- Marzenia? – zagaił chłopak, kiedy wzbijaliśmy się w powietrza.
- Milion. Zbyt wiele by o nich myśleć, więc od nich uciekam, nie wierzę, że mogą się spełnić.
- Więc czemu jeszcze ich nie porzuciłaś na zawsze?
- Czekałam...
- Na co?
- Na kogoś, kto mi udowodni, że się mylę, że marzenia mogą się spełnić.
Uśmiechnął się.
- I co? Znalazłaś kogoś takiego?
- Tak, stoi tuż obok mnie.
Naprawdę myślałam, że mnie pocałuje, w takich chwilach każda dziewczyna marzy, by ją pocałować. Balon unosił nas coraz wyżej i wyżej. Zamknęłam oczy... A potem się zawiodłam. Nie pocałował mnie, nawet mnie nie dotknął. Udałam tylko, że to nic takiego, że nie oczekiwałam niczego od niego. Liczyłam na to, że nie zauważył na mojej twarzy lekkiego smutku. Najwyraźniej to nie jest „to".
- Jesteś głodna?
Daje słowo, że w tamtym momencie tylko to pytanie utrzymało mnie przy życiu.
- Jak cholera, stary mój brzuch gra jakąś błagalną symfonię o jedzenie!
Chłopak wyjął zza siebie kosz jakby piknikowy, choć zima nie była idealnym czasem na pikniki. Liczyła się jednak zawartość, która pachniała niesamowicie. Indyk! Z ziemniaczkami, pieczony razem z pomarańczą. Był idealny. Chodzi mi oczywiście o indyka, moi drodzy.
- Pewnie się zastanawiasz, skąd wytrzasnąłem bożonarodzeniowego indyka, prawda? – zapytał dumny ze swego dokonania.
- W ogóle – wzruszyłam ramionami.
- No więc najpierw musiałem... Czekaj! Nie obchodzi cię interesująca historia o tym, jak zdobyłem tego indora? Toż to była prawdziwa bitwa o Anglię!
- Bitwa o Anglię dopiero się zacznie, jak ten kawał mięsa nie dotrze prosto do mojej buzi.
- Rey.
- Tak?
- Uwielbiam, jak jesteś głodna.
Czy to miał być komplement, czy sugestia, że mam głodować, bo wtedy jestem zabawna?
Nie zdążyłam się nad tym pytaniem długo zastanawiać, bo zaraz potem w moich ustach rozpływał się najlepszych indyk, jakiego dotychczas jadłam w swoim życiu (wybacz babciu, twój zajmuje czcigodne drugie miejsce!). Spojrzałam dookoła siebie. Było pięknie. Słońce już zachodziło i jedynym źródłem światła było rozgrzane powietrze, które uniosło nas jeszcze wyżej.- Spójrz! – krzyknęłam jak małe dziecko. – To ten most... Jak on miał? Clifton Suspension Bridge? Niesamowity!
Wszystko wydało się być takie małe. Ludzie byli jak ledwie zauważalne mrówki. Stare kamienice okryte śniegiem, który przeraźliwie szybko się topił, nadawały temu miastu historię. Kiedy niebo całkowicie pokryło się gwiazdami, nagle wszystko zaczęło się rozświetlać – i most, i ulice, i drzewa przystrojone lampeczkami. Jakby wszystko w jedną chwilę zaczęło żyć. Myślałam tylko o tym, jak fantastycznie wszystko szło dalej. Ludzie, samochody, czas... Wszystko tętniło swoim własnym życiem, kiedy ja wznosiłam się w górę. Dosłownie i w przenośni, bo od lat stałam w miejscu. Teraz odnalazłam skrzydła pozwalające wzbić mi się w powietrze. Tak jakby ja i Michael znajdowaliśmy się pod kloszem, który chronił nas przed czasem, przed tym szalonym i rutynowym pędem ku następnemu dniu. My się zatrzymaliśmy i tkwiliśmy pod balonem chroniącym nas przed tym, co zwyczajne. Wzięłam głęboki oddech. Gorąca czekolada? Tyle metrów nad ziemię? Czy to najlepszy świąteczny cud?
Spojrzałam na bruneta, a raczej na jego termos. Mój węch mnie nie mylił. Jeśli chodzi o gorący napój bogów, to wyczuje go nawet dwa kilometry stąd. Nawet gdyby był schowany dwa metry pod ziemią.- Czekolada z piankami? Co ty na to? – zapytał.
Nie musiałam nic mówić. Wystarczyło spojrzeć prosto w moje oczy, które na gorącą czekoladę patrzyły z uwielbieniem i miłością. I tak właśnie popijaliśmy czekoladę z piankami ze wspólnego termosu, pozwalając, by balon lądował na jakimś polu. Dziesięć kilometrów od miasta. Właśnie w taki sposób utknęliśmy na jakimś zadupiu.
Wesołych świąt, Regan! I szczęśliwego nowego zadupia!Dobra bez paniki... Spokojnie. To tylko jedno wielkie... nic! Liczba mieszkańców zadupia: pięć. Dwa osły i trzy barany. Liczba miejsc do spania: jedno. Obora.
- Przepraszam Regan, ale ze mnie osioł. Nie zauważyłem, no sama rozumiesz...
A osłów to ja naprawdę mam już dość, ale tego jednego naprawdę chciałam pocałować. I zrobiłam to. Po części dlatego by się zamknął, ale głównie dlatego, że chciałam to zrobić dawno temu. Nasze usta o lekko czekoladowym smaku złączyły się ze sobą. Na chwilę. Chciałam, by trwała jak najdłużej. Najlepiej całą wieczność. Ten jeden, ciepły pocałunek to rzecz, którą pragnęłam w te święta. I teraz nie chciałam, by ta chwila dobiegła końca. A kiedy w końcu nasze usta się od siebie odłączyły, chciałam powiedzieć te dwa magiczne słowa, ale nie zrobiłam tego. Bałam się odrzucenia.
CZYTASZ
Winter Love
Teen FictionRegan w niczym nie różni się od ciebie. Nie jest wysoką blondynką. Nie lubi imprezować i w żadnym wypadku nie jest obiektem westchnień wielu chłopców. Co roku przed świętami jeździ do Bibury - malowniczego miasteczka, z którego pochodzi. Nigdy nie...