal od razu powędrowały w czarne supry i zaniosły mnie wprost do windy. Zjechałem na sam dół, naciągając kaptur na głowę. Nikt nie mógł mnie przecież poznać, to byłoby tragiczne. Scooter by mnie zabił, to po pierwsze, zresztą ani trochę nie miałem ochoty na to, by rozdawać kolejną serię autografów, albo na pozowanie do zdjęć. Wszyscy myślą, że to jest takie cudowne i nie ma prawa się znudzić? Otóż nie. Z drugiej strony nie można tego odbierać w ten sposób, że ja nie cenię moich fanów. Uwielbiam ich i dzięki ich istnieniu, istnieję też ja.
Musiałem wezwać taksówkę. Na Boga, nie pamiętam kiedy ostatnio używałem tego środka transportu. Nie mogłem poprosić mojego szofera, by mnie zawiózł, zresztą uznałem, że ta noc będzie taka, jakbym był zwykłym nastolatkiem, bo tak naprawdę moja młodość została mi wydarta. Prościej będzie powiedzieć, że tak naprawdę jej nie miałem, nie licząc pojedynczych spotkań czy weekendów. Cóż, musiałem się liczyć z konsekwencjami, coś za coś.
Wyszedłem z hotelu, czując w nozdrzach ostre powietrze. Skręciłem w lewo, patrząc na mój GPS na telefonie. Nieopodal zauważyłem taksówkę stojącą na poboczu i podszedłem zgrabnie. Otworzyłem drzwi, wsiadłem do żółtego auta, czując się nieswojo.
- Do Central Parku, proszę.
- Się robi. - odparł krótko i chyba sarkastycznie kierowca. Miałem świadomość, że ma dość. Dochodziła pierwsza w nocy.
Droga minęła dość szybko. Pewnie dlatego, że nie było ruchu, a na drodze widziałem tylko kilka aut. Minęliśmy ostatnie skrzyżowanie, gdy taksówka zjechała na pobocze, tuż obok muru, za którym był właśnie mój cel.
- Dziękuję. - powiedziałem podając mu stu dolarowy banknot.
Starszy mężczyzna spojrzał się na mnie, będąc całkowicie zaskoczonym, a ja posłałem mu tylko uśmiech. Nie miałem pojęcia czy mnie poznał, czy nie. To nie było w tym momencie najważniejsze. Wysiadłem z dużego, żółtego auta, obklejonego rożnymi naklejkami, które zawierały informacje na temat ceny za kilometr i takie tam, kierując się do wejścia. Powoli szedłem główną, brukową alejką, nie mając pojęcia, gdzie jest Juliet. Swoją drogą, miałem świadomość, że nie powinienem się spotykać. Ale wydawała się taka inna, taka zupełnie odrealniona. Nie była napaloną na mnie nastolatką i to chyba najbardziej mnie w niej kręciło, że nie miała fioła na moim punkcie. Z jednej strony mi to odpowiadało, a z drugiej smuciło. Mówią, że kobiety nie sposób zrozumieć, weź zrozum mężczyznę. Zaśmiałem się w duchu i poprawiłem kaptur.
- Ukrywasz się przed kimś?
Usłyszałem, na co natychmiast się odwróciłem. Ujrzałem ją w obcisłych, ciemnych jeansach, czarnych butach na niskim obcasie i granatowym, jesiennych płaszczyku. Wyglądała niesamowicie słodko, była niewiarygodnie szczupła. Długie, ciemne włosy zwisały jej wzdłuż ramion i pleców. Było ich naprawdę dużo. Uśmiechnąłem się w jej stronę i czekałem, aż się do mnie zbliży.
- Można tak powiedzieć. Jestem tu dzisiaj incognito.
- Uciekłeś? - rozszerzyła oczy, co było niesamowicie zabawne.
Przybrałem zawstydzoną minę, po czym również zaśmiałem się. Ruszyliśmy przed siebie, pokonując kolejne metry. Nie wiem dlaczego czas tak szybko mijał. Miałem wrażenie, że spacerujemy dopiero przez kilka minut, co w rzeczywistości było ponad godziną. Nie rozumiałem tego, ale to wszystko sprawiało, że czułem się naprawdę dobrze. Nie chciałem, by to kiedykolwiek się kończyło. Było mi dobrze, po raz pierwszy miałem wrażenie, że ktoś chce mnie słuchać, pomimo tego, że czułem jej dystans. Miała do mnie uprzedzenie i właśnie przez to nienawidziłem mediów. Nie cierpiałem tego, co robią z człowiekiem. Za jakie gówno go przedstawiają. To bolało mnie najbardziej.
CZYTASZ
Perfection || jb ✔
FanfictionJustin: I never wanted to be perfect. Juliet: I always wanted to be perfect. Czy kiedykolwiek słyszałaś o Justinie Bieberze? Ona tak. Nie cierpiała go, jak całej reszty rozpuszczonych piosenkarzy. Broniła się rękami i nogami przed takim typem facetó...