25 grudnia 2016
Rankiem obudził mnie głód. Miałam niezmierną ochotę zjeść dzisiaj całego indyka, nie dzieląc się z rodziną ani kęsem. W całym domu czuć było zapach nie do opisania: było to połączenie wanilii, cynamonu oraz czekoladowych pierniczków. To skutkowało tym, że mój brzuch burczał głośniej, niż bym tego chciała. Zakochałam się w tym zapachu. Stał się dla mnie narkotykiem, którego wdychałabym godzinami. Może ktoś na tym świecie wpadłby na to, by zrobić takie perfumy? Tylko raz w roku mogłam poczuć ten zapach. Właśnie tym pachniały święta – słodkim piernikiem.
To dziś. Rocznica. Minął cały rok od jego śmierci.
Zastygłam. Ten czas tak szybko mija. Za szybko. Na dole słychać było pałętającą się rodzinę, krzyki dzieci, stukoty talerzy dobiegające z kuchni... A tutaj, na górze panowała cisza. Wczoraj wieczorem, kiedy wróciłam do domu, czułam się inaczej. Nie czułam się fantastycznie ani nie znajdowałam się w dziwnym uniesieniu, a jednak wszystko wydawało się inne. Michael nie był taki zły, jak uważałam. Był nawet znośny, dało się z nim porozmawiać, jeśli nie szczerzył się jak debil. A szczerzył się często. Na myśl o tym głupku leciutko, wręcz niezauważalnie się uśmiechnęłam. Nawet nie zauważyłam, kiedy do pokoju wtargnęła, Lucy jedna z tych małych, wkurzających kuzynek, które kleiły się do mnie niczym super glee.
— Wstawaj leniu! — rzuciła w moim kierunku małą poduszeczkę. — Mikołaj przyszedł!
— Mikołaj nie istnieje— przyznałam zgodnie z prawdą.
— Kłamiesz!
— No proszę cię... To przecież oczywiste. Stary facet ubrany w czerwone wdzianko, który przeciska się przez kominy? – zapytałam, podnosząc się z łóżka. — W dzisiejszych czasach św. Mikołaj postrzegany byłby jako dziwak i psychopata. Zresztą... z naukowego punktu widzenia jeden człowiek nie byłby w stanie dać prezentów wszystkim dzieciom na świecie. Nawet gdyby z pomocą przyszłyby elfy-świry i czerwononose renifery.
— I tak ci nie wierze — szepnęła słabo dziewczynka.
Jej niebieskie oczka zrobiły się szkliste. Wiedziałam, że zaraz wybuchnie.
— Czy ja cię kiedyś okłamałam?
Cisza. Dziewczynka zastanawiała się przez chwilę, a w tym czasie do oczu zaczęły napływać jej łzy. Nigdy jej nie okłamałam.
Trzy.
Dwa.
Jeden.
Ryk.
Nie słyszę niczego z wyjątkiem jej szlochu. Z pewnością mała czuje się oszukana. Jak my wszyscy. Każdy z nas jest oszukiwany przez całe życie. Wróżki zębuszki, mikołajowie, króliczki wielkanocne i emerytura przed sześćdziesiątką – to wszystko nie istnieje i jest niemożliwe. Lucy płakała tak głośno, że po chwili na poddaszu pojawiła się cała rodzina, by sprawdzić co się stało.
— Lucy. Dlaczego płaczesz? — pyta jej rodzicielka.
— Regan... Powiedziała, że Mikołaj nie istnieje! – jęknęła dziewczyna i zaczęła jeszcze głośniej płakać.
Liczba osób, które mnie w tym momencie nienawidzą: cała rodzina.
Liczba osób, które uważają, że postąpiłam słusznie, będąc szczera wobec dziesięcioletniej dziewczyny: jedna – czyli ja.
— Regan tylko żartowała — powiedziała moja mama, starając się złagodzić sytuacje.
— Wcale nie. Mówiłam na serio.
CZYTASZ
Winter Love
Teen FictionRegan w niczym nie różni się od ciebie. Nie jest wysoką blondynką. Nie lubi imprezować i w żadnym wypadku nie jest obiektem westchnień wielu chłopców. Co roku przed świętami jeździ do Bibury - malowniczego miasteczka, z którego pochodzi. Nigdy nie...