Rozdział II

121 13 0
                                    

 Yerin oparła się bokiem o futrynę drzwi i delikatnie zapukała. Po chwili drzwi otworzyła starsza kobieta. Miała na sobie czerwony sweter i czarną spódnicę w grochy, a jej blond włosy prześwitywały siwizną. Wraz z rozpoznaniem twarzy Yerin, na jej buzi zagościło zdziwienie.

- Yerin?!

- Dobry. - Uśmiechnęła się blado. - Zechce mnie p-pani przenocować? Nie...nie czuję się najlepiej i nie mam buta.

Kobieta westchnęła i wpuściła ją do środka. Podtrzymując ją na nogach, zaprowadziła Yerin do salonu i posadziła na kanapie.

- Co żeś narobiła tym razem? - Zdjęła z niej przemoczone ciuchy i owinęła miękkim, niebieskim kocem.

- Zabrałam to co moje. - Położyła się, zwijając w kłębek. - Co słychać u mojej mamy?

Kobieta spojrzała na nią z politowaniem i nie odpowiedziała.

- Marry...

- Tak?- Spojrzała na nią zbierając z podłogi mokre rzeczy.

- Wkopałam się w niezłe gówno.

- Przypominam ci, że w moim domu nie używa się takich słów. - Zaniosła rzeczy do łazienki i po chwili wróciła.

- Zaopiekujesz się mną?

- Pewnie złotko, ale powiedz co zrobiłaś. - Usiadła obok niej, a Yerin położyła głowę na jej kolanach. Marry jak zwykle pachniała toną perfum z pobliskiego sklepu, które miały maskować zapach papierosów, bo jak ona sama mówiła, nie paliła, nie pali i palić nie zamierza. Yerin wtuliła się w koc i splotła swoją dłoń z dłonią Marry.

- Wykołowałam Alex'a na 50,000$, ale to mi się należało. Wiesz, ile ja zrobiłam dla niego? Wykorzystywał moją piękną buźkę do swoich brudnych spraw i nawet mi skur....dziad nie płacił. Załatwiłam mu połowę jego obecnych klientów, bo jak oni z nimi rozmawiał, to często słyszał NIE, a ja mam ten urok, więc rozumiesz. Myślisz, że kto by kupował ten jego lewy towar, gdyby mnie nie było? - Yerin coraz bardziej zaczęła się nakręcać. - Gdy nie widziałam tych pieniędzy u siebie na koncie, to zaczęłam sprzedawać informacje. Rozumiesz? Klienci pytali się skąd to bierze, to ja za opłatą śpiewałam im jak słowik, no i sprzedawałam wszystko za jeszcze więcej, biorąc nadwyżkę do kieszeni. Ten tępak był na tyle głupi, by niczego nie zauważyć, ale ktoś mnie wkopał i ten ktoś teraz beknie.

- Więc co tu robisz, mając tyle pieniędzy na koncie? - Marry pogłaskała ją po włosach.

- Leżą na koncie i czekają na czarną godzinę, nigdy nic nie wiadomo. Wyganiasz mnie? - Podniosła się z jej kolan.

Kobieta pogładziła ją po policzku i uśmiechnęła się.

- No coś ty. Prześpij się złotko, a ja skończę sprzątać. - Wstała, a Yerin rozłożyła się na skórzanej kanapie. Gdy zasypiała, zegar wybił godzinę 23.

Junhoe siedział na podłodze oparty o sofę z laptopem na kolanach. Był wpatrzony w ekran jak w obrazek i nie reagował na wołanie Sohyun. Jej głos był oddalony od niego o kilometry. Sohyun będąc coraz bardziej zirytowana, zamknęła laptopa i krzyżując ręce na piersi, usiadła na skraju stołu.

- Ty już całkiem ogłuchłeś?

- Pracuję jakbyś nie zauważyła. Za niedługo wychodzę i muszę to skończyć, a wczoraj nie było kiedy. - Otworzył ponownie laptopa.

- Czemu przesunąłeś spotkanie z organizatorem wesela? - Spytała opanowując emocje. - Czemu nic mi nie powiedziałeś?

Nie wychylając głowy zza laptopa, odpowiedział:

Tell me honeyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz