ROZDZIAŁ 24

6.1K 372 17
                                    

Matt:

-Po co tutaj przyszliśmy? - pytam kiedy poznaje okolice. To była droga do Mostu Samobójców. Nie kminie po co tutaj przyszliśmy.

-zobaczysz - mówi zatrzymując się w końcu - dla twojego dobra radzę Ci się nie wychylać - mówi wyglądając zza drzewa, za którym staliśmy.

Nic nie rozumiem. Ale spojrzałem tam gdzie on. I zobaczyłem Lili, która siedziała na poręczy mostu. Nie było by w tym nic niezwykłego, gdyby nie fakt, że w jej oczach było coś innego niż zazwyczaj. Nie było już w nich zimnej obojętności czy kpiny. Teraz widziałem smutek wymieszany z gniewem. Ten wzrok był przeniesiony na księżyc, który był w pełni.

-wygląda...

-normalnie? Ona też żyje. Też czuje. Po prostu nie okazuje tego. Nikomu. Nie wiem czemu. Zawsze kpiła z tego. Ale może tobie się uda - słowa Liam'a trochę dały mi do myślenia. Wpatrywałem się w dziewczynę i byłem w szoku jak zobaczyłem krwawą łzę spływającą po jej policzku. Ale ona była spowodowana niczym inny jak smutkiem.

-mi?

-Widzisz? Życzę Ci powodzenia - klepną mnie po ramieniu i powoli odchodził.

-Chwila ale...

-Trzeba wam trochę pomóc - puścił mi oczko i zniknął. Pomóc? W czym? O stary... Powoli wyszedłem z ukrycia i wolnym krokiem ruszyłem w jej kierunku. Nie widziała mnie, a przynajmniej miałem taką nadzieję.

Lili:

-Szlak! - warknęłam pod nosem kiedy kolejna łza spłynęła po moim policzku - robię się ckliwa - mówię pod nosem biorąc głęboki wdech.

-A to coś złego? - usłyszałam znajomy głos. Nie musiałam się odwracać, żeby wiedzieć kto to. Nie trzeba być też geniuszem, żeby wiedzieć kto go tu przyprowadził.

-Jak długo tu jesteś? - pytam odwracając głowę w przeciwną stronę. Nie chce aby to widział. Inne dziewczyny mogą ukryć łzy wycierając je. U mnie nie ma tak łatwo, pewnie wiecie dlaczego, więc miałam nadzieję, że tego nie widział.

-A czy to ważne? - pyta podchodząc do barierki.

-Masz rację. Nie interesuje mnie to - mówię schodząc z barierki i kierując się w drogę powrotną do domu. Zatrzymała mnie ręka Matt'a, którą zacisnął na moim ramieniu - popełniasz ogromny błąd - warcze w jego stronę.

-Porozmawiajmy - nic sobie nie zrobił z mojego ostrego tonu co mnie zdziwiło.

-Odważny jesteś - chwale go. No co? Nie każdy ma odwagę mnie zaczepić, a co dopiero prosić o rozmowę. Zaimponował mi.

-Powiedz mi coś czego nie wiem - mówi z uśmiechem. Okej zmieniłam zdanie.

-Mówił ci ktoś, że jesteś skromny? - pytam wyszarpując rękę z jego uścisku - i od kiedy jesteś taki ciekawski? Nie wystarczy Ci to co powiedziałam? - pytam a on widocznie zastanawia się nad odpowiedzią - Jeśli myślisz, że nie wiem, że rozmawiałeś z Liam'em to jesteś na prawdę głupi.

-Skąd to...?

-wiesz może i nie kojarzyłam paru szczegółów, ale słyszałam co mówiłeś. Wiem też co zrobiłeś - mówię patrząc mu w oczy - nie licz na podziękowania z mojej strony.

-Nawet ich nie oczekiwałem.

-i dobrze - mówię odwracając się do niego plecami i ruszając przed siebie.

-A ty gdzie?

-Do domu?

-A rozmowa?

-słuchaj ja nic Ci nie obiecywałam - mówię nadal idąc. W końcu ruszył dupe i znalazł się koło mnie.

-proszę - powiedział a ja na niego spojrzałam. Na prawdę mu na tym zależało. Nie zgadzaj się, nie zgadzaj się, nie zgadzaj się.

-Dobra - czy ja coś mówiłam?

Poszliśmy tradycyjnie do parku. O tej porze nikogo nie było i można spokojnie porozmawiać. On usiadł na ławce a ja spacerowałam niedaleko.

Matt:

-Pytaj - mówi Lili jak gdyby rozmawiała ze starym przyjacielem.

-I od tak odpowiesz na moje pytania? - dla mnie to dziwne. Gdzieś musi być haczyk.

-Nie mam nic do stracenia. Możesz zapomnieć lub to wykorzystać. Twoja wola. Ale zapamiętaj jedno. Jeśli chociaż jeden włos spadnie z głowy Benowi czy innym to ty stracisz życie w pierwszej kolejności jasne? - pyta ostro patrząc mi w oczy.

-j-jasne - jej spojrzenie jest paraliżujące.

-No to super - mówi z uśmiechem klaszcząc pojedyńczo - dajesz - ona naprawdę potrafi być przerażająca.

-Może zacznij od początku. Jak to się zaczęło?

-Hmm... Opowiem ci pewną historię - mówi przechadzając się między krzewami - Dwanaście lat temu mała, bialowłosa dziewczynka bawiła się beztrosko swoją zabawką. W pewnym momencie do domu wpadła przerażona kobieta. Mama dziewczynki. Oddała życie aby dziecko mogło żyć - mówi spokojnie spacerując wokół - jednak niebezpieczeństwo nie minęło, dziewczynka też by zginęła, gdyby nie pewnien chłopak. Uratował ją. Zaopiekował się nią. Wychował. Z czasem dziewczynka zrozumiała co jest jej celem. Zabicie każdego kto choć zbliży się do jej przyjaciół.

-A co z ojcem tej dziewczynki? - pytam ciekawy. Wiem że mówi o sobie ale... Jak to się wszystko stało?

-Ojciec... Porzucił dziecko i matkę. Kobieta poświęciła życie dla swojej córki. Nienawiść skierowana do mężczyzny rosła w sercu dziewczynki przez lata i wiedziała, że jeśli będzie trzeba, zabije go bez mrugnięcia okiem - mówi kierując na mnie wzrok - w jednym dniu. Dziewczynka straciła wszystko, ale zyskała jeszcze więcej. Odrzuciła emocja. Wiedziała uczucia mogą ją tylko osłabić, a na to pozwolić nie mogła - mówi nadal ze stoickim, ale w jej oczach widziałem wszystko co wtedy przeżyła.

-To dlatego jesteś... Taka?

-Nie do końca. Pamiętam wszytko jakby to było wczoraj. Bezwładne ciało mamy leżące na ziemi. Bez ducha. Pamiętam twarz człowieka który odebrał Mi osobę, którą kochałam - mówi powstrzymując wybuch emocji - odebrali mi jedyną osobę którą kochałam. Teraz już wiem że nie warto się przywiązywać. Ale dbam o swoich - mówi z powagą.

Byłem zdziwiony a jednocześnie jej współczułem. Była dzieckiem. Miała zaledwie 5 lat kiedy praktycznie straciła oboje rodziców. Obserwowałem jak przechadzała się między krzewami z zimną obojętnością na twarzy. Ale jej oczy zdradzały wszystko. Toczyła walkę sama ze sobą. Ale nurtuje mnie jedno pytanie.

-Dlaczego mnie nie zabiłaś?
___________________________
Oto kolejny rozdział a maraton trwa :) jak myślicie, Lili odpowie na to pytanie? A może w końcu się przyzna że coś między nimi iskrzy? Dowiecie się tego w kolejnym rozdziale :)

Córka Krwawej Mary (CKM #1)✔ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz