Rozdział 8

114 19 8
                                    


- Dawaj, Regan!

- Co?!

- No dalej, idź!

- Oszalałeś, mam jeszcze trochę oleju w głowie.

Zostałam wypchnięta przez Michaela na środek bożonarodzeniowej szopki centralnie przed plastikowymi stópkami Jezusa. Spojrzałam na hipisowską Maryję i Józefa. Dobra – przejażdżkę z nimi w nie ogrzewanym ogórku wytrzymam, kąpiel w kanale również, ale odegranie szopki na oczach połowy bristolskiego miasta? To przecież bułka z masłem. Teoretycznie.

Wyczytałam z ruchu warg chłopaka jedno słowo: IMPROWIZUJ.

Łatwo ci powiedzieć, gnoju!

Spojrzałam na rodziny z dziećmi wędrującymi po targu świątecznym. Bristol German Christmas Market był rozświetlonym targiem, który przyciągał mieszkańców do ostatnich zakupów świątecznych. Wszędzie kręciły się dzieci wraz z rodzicami. Gdzieś w oddali widziałam, jak para chłopców urządziła sobie swoją małą bitwę na śnieżki. Delikatne płatki śniegu otulały przystrojone choinki, a kolorowe światełka przy każdym stoisku nadawały niepodważalny klimat. W taki wieczór pragnęłam z kimś bliskim napić się gorącej czekolady, poczuć woń cynamonu i po prosty – być szczęśliwą, cieszyć się tym, co mam. Widząc całe rodziny na placu, posmutniałam. Zostawiłam rodzinę w święta dla pewnego bruneta. Jak tak dalej będzie, to mnie wydziedziczą.

Otrząsnęłam się, zdając sobie sprawę, że stoję jak kołek, który nie potrafi odegrać swej roli w szkolnym przedstawieniu. Przerabiałam to już w szkole podstawowej, nie będę po raz setny pośmiewiskiem. Chwila... Kogo ja mam grać? Przybłąkaną owieczkę?

- Improwizuj... - szepnęłam do siebie. - Witaj Jezu! Witaj Maryjo i Józefie! Jestem...

Powaloną studentką, której zamarzł tyłek o wielkości całej Rosji.

Cholera co dalej?

- Jesteśmy twoimi ostatnimi wędrowcami! Młodymi ludźmi szukającymi siebie! – krzyknął Michael,wyłaniając się znad filarów sceny.

Osioł zajęczał w szopce.

- Jesteśmy... Jesteśmy ludźmi, którzy w te święta pragną darzyć każdego swoją miłością. – powiedziałam odrobinę za cicho.

Nie byłam pewna, czemu te słowa wypłynęły z moich ust. Ale rzeczywiście pragnęłam darzyć kogoś miłością. Może nie każdego, ale kogoś na pewno.

- BEEEEE – zabeczał jeden z baranów.

A potem ludzie zaczęli klaskać, a dzieci krzyczały raz za razem:

- Brawo!

Skłoniłam się lekko. Nie obejrzałam się niestety za siebie. A szkoda. Zauważyłabym wtedy rozpędzonego osła, który biegnie prosto na mój tyłek. Trafił w punkt. Padłam na ziemię. Nie sądziłam, że jeszcze bardziej się ośmieszę. NIESPODZIANKA. Poczułam ciepłą ciecz spływającą po moich ramionach.

Oby to nie było to, o czym myślę.

Miki chwycił mnie za ręce i wyprowadził z tej żałosnej szopki moich upokorzeń.

- Czy ja właśnie zostałam...

Chłopak zaśmiał się głośno.

- Tak. Osiołek postanowił obsikać cię na oczach połowy Bristolu!

Teraz śmiał się w najlepsze. Kiedy zabrakło mu tchu, a z oczu popłynęło kilka łez, zauważył moją zażenowaną twarz.

- Właśnie trafiłam na listę dziesięciu najbardziej upokorzonych ludzi na świecie. Zresztą... To nie była połowa Bristolu... Chyba nie...

Winter LoveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz