Rozdział 4

26 1 0
                                    

Otwierając oczy oślepiło mnie białe światło. Gdy przyzwyczaiłam się, rozejrzałam się po pokoju. Cały biały... Chciałam wstać, ale byłam przypięta do łóżka, paskami (szczęście -_-). Zaczęłam się wiercić próbując oderwać pasy, albo je rozluźnić. Po chwili wszedł wysoki mężczyzna, ubrany w garnitur. Popatrzył na mnie swoimi brązowymi oczami. Po chwili tak gapienia się na mnie powiedział:

 -Szukaliśmy cię... Lilith

 -Mam się z tego powodu cieszyć?- zapytałam lodowatym głosem

 -Może tak, może nie...-wyciągnął jakąś odznakę- Jestem z SCP, chcę wiedzieć gdzie mieszkacie

 -Ta i myślisz, że wam powiem?- zapytałam z kpiną

 -Jeżeli nie powiesz po dobroci, będziemy musieli użyć siły

 -A używajcie sobie ile chcecie. Nic nie powiem!- warknęłam i splunęłam facetowi w twarz 

Facet się wkurzył uderzył mnie w twarz z otwartej dłoni. Splunęłam krwią na podłogę. Mężczyzna wcisnął mi w szyję środek usypiający i zasnęłam... Zaś... Obudziłam się kilka minut potem. Przywiązana do metalowego łóżka, przede mną stał doktor. W ręku trzymał jakiś nóż, naciął mi nadgarstek, z którego od razu sączyła się czarna krew. Spojrzałam na nią ze zdziwieniem. Doktorek chyba też. Wyszedł z sali, po chwili wrócił z jakimś łańcuchem, który świecił się na niebiesko. Owinął nim moje ciało, które po chwili zaczęło się palić, a łańcuch bardziej wpijać. Doktorek ściągnął ze mnie łańcuch. Zaś wyszedł i przyszedł z batem. Wywalił mnie z łóżka, i zaciągnął pod ścianę.

 -Będziesz mówić?- zapytał a ja czułam jego gorący oddech na szyi 

 -Po moim trupie- warknęłam

 -Wedle życzenia- powiedział

Zsunęłam się po ścianie, tyłem do mojego prześladowcy. Zdarł mi koszulkę z pleców, i popatrzył na moje "skrzydła". Po chwili poczułam bicz na swoim plecach. Gryzłam wargę aby nie krzyczeć z bólu. Ciepła krew płynęła po moich plecach. Przestał, westchnęłam.

 -Trzeba więcej żeby mnie złamać

 -Jeszcze zobaczysz, złamię cię

Złapał mnie za włosy, i ciągnąc po brudnej podłodze, wyszedł z sali. Przerzucił mnie sobie przez ramię i wszedł do innego pokoju. Zaczął okładać mnie pięściami. Gdy skończył byłam cała posiniaczona. Złapał mnie za gardło i podniósł do góry. Prawie bym się udusiła. Syknął zły i rzucił mnie na posadzkę. Wyszedł i zamknął drzwi, pozostawiając mnie w ciemności. Nie miałam sił by się podnieść. Zasnęłam na brudnej podłodze. Następnego dnia były te same tortury. Tak przeszło z kilkanaście dni. Nic nie jadłam, nie piłam... A żyłam. Pewnego dnia gdy znów próbowali mnie złamać nie wytrzymałam, w jednej ręce złapałam bat w powietrzu. Znalazłam w sobie siłę aby zrobić to. Wstałam i rzuciłam się na mężczyznę, moja skóra zaczynała czernieć, wyglądem przypominałam Lazari, kiedy rzuciła się Jacka. Po chwili spojrzałam na to co zrobiłam, moje ubranie było całe we krwi, a skóra czerniała z każdą chwilą. Wstałam i kopnięciem wyważyłam drzwi, szłam przez korytarz, spokojnie. Każda napotkana przeze mnie osoba była natychmiastowo zabijana. Podeszłam do czarnych mosiężnych drzwi. Otworzyłam je i wyszłam na dwór, byłam otoczona. Przez ludzi z SCP. Stałam tak, i patrzyłam spod mojej zakrwawionej grzywki na nich. Nienawidziłam tych ludzi, zacisnęłam pięści, z których leciała krew. Przekrzywiłam głowę, a z pod moich krwawych włosów oczy świeciły czerwonym blaskiem. Spojrzałam na ich kapitana, za nim ujrzałam coś ciekawego... Moją "rodzinkę", widziałam jak Slender mi się przygląda. Z przekrzywioną głową musiałam upiornie wyglądać, bo wszyscy z SCP się cofnęli. Zaczęłam się psychopatycznie śmiać na cały głos. Oparłam dłonie o ziemię, a moja skóra stała się cała czarna. Moje ciało oplatał czerwony dym. Nie przestając się śmiać, rzuciłam się na nich. Dostałam w ramię ze srebrnej kuli, wszyscy ludzie zamarli, moi przyjaciele też. Odchyliłam głowę do tyłu i spojrzałam na grubego mężczyznę. Po chwili znalazłam się przy nim. Z zachłannością wpiłam się w jego szyję, jak wampir piłam jego krew. Gdy nie zostało nic... ani kropla czerwonej cieczy, oderwałam się od niego puszczając go. Upadł na ziemię a moje rany zagoiły się zdziwiłam się tym faktem. Ale trzeba przyznać, że ta krew była okropna w smaku. Spojrzałam na Slendera ale go tam nie było halucynacja? Czyli jestem tu sama? *Eh nie ważne* pomyślałam, po chwili usłyszałam krzyki, czyli jednak tu byli. Uśmiechnęłam się na widok wszystkich domowników. Podeszłam pod mur i zwymiotowałam krwią. Może powierzchowne rany były zagojone ale wewnętrzne to już inna sprawa. Zaczęłam kaszleć krwią. Po skończonej zabawie nikt do mnie nie podszedł. Bali się mnie? Nie to nie możliwe, czemu mieliby? Oczy mi krwawiły, a ciało wracało do swojego normalnego wyglądu. Podeszła do mnie Clockwork:

Życie Potępionej || ZAWIESZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz