Nareszcie razem

3K 228 109
                                    

Następnego dnia Sherlock obudził się (cóż, więc jednak trochę spał), leżąc na mokrym prześcieradle.

Mmm... mam nadzieję, że już niedługo to łóżko będzie mokre nie po moich fantazyjnych snach o Johnie, ale po naszych wspólnych i calkowicie realnych działaniach... - zamruczał sam do siebie.

Po prysznicu, detektyw postanowił ogarnąć trochę mieszkanie na przyjazd nowego mieszkańca. Czas zleciał niedorzecznie szybko. Kiedy tylko usłyszał dzwonek do drzwi, zbiegł po schodach omal się na nich nie przewracając.

Mimo jego szczerych starań pani Hudson uprzedziła go o sekundę. Otworzyła drzwi, John uprzejmie się przedstawił, a Sherlock (lekko już zniecierpliwiony) podszedł do niego, przywitał się i natychmiast zaciągnął na górę. Chciał dokładniej oprowadzić przyszłego współlokatora, jednak Johnowi wystarczyło tylko szybkie spojrzenie na mieszkanie - następnie przeniósł wzrok na bruneta i powiedział "Wprowadzam się".

Sherlock chciał skoczyć pod sufit, jednak w tym momencie do salonu wszedł zdyszany inspektor (Gavin? Graham? G....?) Lestrade. Po zapoznaniu detektywa ze sprawą kolejnego samobójstwa - zabójstwa, zapytał tylko "Jedziesz?". Sherlock potwierdził, a kiedy policjant wyszedł, zapytał Johna czy pojedzie z nim. Zgodził się.

Cóż za doskonała pierwsza randka! - pomyślał brunet. - Najpierw rozwiążemy wspólnie zagadkę, a później zabiorę go na kolację, a potem... a potem będzie gorąco... - Na samą myśl uśmiechnął się w środku. Nie miał jednak pojęcia, że uśmiecha się nie tylko w środku.

Widząc jego uśmiech pani Hudson powiedziała:
- Nie powinieneś się uśmiechać, Sherlocku. Jedziesz na miejsce zbrodni...

On już jej nie słuchał - wybiegł z mieszkania, trzymając Johna za rękaw jego kurtki. Kiedy podjeżdżała do nich taksówka, blondyn odchrząknął znacząco i skierował wzrok z twarzy Sherlocka na jego rękę, a następnie z powrotem na twarz.

Detektyw speszył się lekko (i zaczerwienił...) i natychmiast puścił kurtkę doktora. Otworzył mu drzwi taksówki, a ten ze zdziwioną miną wsiadł do niej. Sherlock wsiadł zaraz za nim i zstrzasnął drzwi.

Kiedy pojawili się na miejscu, "przywitała" ich Donovan. Sherlock starał się ją ignorować, ale to jak zapytała o Johna już go przerosło:

- To twój przyjaciel? To ciekawe! Skąd go wytrzasnąłeś?! - i jeszcze to pytanie skierowane do samego doktora - Zapłacił ci??

Tego już było za dużo, więc jak tylko z budynku przed którym stali wyszedł Anderson, brunet odpłacił się Sally za jej komentarze.

- Ja nic nie sugeruję. Mówię tylko, że twoja żona, Anderson, wyjechała do matki, a Sally wpadła wczoraj do ciebie i najwyraźniej została trochę dłużej, żeby... umyć podłogi... - rzucił z uśmiechem patrząc na policjanta, a następnie na policjantkę. - A teraz, skoro twój dezodorant już wyparowwał, ja i John możemy wejść do środka.

W środku, kiedy już zbadał ciało "różowej dziennikarki" i wyrzucił z siebie wszystkie dedukcje, usłyszał z ust Johna (ah usta Johna... - już niedługo przypomni sobie ich smak) to jedno słowo: "Fantastycznie!" - ledwo się opanował przed rzuceniem się na blondyna i zatopieniem się w jego cudnych wargach.

Potem jednak pochłonęły go poszukiwania różowej walizki. Potem ta rozmowa z Johnem (już w ich wspólnym - wspólnym! - mieszkaniu) o starszym bracie Holmes.

Przeklęty Mycroft!!

Przy okazji czekania na mordercę, Sherlockowi udało się zaprosić Johna na kolację do "Angelo's". On sam nie był głodny (cóż za ironia - poszedł na kolację, choć nie był głodny!). Widok jedzącego doktora był tak słodki!

Spotkanie po latachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz