ROZDZIAŁ 28

5.7K 423 56
                                    

Jack:

-Ile jeszcze będą tam siedzieć? - pyta Liam, kiedy wszyscy w salonie czekaliśmy aż slender powie nam co się stało z ojcem Liama i Lili. Jeśli o nią chodzi to nie wygląda najlepiej.

-Jak go znalazłam było z nim kiepsko. Uratowałam mu życie... - mruczy siedząc a raczej prawie leżąc na fotelu.

-Nawet nie zaczynajcie - ostrzega ich LJ.

-LJ ma rację. Musimy się dowiedzieć co się stało - mówię opierając się o ścianę.

-pewnie to jakaś pułapka - mówi Jeff.

-Tak geniuszu. Pobicie prawie na śmierć szefa agencji i postrzelenie go to zajebisty plan, aby nas złapać - mówi Lili wywracając oczami.

-uspokujcie się. Faktycznie taki plan nie miał by sensu, ale lepiej być czujnym - mówię aby ich uspokoić. W tym czasie pojawia się slender.

-I co z nim? - pyta Liam wstając z kanapy.

-W ciągu kilku dni rana postrzałowa się zagoi. Po siniakach i zadrapaniach nie ma śladu - mówi slender, a młody odetchnął z ulgą. Cóż może i się nie widzieli dłuższy czas, ale to nadal jego ojciec.

-Mamy Happy End mogę już iść? - pyta Lili. W zasadzie nikt jej tutaj nie trzymał siłą.

-Nie. Adrien chce z tobą porozmawiać - zwraca się do Lili slendi.

-Nie mam z nim o czym rozmawiać - mówi zła. Zaraz znowu będzie awantura.

-Owszem masz. Twój ojciec zostanie tu jakiś czas i macie się dogadać - słyszałem ten tekst miliony razy.

-Nie wejdę tam sama! Mowy nie ma. Jeszcze mu krzywdę zrobię - mówi Lili wzdychając. Liam miał już się odezwać ale ja go wyprzedziłem.

-Ja z tobą pójdę - Lili przez chwilę na mnie patrzyła. Nic nie mogłem z niej wyczytać, w końcu kiwnęła pojedyńczo głową, wstała z fotela i oboje weszliśmy do pokoju w którym leżał Adrien.

Lili:

Normalna nastolatka na moim miejscu poczuła by ulgę, że jej ojcu nic nie jest. Płakała by ze szczęścia. Ale nie ja. Co prawda ojciec wyglądał lepiej, jego siniaki się zagoiły, a w miejscu gdzie była rana postrzałowa był bandaż. Uśmiechał się do mnie, ale jak zobaczył Jack'a już nie był taki wesoły.

-Jack robi za twojego ochroniarza - mówię stając przed łóżkiem. Ojciec siedział i przyglądał się chłopakowi, który oparł się o ścianę obok drzwi.

-Myślałem że chociaż raz porozmawiamy normalnie - mówi z lekkim wyrzutem.

-Nie przejmuj się mną. Ja pilnuje aby Lili nie zrobiła z ciebie składki - mówi Jack, a ja patrzyłam cały czas na ojca.

-Miejmy to za sobą. Powiesz, dlaczego znalazłam Cię ledwo żywego w lesie?

-No tak... Jeden z moich zastępców... Nie podobało mu się to, że odwlekam zrobienie z wami porządku. Jednak Wiadomo. Ze mną nie wygrał i musiał mnie słuchać. Nie wiem jak ale... Dowiedzieli się kim dla mnie jesteś - mówi patrząc na mnie - Mark uznał, że dlatego tyle razy pozwoliłem wam uciekać i nastawił przeciwko mnie wszystkich ludzi. Musiałem uciekać bo inaczej skończyło by się to inaczej... Oczywiście zanim uciekałem wdałem się z nim w bujke - w bujke? To brzmi jak zeznania chłopca z podstawówki. Ale słuchałam dalej z uwagą - udało mi się uciec z agencji jednak nie odpuścili i ścigali mnie przez kilka metrów. Kiedy zostałem postrzelony odpuścili bo pewnie pomyśleli, że długo nie pociągne... I na pewno by tak było gdyby nie ty - mówi patrząc na mnie z wdzięcznością. Jednak ja nadal miałam na twarzy maskę obojętności.

-Krótko mówiąc straciłeś robotę i szacunek - mówię podsumowując wszystko. Mam mieszane uczucia. Z jednej strony teraz jest bezbronny i nie może tam wrócić, a z drugiej strony jednak wielu takich jak my zginęło właśnie przez nich.

-Tak. Teraz pewnie myślą, że nie żyję - mówi przenosząc wzrok na swoje ręce.

-I dobrze. Trzeba teraz zrobić obeznanie.

-Obeznanie?

-skoro zmienił się szef, to na pewno zmieniło się o wiele więcej. Jeśli wszystko dobrze pójdzie, załatwimy wszystkich - mówię obojętnie, ale we mnie aż się gotowało - Pożałują wszystkiego co zrobili. I albo jesteś z nami, albo przeciwko nam. Mam dzisiaj dobre serduszko. Daje ci czas do namysłu, a teraz idę powiedzieć o wszystkim reszcie - i po tych słowach wyszłam z pokoju.

Jack:

Miałem właśnie wyjść z pokoju, ale zatrzymał mnie głos ojca małej.

-Co ja robię źle... - westchnął przeczesując dłonią włosy.

-Za bardzo na nią naciskasz - mówię zerkając na niego. Ja nie jestem typem człowieka który mówi ''per pan'', ''per pani". Co z tego że jest starszy.

-Chcę po prostu aby było jak dawniej. Kiedy jeszcze Mery z nami była - mówi wyraźnie przybity. Normalnie to bym mu powiedział parę słów co o nim myślę, ale ugryzłem się w język. Trzeba w końcu jakoś pomóc małej bo nie mogę patrzeć jak przez niego się zatacza.

-Między wami nigdy nie będzie jak dawniej. Ale może być lepiej niż teraz. Po prostu nie naciskaj na nią, bo prędzej czy później to się źle skończy - mówię spokojnie a ten na mnie spojrzał.

-Znasz moją córkę o wiele lepiej niż ja...

-Uratowałem ją. Gdyby została tam chwilę dłużej nie miał byś też córki. Przeżyła więcej niż normalna nastolatka. Nie dziw się więc że tak się zachowuje - może w końcu coś do niego dotrze.

-Dziękuję że opiekowałeś się moją córką i mam nadzieje że będziesz to robił nadal - mówi patrząc na mnie.

-Owszem. A ty przemyśl to co powiedziałem i to co powiedziała Lili. Pomagając nam możesz się do niej zbliżyć - mówię i wychodzę z pokoju zostawiając go samego.
___________________________
Witajcie czytelnicy którzy rozwalają system xD mam nadzieję rozdział się spodobał i widzimy się jutro :)

Ps. Wiecie że jeszcze tylko 2 rozdziały i epilog do końca ;_;

Córka Krwawej Mary (CKM #1)✔ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz