Rozdział 7

163 25 2
                                    


26 grudnia 2016

  Znacie to uczucie, kiedy budzicie się w autobusie pełnym rozbawionych hipisów, leżąc całym swoim ciałem na facecie, który robi do was żenujące miny pedofila? Nie? Przecież to normalne, by w święta szlajać się z bandą dziwaków po Wielkiej Brytanii.

- Kiedy masz urodziny? – zapytał ni stąd, ni zowąd Miki.

- W lipcu, a co? Zamierzasz razem ze swoimi hipisowskimi kolegami zrobić mi przyjęcie niespodziankę? Czekaj, czekaj... Tak sobie pomyślałam... Zawsze marzyłam o klaunie w urodziny, a ty nadajesz się idealnie!

- Bardzo śmieszne, Rey. – Rzuciłam mu groźne spojrzenie. Jeszcze raz mnie tak nazwie, a przysięgam, zaatakuje jego piękną twarzyczkę gołymi pięściami. – Po prostu wiem, co mogę ci kupić.

- Co?

Chłopak przybliżył do mnie i krzyknął:

- Śliniaczek! Spójrz, jak ufajdałaś mi bluzeczkę. – odpowiedział, wskazując na swoją obślinioną bluzkę.

Był on tym faktem tak załamany,jakby ta bluzka znaczyła dla niego wszystko.
W komediach romantycznych wyglądałoby to zupełnie inaczej. Pewnie powiedziałby, że to nic takiego, że ta splamiona bluzka nic nie znaczy, bo obok ma mnie – słodkiego, grubiutkiego mopsika. A potem żylibyśmy długo i szczęśliwie jeżdżąc z półnagimi hipisami po całym świecie.
Chwila.
Półnadzy hipisi? Rozejrzałam się po autobusie i zobaczyłam jak wszyscy, zaczęli rozbierać się do naga.
Właśnie teraz. Niedaleko naszego celu, kochani hipisi postanowili w środku zimy zamienić się w morsów i pokąpać w kanale bristolskim. Że, co kurde?
Pojebało ich doszczętnie czy tylko w połowie?
Co najciekawsze – Michael nie protestował, wręcz przeciwnie tryb "hipisowego" morsa włączył mu się błyskawicznie. Stałam jak wyryta. Gdy w końcu odzyskałam głos, podeszłam do całkowicie nagiej dziewczyny i spytałam:

- Ale... Ale... Że tak na golasa? BEZ NICZEGO?

- Cenimy sobie naturalność.

Zauważyłam. Ogólnie za dużo widziałam. Oddychaj kretynko! Masz dwa wyjścia: albo uciec przez okno i krzyczeć: „RATUNKU CHORZY PSYCHICZNIE LUDZIE W OGÓRKU!" lub udawać, że nic się nie dzieje.
I zgadnijcie, co wybrałam?
Jeśli pomyśleliście, że wybrałam opcje numer jeden, to gratuluje, jesteście świrami!
Spojrzałam na Michaela — zdjął już swój brązowy sweter oraz spodnie i był gotowy na więcej.

- Hola, hola, panie chyba nie zamie...

- Zamierzam – przerwał mi w pół słowie. – A ty, na co czekasz?

- Nie zrobię tego. Nawet nie mam zamiaru stąd wychodzić. Jest zimno. Słyszałeś o szoku termicznym?

Chłopak tylko uśmiechnął się głupkowato, a w oczach zaświeciły mu się dwie iskierki. Panie i panowie oto tym sposobem mamy gwarantowane kłopoty do końca naszego życia.
Ogórek się zatrzymał, a hipisi pobiegli błyskawicznie do wody, jakby ktoś na ulicy rozdawał darmowe lody (chyba zostanę raperką).
A za nimi pobiegł on. I czułam się może trochę zła, że mnie zostawił samą.
Przysięgam, że zamknęłam oczy tylko na moment. Tylko na krótką chwilę oparłam się o szybę pojazdu. Minęło kilka sekund, a poczułam, że ktoś bierze mnie na ręce i przerzuca przez swoje ramiona.

- Hej! Puść mnie, kimkolwiek jesteś! NATYCHMIAST!

Zaczęłam sobie wyobrażać, jak pod okupem autobusiarz wpuścił tutaj gangstera, który mnie porywa i robi ze mną te wszystkie niemożliwe, rzeczy, które kiedyś czytałam w jakiś słabych książkach. Wierciłam się jak oszalała. Potem jednak poczułam charakterystyczny zapach wanilii i męskiego żelu pod prysznic. Tylko jeden idiota tak pachnie i tak wygląda.
Poczułam jak zimny wiatr, szczypie moje policzki. Intuicja podpowiadała mi, w jaką stronę niesie mnie chłopak.

- Michaelu Wallace!!!

- Tak?

Czułam, że na twarzy chłopaka pojawia się ogromny uśmiech.

- Masz mnie puścić. Teraz – powiedziałam, podkreślając każdą sylabę.

- Wedle życzenia.

Plusk. Zimna woda oblała moje ciało. Wynurzyłam się na powierzchnie i wściekle ruszyłam ku Michaelowi.

- Ty! Ty okropny, irytujący debilu!

Chłopak przyjmował te obrazy jako jego największe zalety.

- Dziękuje, dziękuje – ukłonił się i zaczął pozować do niewidzialnych kamer.

Nie wytrzymałam. Rzuciłam się na chłopaka z myślą, że jeśli go utopię będę miała satysfakcje związaną z przemoczonym ubiorem. To była bitwa na chlusty i podtapianie. Nie czułam się przy nim w żadnym stopniu nieswojo, mimo że był prawie nagi. Nie zwracałam uwagi na wiatr, na zimno i na gołych hipisów. Pierwszy raz od dawien dawna nie przejmowałam się niczym. Przy tym chłopcu nie chciałabym nigdy dorastać.

A kiedy po kilkunastu minutach dojechaliśmy do tętniącego życiem Bristolu, nie byłam pewna tego, czego chcę. Bałam się, że będę się nudzić lub czuć dziwnie. I nie spodziewałam się, że mój najlepszy obiad zjem nad bristolskim mostem, lecąc balonem ku przestworzom.  



-------------

Dawno, bardzo dawno niczego nie dodawałam. Przepraszam. Dziś też króciutko, a następny rozdział z lotem balonem i szaloną szopką dopiero w sierpniu. Jutro lecę do Bułgarii, a wy? Jak spędzacie wakacje? 

Winter LoveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz